Jedenaste – nie bierz

Polska samoobrona przed narkotykami to happeningi, plakaty, stowarzyszenia rodziców. A dilerzy i tak liczą kasę

– Już za pół roku mogłabym zacząć chodzić do szkoły poza ośrodkiem, ale boję się, bo jeśli tam będą brać… A do siebie, na osiedle to nie wiem, kiedy odważę się wrócić. Wśród moich znajomych wszyscy biorą mniej lub więcej. Nie wiem, czy umiałabym odmówić – Majka jest szczupłą blondynką. Przechodzi terapię w warszawskim Markocie, już nawet nie czuje głodu, ale wszystko, co jest poza płotem, widzi jako groźny świat, który znowu wciągnie ją w narkomanię.
Zaczęło się od tego, że brali koledzy. W bramie, w domu, na prywatce. Jej chłopak też.
Majka nie obwinia rodziców. Dobrzy, zwyczajni. Nie zaczęła brać przeciwko nim, ale z ciekawości. Dała działkę młodszemu bratu. Teraz chłopak leczy się razem z nią. Majka boi się dilerów. I jeśli zaostrzenie przepisów zabraniające posiadania każdej ilości narkotyków ma jej pomóc, uderzyć należy właśnie w nich. Skupić się na dilerach, drobne łapanki niech będą ostrzeżeniem dla młodzieży. Bo dopóki dilerzy czują się bezkarni, dopóty zwalczanie narkomanii będzie tylko zestawem małych sukcesów. Każdy warszawiak wie, że mafia pruszkowska i wołomińska żyje z narkomanii. Co z tego? I rację ma Barbara Labuda, która uważa, że liberalne przepisy były przyzwoleniem na narkomanię w szkołach.
Zdumiewająca sytuacja. Z jednej strony, minione lata to wiele akcji antynarkomańskich. Z drugiej strony, mamy w Polsce coraz więcej narkotyzującej się młodzieży. Przypomnę tylko kilka akcji – Barbara Labuda, która działa ostro i skutecznie, wymyśliła akcję “Zażywasz – przegrywasz”. W tym roku jest to “Szkoła wolna od narkotyków”, bo z ankiet wynika, że 80% uczniów kupuje narkotyki w szkole lub jej okolicach. A robią to z ciekawości. Przed wakacjami do gimnazjów trafiły broszurki pomagające odmówić na dyskotece. Było hasło “Narkotyki, nie biorę”, telewizyjne spoty – “Patrz dziecku prosto w oczy” i film “Tajemnica zaginionej skarbonki”.
Hasła, akcje, prawie festiwale. ZHP ogłosiło “Dobrze bawię się bez dragów” i “Nie biorę tego”. Marek Kotański apelował w luzackim stylu – “Nie dajcie się zbajerować ludziom, którzy na waszym życiu chcą zrobić interes”, ogłosił też bardziej patetyczny list otwarty, w którym mówił młodym – “Naprawdę chciałbym, aby wasze serca były czyste”. Terapeuci uczą odmawiania, tłumaczą, żeby nie bać się odrzucenia. W miastach falami pojawiają się plakaty, na których narkotyki to synonim śmierci. Wiele jest happeningów, noszenia trumien, w Gdańsku i w Koszalinie zorganizowano sądy nad narkotykami. Obowiązywało przykazanie: “Jedenaste – nie ćpaj”, a licealiści śpiewali – “Poszedł Jasiu na zabawę i wypalił sobie trawę, jazdę miał niesamowitą, ale potem z mózgu sito”.
Pomysły są najróżniejsze. Popularne stały się bezpłatne telefony, można tam donieść na dilerów. Ale wpadają płotki. W Warszawie złapano kobietę, motorniczego tramwaju, która dorabiała do pensji, choć miała córkę narkomankę. Wpadło też paru studentów. I tyle.

