Polak widzi coraz gorzej
Jedna trzecia Polaków to krótkowidze. Na dalekowzroczność cierpi co drugi pięćdziesięciolatek Co dzieje się z naszymi oczami? Czy chorują częściej niż kiedyś? Krótkowzroczność jest dziś jedną z największych epidemii. W USA wada ta wykrywana jest u co czwartej osoby, podobnie jest w Polsce, w Wielkiej Brytanii co trzeci obywatel ma ten problem, a na Tajwanie aż 85%. Podobnie jest z dalekowzrocznością, na którą cierpi co drugi człowiek powyżej 45. roku życia. Czynniki powodujące lawinę wad wzroku są nieznane. Dominuje pogląd, że to styl życia i praca wymagająca ciągłego wgapiania się w ekran. Jednak prof. Jerzy Szaflik, krajowy konsultant okulistyki, jest ostrożny w formułowaniu teorii o epidemii. Uważa, że w dzisiejszych czasach po prostu dłużej pozostajemy aktywni. Tłum pacjentów to głównie osoby starsze. – Kiedyś mówiono „Kopa i nie ma chłopa” – uśmiecha się profesor. – Teraz 60-latek jest dość zapracowanym mężczyzną. Do moich pacjentów należy prof. Kopaliński, ma 96 lat i wydał niedawno książkę o motywach erotycznych w literaturze. Wzrok jest mu niezbędny nie tylko do codziennego życia, ale i do pracy. A 50-latek, bardzo potrzebny w firmie księgowy, który boryka się z zaćmą? Chce pracować. Musi. Jeśli więc istnieje jakaś epidemia, to tylko wieku starszego. Poza tym przybywa krótkowidzów, pewnie dlatego, że oko człowieka zostało stworzone do biegania po lesie, nie do siedzenia przed komputerem. I jeszcze jedno – kiedyś byliśmy bardziej pokorni. Dziś każdy chce dobrze widzieć. Pacjenci są coraz bardziej wymagający. Specjaliści apelują, by nie lekceważyć problemów dzieci. 40% uczniów ma „coś ze wzrokiem”, tymczasem rodzice często bagatelizują objawy, uważają, że „ono z tego wyrośnie”. A leczyć trzeba od pierwszych lat życia. Wszystko sztuczne W czaszce pacjenta lekarze wywiercili otwór, następnie wprowadzili specjalny układ elektrodowy. Później umieścili go na powierzchni mózgu. Elektrody połączono z miniaturową kamerą telewizyjną i skomplikowanym komputerem, dzięki czemu pacjent odzyskał elementarną zdolność widzenia. Te nowatorskie metody przywracania wzroku zastosowano zaledwie u kilkunastu osób, ale już za kilka lat mogą być powszechne. Czy rzeczywiście niewidomi odrzucą białe laski, czy alfabet Braille`a trafi do muzeum? – Przyszłość jest w elektronice – potwierdza prof. Jerzy Szaflik. – W zastępowaniu wzroku przez komputer, który mówiąc najprościej, skomunikuje mózg z okiem. W Chicago prowadzi się eksperymenty na ludziach. Nie widzą oni tak jak my, ale odbierają wrażenia – kształty, światło. Przecież to, że kogoś widzę, wyrasta z cybernetyki. Obraz w moim oku powstaje następująco: promienie świetlne wpadają do oka, pobudzają komórki, impuls dociera do kory mózgowej, tam powstaje obraz. Już od ponad 20 lat naukowcy prowadzą badania mające na celu stworzenie niewidzącym choćby namiastki sztucznego wzroku. Przywrócenie zdolności widzenia z ominięciem uszkodzonych elementów układu wzrokowego. Część laboratoriów pracuje nad stworzeniem sztucznej siatkówki, inne testują bezpośrednie pobudzanie mózgu. Postęp jest zdumiewający. Oto kolejne dokonania: rok temu w Karolinie Południowej wszczepiono układ elektrodowy zastępujący siatkówkę. Na razie jest umieszczany pod skórą i skojarzony z odbiornikiem radiowym. Ale naukowcy dążą do takiej miniaturyzacji systemu, by w całości mieścił się w oku. Inni naukowcy (z Uniwersytetu Stanu Illinois) stworzyli całkowicie sztuczną siatkówkę, kolejni też wiercili czaszkę, ale pomysł mieli odmienny – 64 elektrody umieszczono na potylicy. Stymulują bezpośrednio korę wzrokową. Urządzenie jest podłączone do specjalnej wtyczki wprowadzonej w kości sklepienia czaszki i skórę. Zdumiewający postęp, ogromne możliwości. Chyba żadna dziedzina medycyny nie odnosi dziś tak spektakularnych sukcesów jak okulistyka. Przeszczepianie rogówki wyhodowanej w laboratorium, autoprzeszczepy rogówki i przeszczepy od spokrewnionego dawcy, lasery – to wszystko przywraca wzrok. Ale też chyba w żadnej dziedzinie postęp nie jest tak bardzo potrzebny. Nasze oczy, „zwierciadło duszy”, chorują coraz częściej, potrzebują protez, operacji, opieki. Stary, a chce widzieć – Uśmiecha się, reaguje na światło, jest zupełnie innym dzieckiem – mama Weroniki Stępniak promienieje, choć przed jej półtoraroczną córeczką jeszcze kilka operacji. Po urodzeniu Weronika ważyła tylko 700 g, ale była w świetnej formie. Stwierdzono jednak retinopatię wcześniaczą, co oznacza ślepotę. Trwają zbiórki pieniędzy na kolejne operacje. Kobieta pisze listy i rozsyła je zgodnie z kolejnością









