Polacy ciągle chcą być na weselu

Polacy ciągle chcą być na weselu

Nikt nie ma takiego dotarcia do prowincji jak muzycy disco polo

Monika Borys – kulturoznawczyni, autorka książki „Polski Bajer. Disco polo i lata 90.”

Naprawdę nazywasz się Monika Borys czy to pseudonim na potrzeby książki?
– Nie ty pierwszy zadajesz to pytanie, naprawdę nazywam się Monika Borys, ale nie jestem autorką hitu „Co ty, królu złoty”. To czysty przypadek.

Ale książka nie jest już przypadkiem. Choć to pozycja naukowa, widać w niej sympatię do disco polo.
– Owszem, bywam jego fanką, jest w tym gatunku wiele elementów, które lubię, ale też takich, które mi przeszkadzają. W książce nie chodziło mi o recenzowanie, napisałam ją z perspektywy badaczki, więc mój osobisty stosunek miał mniejsze znaczenie. Naukowo zajmuję się transformacją i kulturą wizualną. Szukając szerszej perspektywy dla okresu przemian ustrojowych, pomyślałam o disco polo. To temat, który wiele mówi o ludowej wyobraźni tamtych czasów, ale wciąż jest niezbadany.

Nie dziwię się. Dla elit disco polo zawsze było synonimem obciachu, kiczu i zacofania. Już w 1996 r. Tadeusz Sobolewski w tekście „Pusta plaża” w „Tygodniku Powszechnym” pisał o bezradności wobec mechanizmów kultury masowej, za której najgorszy przejaw uznał właśnie disco polo.
– Elity rodzącej się III RP nie tylko nie rozumiały klasy ludowej, ale także klasy średniej. Bo disco polo to po części muzyka rodzącej się klasy średniej, tylko nie takiej, którą projektowali twórcy transformacji. Ona nie pasowała do normatywnych wzorców, nie równała do zachodnich standardów. Discopolowcy poczuli wolność, chcieli robić biznes, kupować, konsumować i spełniać marzenia. W pierwszych piosenkach disco polo obok miłości pojawiają się egzotyczne kierunki, luksusowe produkty.

Takie jak w „Mydełku Fa”.
– Tak, oczywiście, chociaż piosenka – do dziś jeden z największych przebojów gatunku – pomyślana była jako pastisz.

Marek Kondrat z Marleną Drozdowską chcieli obśmiać disco polo, a stworzyli absolutny hit!
– W „Mydełku Fa” spotykają się główne marzenia wyśpiewywane przez twórców muzyki chodnikowej: erotyczne fantazje o Cycolinie (to nawiązanie do włoskiej gwiazdy porno Ciccioliny) i aksamitne, pachnące mydełko. Historia tej piosenki wiele mówi o podejściu elit do gatunku. Z jednej strony nie rozumiały i nie doceniały fenomenu tej muzyki, a z drugiej chętnie, niby-ironicznie z nią flirtowały. Inteligencja nadal chciała dyktować warunki, czego słuchać i jak żyć, ale lud chciał się bawić. W PRL Janusz Laskowski nie był uznawany przez oficjeli, jednak jego twórczość żyła w drugim obiegu. W tamtych czasach na rynek trafiły miliony pocztówek dźwiękowych z jego nagraniami, był polskim Bobem Dylanem. Dziś Laskowskiego uznaje się za prekursora gatunku disco polo, choć przed 1989 r. nie błyszczał na salonach.

Transformacja przyniosła wolność, także wolność wyrażania siebie.
– W tamtych czasach ogromna grupa ludzi poczuła potrzebę zamanifestowania swoich pragnień. Disco polo pokazuje, że ludzie chcieli karnawału, zabawy; wbrew obiegowej opinii z PRL nie wyszli tylko przegrani, bez chęci do działania.

Nie byłoby sukcesu disco polo bez nieuregulowanego rynku praw autorskich. Kasety z piosenkami nagrywało się chałupniczo i sprzedawało na chodniku.
– Dziki wolny rynek i chaos prawny na pewno pomogły piosence chodnikowej przedostać się do mainstreamu. Druga ważna rzecz to napływ taniego sprzętu elektronicznego do Polski. Do tworzenia muzyki disco polo tak naprawdę wystarczył keyboard. Wiele osób przerabiało zachodnie utwory, np. Sandry, i do znanych melodii dopisywało polskie słowa. Każdy we własnym garażu mógł stworzyć hit.

Czyli ta muzyka była formą oswojenia świata zewnętrznego? Obok swojskości było zainteresowanie nową kulturą?
– Myślę, że ta swojskość wcale nie jest w ostrej opozycji wobec „obcości” świata zewnętrznego. Gdy posłucha się dokładniej piosenek disco polo, to nie ma tam niechęci, lęku przed nowym. Owszem, jest trochę patriotyzmu, nieco nostalgii w stylu amerykańskiej Polonii.