Trawka nie jest narkotykiem

– Dzisiejszy narkoman jest zupełnie inny niż ten sprzed dwudziestu lat – twierdzi Ewa Grycner, psychiatra z warszawskiej poradni profilaktyczno-leczniczej. – Wtedy zaczynało się od klejów, leków nasennych i relanium. Teraz są inne możliwości, jest extasy, LSD i amfetamina. Zaczyna się od marihuany, potem przechodzi się na wspomniane środki, potem na ich mieszanki. Olbrzymią karierę robi heroina, “brown sugar”. Dla wielu osób barierą jest zrobienie sobie zastrzyku, “brown sugar” to skręt. Wielu z tych, którzy go spróbują, będą musieli przejść na kompot, bo jest tańszy. Zaczną się zastrzyki i zakażenia wirusem HIV.
– Skończył się czas tych z Centralnego – potwierdza Piotr Jabłoński, dyrektor Biura ds. Narkomanii – teraz jest to uczeń, student.
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Amfetamina jest modna, bo daje kopa mózgowi. Młodzież jest przekonana, że jak zda egzaminy, to przestanie. Tymczasem po odstawieniu są depresje i psychozy. Mity otaczają też marihuanę. Ten, kto ją bierze, nie jest uzależniony fizycznie, nie jest szkieletem, ale jest uzależniony psychicznie. Musi brać.
Janusz Sierosławski, socjolog z Instytutu Psychiatrii i Neurologii, autor najnowszych raportów o tym, co młodzież bierze, ocenia, że obraz młodzieży, który powstał z jego ankiet, jest nieoptymistyczny. Młodzi nie mają norm, unikają trudnych pytań, nastawieni są na teraźniejszość, charakteryzuje ich płytki kolektywizm. Łączą ich przyjaźnie, ale tylko, by załatwić jakąś sprawę. Potem każdy idzie w swoją stronę. Młodzi raczej nie używają słowa narkotyki, bo to stygmat wymyślony przez dorosłych. Mówią czule o ziółkach i trawce. Pogardzają kompotem, uważając, że to niebezpieczny narkotyk dla zdegradowanych. Jednym tchem mówią o alkoholu, papierosach i narkotykach. Tak, używają, ale kontrolują branie i nie będą sobie odmawiać przyjemności. Takim ocenom winni są także wychowawcy. To oni mówią o wszystkich używkach tak, jakby jednakowo i natychmiast zabijały. Poza tym każdego ucznia, który choć raz spróbował, uważają za straconego. Te dwa sposoby rozmowy o narkotykach: młodzieżowo-radosny i wychowawczo-piętnujący nie mogą się pogodzić. Młodzi kpią, dorośli trują. Nie ma rozmowy. A oficjalne dane mówią, że uzależnionych jest w Polsce 60 tys. osób, pół miliona miało kontakt z narkotykami. Specjaliści dodają, że dane te są mocno zaniżone.

Jezus widział ludzi z marginesu

– Teraz na leczenie zgłaszają się osoby w lepszym niż kiedyś stanie – ocenia dr Ewa Grycner. – Co z tego, jeśli nie mogą się leczyć w miejscu zamieszkania. Po prostu nie ma poradni. Najlepszym przykładem jest Warszawa. Młodzież wożona jest aż do Garwolina, zrywa kontakt z rodziną. Tak jest od 25 lat. Brakuje także punktów konsultacyjnych i propozycji terapii krótkoterminowej.
Przed paroma laty powstało wiele społecznych ośrodków. Teraz błagają o pomoc. Nie mają na remonty, jedzenie i opał. Jednocześnie, w ramach reformy, likwiduje się ośrodki detoksykacyjne, a Monar w tym roku dostał mniej pieniędzy niż w zeszłym.
Reforma zdrowia uderzyła w lecznictwo uzależnionych. Wybór między zawałowcem a narkomanem był prosty. Teraz kasy wysupłują jakieś grosze, ale wiele ośrodków zniknęło bezpowrotnie. Tym założonym przez fundacje trudno zdobyć pieniądze, bo, jak mi powiedziano, nikt nie chce sponsorować narkomanii.
Kontrowersyjną ofertą okazały się testy, które rodzice mogą kupić w aptece i sprawdzić dziecko. Specjaliści ostrzegają, że choć marihuana utrzymuje się w organizmie przez dwa tygodnie, to heroinę można wykryć tylko przez dobę. Poza tym rodzice powinni spokojnie rozmawiać, a nie tylko urządzać łapanki. Wielu dorosłych nie wie, jak się zachować po szokującym wyniku testu.
Coraz popularniejsze są metody niekonwencjonalne. W Sopocie Henryk Rogalski ma taką receptę – na początku gra w ping-ponga, potem może być wywoływanie duchów, wróżenie z kart.
Wiele jest inicjatyw lokalnych, bo mitem jest już stwierdzenie, że “prowincja nie bierze”. I tak w powiecie chrzanowskim powołano stosowną komisję, ale poza biurokracją jest tam społecznik, Krzysztof Kozerski, który ma swój program siedmiu kroków odchodzenia od narkotyków. W pobliskim Libiążu Stanisław Kwaśniewski we własnym mieszkaniu rozmawia z młodzieżą, która otarła się o narkotyki.
Zmieniło się nastawienie Kościoła. – Jezus zwracał uwagę na ludzi z marginesu, my też nie powinniśmy ich opuszczać – tłumaczy ks. bp Antoni Długosz, duszpasterz krajowy młodzieży nieprzystosowanej społecznie. – Jedną z form są oazy, gdzie dorośli są obecni, ale stoją z boku, zostawiając inicjatywę samym młodym.
Biskup Długosz wylicza i inne formy – klerycy słuchają wykładów o narkomanii, prowadzone są ośrodki zamknięte, hostele dla wyleczonych, punkty konsultacyjne, wspólnoty wspierające rodziców narkomanów.
W polskiej, coraz barwniejszej walce z narkomanią bywały pomysły drastyczne. Wojewoda katowicki, Marek Kempski, w 1998 r. wydał “zakaz przebywania w miejscach publicznych osób uzależnionych”. Gorliwie wykonywany był tylko na początku.
Policja podkreśla, że zmieniło się nastawienie szkół. Dotychczas dyrektorzy zaklinali się, że u nich nikt nie bierze. Teraz zamykają szkoły, zatrudniają ochroniarzy, na Bielanach radni wyposażyli podstawówkę w drogie kamery. Na Ursynowie niektóre szkoły dostały testy, które nauczyciele powinni rozdawać rodzicom. Liceum Kupieckie zapowiedziało, że nie przyjmie kogoś, kto nie pokaże negatywnego wyniku testu. Ten kontrowersyjny pomysł najpierw zdeptano, potem zrehabilitowano. – To bzdura, że taki test moczu burzy więź między dziećmi a rodzicami – mówi specjalista z krakowskiego ośrodka uzależnień. – Jeśli dziecko bierze narkotyki, więź z rodziną już była fatalna.
W Zgierzu dyrektor liceum, Wojciech Dobruchowski, uczy rodziców, jak poznać, że dziecko bierze.
Rozpoczęła się polska samoobrona przed narkotykami.
Parę dni po zaostrzeniu przepisów specjaliści kłócą się, czy to słuszne, bo przecież w Holandii jest liberalnie i w ogóle Europa nie zaostrza przepisów. Poza tym, co to jest za pomysł, żeby wsadzać dzieci. Specjaliści kłócą się, a w Bolesławcu, w szkolnym sklepiku sprzedawano narkotyki.
Jasność prawa na pewno pomoże w walce z narkomanią. Każdy, kto zostanie złapany, będzie przynajmniej musiał się wytłumaczyć. Prawdopodobnie stosowana będzie praktyka, że pierwsze zatrzymanie miałoby być ostrzeżeniem. To jeśli chodzi o młodzież. Ale ustawą trzeba uderzyć w dilerów. Tam, gdzie ich nie będzie, nie będzie narkotyków.

 

Wydanie: 2000, 40/2000

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy