Pokażcie Polakom, jak tu żyjemy

Pokażcie Polakom, jak tu żyjemy

Na ukraińskiej wsi przy granicy z Polską od dziesięcioleci nic się nie zmienia. Auta grzęzną na błotnistych drogach, a w polu koń jest przydatniejszy niż traktor Krzysztof Potaczała. Korespondencja z zachodniej Ukrainy Z pierwszym pianiem koguta mężczyźni i kobiety pędzą krowy na górskie pastwiska. Leje jak z cebra. Z dorosłymi idą dzieci, pomagają targać prowiant na cały dzień: chleb, salceson, słoninę, ciasto. I najważniejsze – bimber. Bez wódki własnej roboty żadne pasienie. Wypić mus – za pomyślność własną, sąsiadów i żeby inwentarz się nie pochorował. Bo w Topolnicy w rejonie starosamborskim ludzie żyją głównie z tego, co sami wyhodują i utrzymają. Każda szanująca się rodzina ma krowy (wiadomo: mleko, śmietana itp.), konie (niezbędne do pracy), w następnej kolejności świnie (im tłustsza, tym lepsza na sało, ukraiński przysmak), potem kury i kaczki (od wielkiego dzwonu na rosół). Młodzi uciekają za granicę – Odkąd wraz z upadkiem Związku Radzieckiego rozwiązano kołchozy, skończyła się praca na państwowym – opowiada Jarosław Mycak, mieszkający w Topolnicy nauczyciel biologii i muzyki w szkole w pobliskich Striłkach. – Dobrze, że ludzie mają chociaż po kawałku ziemi. Żaden skrawek, na którym może coś urosnąć, nie leży odłogiem. A ziemia u nas ciężka, trudna do uprawy. Jak ze dwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2011, 35/2011

Kategorie: Reportaż