Epidemia stresu
Mało kto, czując ból kręgosłupa, kojarzy to z nerwową atmosferą w pracy – Rozkręcaliśmy nowy, duży projekt. Z czasem coraz jaśniej widziałem, że mimo pracy po 20 godzin na dobę nic z tego nie będzie, a kilkanaście młodych osób pójdzie na bruk. Im dłużej to trwało, tym częściej miałem bóle pleców – mówi Jacek, młody przedsiębiorca z branży internetowej. Monika, młoda rozwódka: – Po euforii z „odzyskanej wolności” nagle straciłam ochotę do życia. Roztyłam się koszmarnie, z uwielbianej pani od polskiego stałam się zastraszoną zrzędą. Marcin dostał się do renomowanego liceum warszawskiego: – Szło mi zupełnie nieźle. Aż nagle przed każdą klasówką zacząłem mieć problemy żołądkowe i gorączkę. Matylda otrzymała nieoczekiwany awans: – Praca stała się walką z czasem. Liczyłam godziny do wyjścia, przesuwałam terminy „na jutro”, a każde nowe wyzwanie, każdy telefon wywoływały przerażenie. Stresu nie można uniknąć, a jego bardzo różnorodne objawy są wynikiem działania hormonów wydzielanych w sytuacji zagrożenia. „Gmeranie w żołądku”, spocone ręce czy „latająca stopa” wybijająca rytm w tempie szybszym niż sekundy na stoperze – tak objawia się stan nazywany powszechnie zestresowaniem. Genetyka czy wychowanie Czynnikiem powodującym stres może być zarówno długotrwałe obciążenie wielką odpowiedzialnością, jak i wizyta w urzędzie skarbowym. Typologia stresu jest obszerna i drobiazgowa. Jednak nie sama sytuacja wywołuje stres. To osobowość człowieka nadaje jej znaczenie – pozytywne lub negatywne. Dla jednego praca w pokoju pełnym rozchichotanych koleżanek, z włączonym radioodbiornikiem i młotem pneumatycznym za oknem to „normalka”. Innego hałas w miejscu pracy wykończy psychicznie w tydzień. O tym, czy ktoś łatwo poddaje się stresom, decyduje to, z jaką odpornością znosi niezaspokojenie swoich potrzeb psychicznych. Najbardziej podatne na stres są osoby niecierpliwe, wrogo nastawione do otoczenia, agresywne, żyjące w pośpiechu, ambitne i biorące na swe barki zbyt duże wyzwania. Reakcja na stres zależy od postrzegania siebie – „bierne obiekty” znoszą stres dużo gorzej niż „aktywne podmioty”. Odczuwanie stresu wiąże się też ściśle z tym, jak zostaliśmy wychowani. Minęły czasy ochów i achów nad bezstresowym wychowaniem. W krajach zachodnich metoda wychowawcza oparta na zasadzie: „rób co chcesz, jeśli da ci to zadowolenie”, która przez długi czas robiła furorę, obecnie zastępowana jest wychowaniem na zasadach partnerstwa. Z dzieci, którym nie stawiano żadnych wymagań, wyrośli nierzadko ludzie nieodpowiedzialni i nieumiejący dostosować się do norm społecznych. Jednak stres nie zaczyna się w momencie naszych narodzin. Według prenatalnych badań psychologa Doroty Bieli, jesteśmy wystawieni na jego działanie niemal od poczęcia. Długotrwałe przygnębienie matki w trakcie ciąży oraz stresy okołoporodowe wpływają na to, czy w późniejszym życiu człowiek będzie optymistycznie parł naprzód, czy uciekał od wyzwań. Jeśli rodzice nie potrafią cieszyć się dzieckiem lub – odwrotnie – są nadopiekuńczy, odbija się to na psychice młodego człowieka. Z badań brytyjskich wynika, że najmniej zestresowani są emeryci, którzy życiowe decyzje i zawirowania mają już za sobą – wątpliwe jednak, czy wyniki te potwierdziłyby się w polskich warunkach. Wieczny wyścig Choć ludzie zawsze borykali się ze stresem, współczesność wyjątkowo obfituje w sytuacje wywołujące napięcie. Gwałtowny proces urbanizacji, szybkie tempo życia, groźba zagłady świata – to tylko kilka przyczyn typowych lęków społecznych. Małgorzata Pęska-Salawa, psycholog-psychoterapeuta, prowadzi zajęcia antystresowe dla dzieci i młodzieży w szkole podstawowej na warszawskim Targówku i w liceum im. Batorego oraz roczne warsztaty terapeutyczne. Według niej, główną przyczyną stresu u najmłodszych Polaków jest niezdrowa rywalizacja. – We współczesnej szkole panuje nieustanny wyścig po wygraną. Jeszcze dziesięć lat temu uczniowie liceum mieli czas na życie towarzyskie, zabawę i sport. Teraz przede wszystkim w siebie inwestują – wyjaśnia. – Uczniowie zwierzają mi się, że mają wyrzuty sumienia, gdy idą do kina, bo w tym czasie się nie uczą. Ponadto, zdaniem terapeutki, większość rodziców nie potrafi zaakceptować faktu, że dziecko nie osiągnęło oczekiwanego pułapu. – Brak sukcesu w jakiejś dziedzinie traktowany jest jak porażka, a nie jako informacja o tym, że być może nie jest to „ta” dziedzina. Dlatego pierwszą poradą, jaką Marcin usłyszał na warsztatach w liceum, było: