Najpierw pojawiły się artykuły sugerujące, że Polacy przywożą zarazę. Potem Norwegia przestała wpuszczać obcokrajowców 16 stycznia Kazimierz Bożek w swoim domu pod Częstochową otwiera pocztę elektroniczną. „Z przykrością informujemy, że lot z Katowic do Oslo Torp 31 stycznia 2021 r. został odwołany”. Jeszcze nie wie, że do Oslo dotarł już zmutowany wariant brytyjski koronawirusa i na razie o żadnym wyjeździe nie będzie mowy. – Znalazłem wtedy busa na 29 stycznia. Najlepsze połączenie – chwali Kazimierz. – Z Katowic zawieźliby mnie do Grimstad, gdzie pracuję. Żeby wjechać do Norwegii, trzeba mieć ujemny wynik testu na koronawirusa. Wtedy na granicy testy z Polski były ważne przez 72 godziny, więc myślę sobie: zdążymy. Zasypia spokojnie. 23 stycznia media donoszą o olbrzymim ognisku koronawirusa na budowie w centrum Oslo. Agencja prasowa NTB rzuca cień podejrzenia o przywleczenie wirusa na pracowników z Polski. Internet wrze od uszczypliwych komentarzy. Mimo to jeszcze nic nie wskazuje, że Kazimierz nie zdąży wrócić do pracy na czas. 25 stycznia dziennikarze norweskiej telewizji NRK publikują materiał o tym, jak udało im się w dwie godziny kupić w Polsce podrobiony negatywny wynik testu na koronawirusa za jedyne 150 zł w bitcoinach. Rząd norweski wprowadza nowe obostrzenia. Teraz test ma zostać wykonany już nie na 72, ale na 24 godziny przed wjazdem do Norwegii. Z tego powodu bus Kazimierza zostaje odwołany. Kazimierz rezerwuje lot z Warszawy. 27 stycznia NRK daje kolejny sensacyjny nagłówek: 17 480 osób z Polski i Litwy zostało poddanych testom na koronawirusa po przekroczeniu norweskiej granicy. W tym samym czasie zarejestrowano prawie 31 600 nowych kart SIM tylko z tych dwóch krajów. Na wieczornej konferencji premier Norwegii Erna Solberg ogłasza zamknięcie granic norweskich dla obcokrajowców w nocy z 28 na 29 stycznia. Gorsi z D-nummerem Kazimierz początkowo nie załamuje rąk. – Ogłoszono to o pół do siódmej wieczorem. Myślałem, co tu zrobić, bo została tylko doba. Zamykają niby na dwa tygodnie, ale moim zdaniem to potrwa do Wielkanocy. Szybka decyzja. Razem ze znajomymi z okolicy, którzy ze mną pracują, w dwie godziny spakowaliśmy wszystko i wyjechaliśmy. Trzeba jechać przez Niemcy i na Danię, żeby tylko zdążyć na prom. Po nocy w aucie dojechaliśmy do Słubic, gdzie chcieliśmy zrobić test. Długie kolejki, potem jeszcze trzeba było załatwić tłumaczenie. Norwegowie nie uznają polskiego. Duński, niemiecki, francuski – tak, ale polski jest niedobry. Zostało nam niecałe 10 godzin do promu, 1000 km do zrobienia, a na tłumaczenie trzeba było czekać półtorej godziny. Niech będzie jakaś kontrola, jakiś korek na drodze… No i zrezygnowaliśmy. Wróciliśmy do domu z podkulonym ogonem. 1000 km wczoraj zrobiłem, dzisiaj siedzę taki zdołowany. Na niedzielę mam lot, ale wiem, że przecież nie polecę. – Zamknięcie granic dotknie najbardziej pracowników tymczasowych – komentuje Krzysztof Jura z Polsk Norsk Consulting, firmy doradczej, która udziela porad prawnych Polakom w Norwegii i pomaga im załatwiać sprawy urzędowe. – Wśród pracujących tu mamy dwie grupy. Pierwsza to osoby, które mieszkają w Norwegii na stałe, czyli zgłosiły przeprowadzkę i mają tutejszy fødselsnummer – odpowiednik naszego numeru PESEL. Druga to pracownicy tymczasowymi, którzy rodzinę mają w Polsce i do niej jeżdżą. Są to m.in. pracownicy sezonowi lub rotacyjni. Ci ostatni bardzo często się przemieszczają. Na przykład mogą dwa tygodnie pracować w Norwegii, a potem na dwa kolejne wracać do Polski. I tak w kółko. Pracownicy tymczasowi do identyfikacji otrzymują D-nummer. I właśnie te osoby nie mogą w tej chwili wjechać do Norwegii aż do 14 lutego. O ile obostrzenia nie zostaną przedłużone. Można pracować tu od 10 lat, od 10 lat wynajmować mieszkanie, ale ciągle mieć jedynie D-nummer, bo nie każdy potrzebuje numeru związanego ze stałym pobytem i nie każdy, kto się stara o fødselsnummer, go dostaje. Te osoby czują, że wprowadzone obostrzenia są niesprawiedliwe. Kazimierz siedzi w dużym pokoju i patrzy w podłogę. – Ja do tej Norwegii jeżdżę sezonowo już 23 lata. Postanowiliśmy z żoną, że wreszcie spróbujemy czegoś innego. Że pójdę tam do stałej pracy. W październiku podpisałem umowę w firmie remontowo-budowlanej. Kupiłem samochód na norweskich tablicach. Wielu Polaków jeździ polskimi autami, ale mój szef powiedział, że to nielegalne. A ja zaczynam od nowa i chciałem mieć wszystko w porządku. Teraz samochód