Inspirowanie się czyjąś biografią na potrzeby roli jest zawsze formą kradzieży Jakub Gierszał – aktor Film „Pomiędzy słowami” bierze udział w konkursie głównym festiwalu „Wisła” w Moskwie. Rosja to kolejny kraj, który zwrócił na niego uwagę. Spodziewałeś się takiego sukcesu? – Filmy Urszuli Antoniak mają wspólny mianownik: mówią o izolacji od społeczeństwa i od drugiego człowieka, o samotności jednostki. To kwestie uniwersalne, które niezależnie od szerokości geograficznej są czytelne i zrozumiałe. Pytania o tożsamość, które Ula w nich zadaje, zna każdy, nieważne, czy się urodził i wychował w Polsce, w Rosji, czy w Stanach Zjednoczonych. W „Pomiędzy słowami” jątrzymy, jakim kosztem odbywa się budowanie tożsamości, na jakiej glebie ona wyrasta. To pytania ważne i uniwersalne, które wypychają ten film za granicę. Ty i Ula macie na ten temat dużo do powiedzenia. Dzielicie doświadczenie życia w innym kraju. Czy podczas budowania roli wymienialiście się tymi doświadczeniami? – Zdecydowanie się wymienialiśmy. Moje doświadczenia są zupełnie inne, bo jako dziecko mieszkałem w Niemczech, a potem przyjechałem z rodzicami do Polski. Ula natomiast wychowała się w Polsce, z której wyjechała na własne życzenie. Nasze perspektywy się różnią. Ja poza tym, że znam kulturę i mentalność niemiecką, mam też rodzaj spojrzenia z zewnątrz na Polskę. I tymi spostrzeżeniami z zewnątrz mogłem się dzielić z Ulą. Jaka jest jej historia? – Tak jak bohater filmu, Michał, ona sama postanowiła wyjechać z Polski. Była to świadoma decyzja dorosłego człowieka. Bez wątpienia więc ona i jej przeżycia są głównym źródłem inspiracji. Jednak ze względu na moją znajomość niemieckiego przepisała tę historię z Holandii na Berlin. Opowiadałem jej, co by było możliwe w Niemczech, jakich zwrotów można użyć itd. Scenariusz dopasowywaliśmy do mojej osoby, ale w filmie chodziło jej przede wszystkim o stan umysłu i stan bytu emigranta. Podobno reżyserka czekała na twój udział w filmie cztery lata. – Scenariusz nie powstał z myślą o mnie. Ula chciała nakręcić go w Holandii, ale z pewnych względów nie mogła zacząć pracy nad filmem, kiedy chciała. Najzwyczajniej w świecie aktor się postarzał, więc szukała kogoś młodszego. Potrzebowała osoby, która mówi w dwóch językach. Kiedy się dowiedziała o moim istnieniu, a było to w 2012 r., gdy na Berlinale wyróżniono mnie nagrodą dla wschodzącego talentu, zadzwoniła do mnie. Od tamtej pory pracowaliśmy razem, bo scenariuszem zachwyciłem się przy pierwszej lekturze. Film stawia pytanie: czy emigrantem w ogóle można przestać być, czy też naznacza cię to na całe życie? Jak ty na nie odpowiesz? – To jest ciekawe pytanie. Dotyczy bowiem emigranta i jego sytuacji, ale odnosi się też do kwestii budowania swojej tożsamości w społeczeństwie. I ta kwestia mnie interesowała najbardziej w tej historii. Widzimy kogoś, kto zbudował siebie na nowo w innym kraju, i zastanawiamy się, jak on to zrobił. Jakie poniósł koszty? Bo przecież robił to na obczyźnie, z dala od domu, więc musiał za to zapłacić, to nie mógł być bezbolesny proces. Także z tego względu, że na naszą tożsamość wpływają inni, trzeba się zastanowić, do jakiego stopnia my sami siebie tworzymy. I jaką mamy tak naprawdę nad tym kontrolę? Ciekawy jest aspekt wizualny: z twoim wyglądem doskonale wtapiasz się w niemiecki tłum. Natomiast czarni imigranci wyróżniają się kolorem skóry i są natychmiast naznaczeni łatką kogoś z zewnątrz. – Chodziło nam o to żeby mieć kogoś, kto idealnie się wpasowuje w obraz społeczeństwa, zajmuje wysoką pozycję w jego hierarchii, nie jedzie do Berlina na zarobek na zmywak, nie odstaje. Michał, mój bohater, wykonał ogromną pracę, może być z siebie zadowolony i dumny. Żeby to uwypuklić, zdecydowaliśmy, że ja w filmie będę mówił lepiej po niemiecku niż po polsku. Bohater osiąga sukces. Tylko co dalej? Kiedy odwiedza go ojciec, wolny duch z Polski, jego pytania o tożsamość i osobowość jeszcze bardziej się pogłębiają. Nie bez znaczenia jest też kwestia płci. Ula zdecydowała się opowiedzieć historię emigranta, a nie emigrantki. – To piękne i odważne z jej strony, że nie poszła na łatwiznę, tylko próbowała opowiedzieć o świecie, którego nie zna, bo jest kobietą. Dla mnie to opowieść o tym, kim jestem i próbuję być jako człowiek. Oczywiście jest ona włożona w kontekst dzisiejszej historii z emigrantami znany z mediów, zwłaszcza z czarnymi, którzy występują w filmie. Ale to nie jest reakcja na tu i teraz, tylko uniwersalna opowieść, dzięki której mogłem lepiej zrozumieć