W 1995 r. disco polo było na szczycie. W czasie kampanii prezydenckiej Aleksander Kwaśniewski tańczył do „Ole Olek!”, własną piosenkę disco polo miał Waldemar Pawlak. Pod koniec lat 90. disco polo znikło jednak z mainstreamu.
– Polsat przestał nadawać program „Disco Relax”, na tapecie pojawił się hip-hop, zrobiło się ciszej, ale to nie znaczy, że ten gatunek umarł. Na weselach wciąż chętnie grano disco polo, ludzie nadal tego słuchali. To był raczej chwilowy spadek popularności. Dopiero epoka YouTube’a – gdzie znów niejako w drugim obiegu zaczęły się pojawiać piosenki disco polo i tęsknota za latami 90. – sprawiła, że gatunek ponownie zrobił się modny.

Pod tę modę podłączają się też inni twórcy balansujący na granicy disco polo. Mam na myśli Braci Figo Fagot i Sławomira.
– Moim zdaniem Bracia Figo Fagot to bardzo, bardzo zły pastisz disco polo, przesiąknięty seksizmem i klasizmem. Wiem, że to może zabrzmieć odrobinę naiwnie, ale w muzyce liczy się szczerość i autentyczność, a Figo Fagot to głównie granie na stereotypach, wyciąganie grubo ciosanych tematów publicystycznych. Przy tym nie da się bawić, bo ta muzyka zwyczajnie obraża. W przypadku Sławomira zaś mamy do czynienia ze stylizacją na disco polo. Sławomir zobaczył, jak działa rynek, wykreował się i odniósł sukces.

Podczas sylwestra z TVP to Sławomir i Zenek Martyniuk byli głównymi gwiazdami. Obu bardzo promuje Jacek Kurski. Czy byłby możliwy taki renesans disco polo bez PiS?
– Jacek Kurski i PiS wykorzystują disco polo instrumentalnie, to dla nich mechanizm odrzucenia III RP. Tak naprawdę Zenek Martyniuk nie potrzebuje Jacka Kurskiego, świetnie by sobie poradził sam. Niezależnie od tego, czy rządziłoby PiS, czy PO, ta muzyka i tak byłaby popularna, nawet Ryszard Petru nie powstrzymałby siły disco polo.

Tak jak w latach 90. nie pomogły lamenty Tadeusza Sobolewskiego, dziś nie pomogą lamenty Krystyny Jandy?
– Przy okazji premiery filmu „Disco polo” w 2015 r. w TVP Kultura można było obejrzeć program o socjologicznym aspekcie tego gatunku. Wówczas Grzegorz Sroczyński ubolewał na łamach „Gazety Wyborczej”, że publiczne pieniądze są marnowane na taką szmirę. To dziwne, że człowiek uznający się za lewicowca odrzuca próbę zrozumienia, czym jest wyobraźnia klasy ludowej. Żebyś mnie dobrze zrozumiał: nie chodzi mi o żaden „politeizm piękna” – wmawianie, że disco polo to sztuka – ani o to, żeby nagle publicyści pokochali ten gatunek. Jeżeli chce się przemawiać w imieniu mas, trzeba zrozumieć ich potrzeby i sposób opowiadania o świecie.

Taki Zenek Martyniuk to robi, a PiS wie, jak to wykorzystać?
– Pamiętasz, jak po wygranych eliminacjach do Euro 2016 prezydent Duda poszedł pogratulować polskim piłkarzom? Wówczas w szatni piłkarze polewali się szampanem i śpiewali „Przez twe oczy zielone”, a prezydent do nich dołączył. Mam wrażenie, że Polacy ciągle chcą być na weselu.

Rozumiem, że „Gazeta Wyborcza” i opozycja zyskałyby, gdyby przestały wyśmiewać taki sposób zabawy?
– Moim zdaniem opozycja powinna otworzyć uszy i oczy na disco polo. Prawda jest taka, że nikt nie ma takiego dotarcia do prowincji jak muzycy tego gatunku. Na koncerty w powiatowych miastach przychodzą tłumy i są to ludzie z różnym wykształceniem, poglądami.

Część gwiazd z tego gatunku, np. Sławomir Świerzyński, lider grupy Bayer Full, nie tylko sympatyzuje z partią rządzącą, ale także podejmuje narrację narzucaną przez rząd i podporządkowane mu media.
– Mam wrażenie, że przypadek Świerzyńskiego jest pojedynczy, ale najgłośniejszy. Być może inni muzycy to ludzie otwarci i ciekawi świata. Może wielu wsparłoby ruchy demokratyczne lub przeciwstawiło się nienawiści do osób LGBT. Nie wiemy tego, bo odrzucamy całe to środowisko. Wydaje mi się, że popełniamy ten sam błąd co elity w latach 90.

Czyli lewica – jeśli chce stać po stronie ludu – powinna sięgnąć po disco polo?
– Myślę, że pozwoliłoby to jej lepiej zrozumieć wartości i sposób postrzegania świata przez masy. Piosenki disco polo nie zawsze są konserwatywne – mówią o dostatku, spokoju, ojczyźnie, ale też o radości, erotycznym spełnieniu i wolności. Te utwory mają duży potencjał masowości, który można by wykorzystać do promowania innych wartości niż tradycyjna wizja rodziny i ról płciowych oraz patriotyzmu.

Fot. materiały prasowe

Wydanie: 2019, 38/2019

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy