Romeo i Julia po mysłowicku

Artur, 21-latek z Mysłowic, poznał 15-letnią Justynę w maju. Justyna męczyła się z rozpaleniem grilla na majówce i poprosiła Artura o pomoc. Umówili się na spacer i tak zaczęła się ich wielka miłość. Rodzice Justyny uważali, że jest jeszcze za młoda na randki, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Właśnie kończyła podstawówkę. Gdy nie zdała egzaminów do szkoły średniej, zaczęła znikać z domu. Namawiała do tego Artura. Najpierw włóczyli się po całych dniach, potem nie wracali na noc, w końcu uciekli na dwa tygodnie.
– Pytałem Justynę, dlaczego ucieka z domu, ale nie chciała mi powiedzieć. Mówiła, że ma ważny powód rodzinny – opowiada Artur. – Początkowo wsiadaliśmy do pociągu i jeździliśmy na wycieczki do pobliskich miast, na przykład do Krakowa. Potem zaszyliśmy się na działce u znajomych.
Jedzenie i przejazdy fundował Artur. Korzystał z karty bankowej swojego taty (ma jeszcze u niego 500 zł długu), potem pożyczał od znajomych. Sam nie ma jeszcze własnych dochodów. Ukończył szkołę zawodową, jest ślusarzem, dopiero szuka pracy.
Po dwóch tygodniach znalazł ich ojciec Justyny. Z wielkim hukiem wrócili do domu.

Żrący kwas między nogi

Po tygodniu od powrotu z ucieczki do Artura przyszedł Józek, chłopak starszej siostry Justyny. Oznajmił, że matka Justyny chce z nim pilnie porozmawiać. – Przeczuwałem kłopoty – mówi Artur – jednak poszedłem. Myślałem, że jakoś pomogę Justynie, chciałem ją też zobaczyć.
Gdy matka Justyny zobaczyła ich przez okno, kazała Józkowi złapać Artura i wciągnąć go do domu. Nie było to trudne, bo Artur jest wprawdzie wysoki, ale bardzo szczupły.
W mieszkaniu czekały na niego cztery osoby – rodzice Justyny, Józek oraz jego kolega, Robert. Poprosili, by usiadł i matka Justyny pokazała mu pismo z policji. Z powodu częstych ucieczek z domu dziewczyna została skierowana do placówki wychowawczej. – To przez ciebie! – krzyknęła matka i zaczęła okładać Artura po twarzy. Chciała wymóc na nim, aby napisał oświadczenie, że to on prowokował ucieczki. I wtedy się zaczęło. Przez kilka godzin Artura bito, kopano, duszono. Rozebrano go do slipek. Matka Justyny biła go po nogach siekierą, szczypała go kombinerkami po udach i kroczu. Ojciec Justyny bił go po twarzy, dusił, groził, że wywiezie do lasu albo zaniesie do piwnicy i tam zabije. Bił chłopca po głowie, tak, że zmasakrował mu ucho. Potem związał członek Artura kablem i ciągnął na różne strony. W końcu wylał chłopcu na genitalia butelkę wybielacza. – Nie mogłem się bronić. Byłem przekonany, że to moje ostatnie chwile. Nadal się boję, nie wiem, czy nie będzie dalszego ciągu – mówi ze strachem Artur.
Po ośmiu godzinach dręczyciele zaczęli dyktować Arturowi oświadczenie dla policji, w którym przyznaje się, że ucieczki z małoletnią były jego wyłączną inicjatywą. Nie skończyli tego pisma, bo wypita wódka zamuliła im umysły i nie wiedzieli, co dyktować dalej. – Przyjdź jutro, to skończymy pisać i pojedziemy na policję – powiedzieli Arturowi, otwierając zamknięte na klucz drzwi.
Chłopak wrócił do domu o własnych siłach, ale chyba tylko dlatego, że gnał go strach. Gdy ojciec zobaczył, w jakim jest stanie, natychmiast zawiózł go na pogotowie i zawiadomił policję.

Lekarze byli zaskoczeni

– Chłopak przyjechał z poparzeniem II stopnia genitaliów, krocza i worka mosznowego – opowiada lekarz Michał Paliga ze Szpitala Miejskiego nr 2 w Mysłowicach. W karcie chorobowej zapisano: “Stłuczenia obu stawów kolanowych i podudzi, liczne otarcia naskórka na twarzy, stłuczenia twarzy, krwawe podbiegnięcie oczodołów”. – Po raz pierwszy spotkaliśmy się z takim wymierzaniem kary – komentuje dr Paliga.
Prokurator Artur Wójcik z Prokuratury Rejonowej w Mysłowicach nie podjął jeszcze decyzji co do losu oskarżonych. Trwa zbieranie dowodów. Zabezpieczono m.in. butelki ze żrącymi cieczami. Oskarżeni są wszyscy czworo. Ojciec Justyny przyznaje się jedynie do bicia otwartą dłonią po twarzy. Za to jego żona dość dokładnie opisała przebieg zdarzenia i rolę w torturach zarówno swoją, męża, jak i dwóch pomocników. Jako motywy rodzice podają, że nie chcieli, aby Artur zadawał się z ich córką. Podejrzewali, że ze sobą współżyli. Józek, chłopak starszej siostry, pewnie solidaryzował się ze swoimi potencjalnymi teściami. Ale dlaczego agresją, polegającą na przykład na mocnym biciu w brzuch, wykazywał się zupełnie obcy Robert?
Oskarżonym grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Nigdy nie byli karani, to zwykła, przeciętna polska rodzina. Matka Justyny wychowuje dwie nastoletnie córki z pierwszego małżeństwa jej męża i siedmioletniego syna. Mąż pracuje i utrzymuje rodzinę.
– Zależy mi na Justynie, ale teraz będę omijał ją z daleka, chociaż bardzo tego żałuję – zwierza się Artur. – Ożeniłbym się z nią. To jest prawdziwe uczucie.

Kosz na wizji

To wyznanie Artur uczynił, wychodząc ze szpitala. Parę dni później w programie TVN “Pod napięciem” dowiedział się na wizji, co naprawdę czuła do niego Justyna. Cała Polska usłyszała, że zmuszał ją do “chodzenia” ze sobą, że nie mogła się od niego uwolnić i miała tego wszystkiego dosyć, a rodzice stanęli w jej obronie, bo nie mogła sama sobie poradzić.
– Kłamała w żywe oczy – twierdzi Artur – ze złości podarłem wszystkie jej zdjęcia i nie chcę jej znać. Chociaż – zastanawia się – może bała się ojca?
W telewizji rodzina oskarżonych zaprzeczyła wszystkiemu, co się wydarzyło. Przyznają, że uderzyli Artura kilka razy “po mordzie”, bo mu się należało za deprawowanie nieletniej. O maltretowaniu, nie mówiąc już o poparzeniu wybielaczem, nie wspominają. Tymczasem w zeznaniach u prokuratora przedstawili przebieg wydarzeń zgodny z tym, co opowiada ich ofiara.

Sąsiedzi lepiej wiedzą

– Jestem znajomą Artura i Justyny od wielu lat – opowiada Tereska W. – Często pośredniczyłam między nimi. Gdy Justynie zabroniono widywać się z nim, prosiła mnie, abym przekazywała mu informację, kiedy i gdzie wyjdzie na spacer z psem, aby się z nim spotkać. To Artur mówi prawdę. Justyna jest zamknięta w sobie. Jej macocha często się skarżyła, że nie umie z nią nawiązać kontaktu. Uważam, że to właśnie Artur pod wpływem Justyny zmienił się na gorsze. Znam go od dziecka i uważam za zrównoważonego chłopaka.
– Justyna mieszka tu od kilku lat, Artur całe życie, można powiedzieć, że znam go z piaskownicy – opowiada inna mieszkanka kamienicy, Sylwia. – Justyna lubi skłócać ludzi przez roznoszenie plotek. Nieraz byliśmy świadkami, jak biła Artura po twarzy, raz nawet rozcięła mu wargę. Ale on nigdy jej nie oddał, kochał ją, to było widać. Jej ojciec raczej nie utrzymuje serdecznych stosunków z sąsiadami. Jest małomówny i skryty. Pod wpływem alkoholu staje się agresywny.
Dzielnica, w której mieszkają bohaterzy dramatu, tzw. Rymera, jest przez mysłowicką policję zaliczana do miejsc szczególnie zagrożonych. Mieszka tu największa grupa szalikowców z klubu Ruchu Chorzów (znana skądinąd jako jedna z najbardziej agresywnych grup “kiboli”). To właśnie oni robili największy tumult podczas kręcenia programu TVN. W tłum było wmieszanych wielu funkcjonariuszy oddziałów prewencji, jeszcze parę godzin po programie patrolowali ulicę. Obawiano się, że gawiedź wymierzy sprawiedliwość sprawcom czynu.
– To specyficzne środowisko – stwierdza zastępca naczelnika prewencji komendy miejskiej policji w Mysłowicach, Zbigniew Ziomka. – Mnóstwo bezrobotnych, pijaków, awanturników. Niedaleko są dwa licea, uczniowie tędy przechodzący nieraz byli ofiarami wymuszeń pieniędzy przez mieszkańców Rymera. Mamy to miejsce na oku. Jednak nie można twierdzić, że wszyscy mieszkańcy to margines społeczny. Ponad połowa rodzin jest porządna, ale widać, że samo to środowisko jest poddane tzw. socjalizacji przestępczej – jak postępują rodzice, tak uczą się dzieci. Aby coś poprawić, trzeba zwalczyć przyczyny – bezrobocie, brak wykształcenia, dać jakieś pozytywne przykłady młodzieży.
– Gdyby Artur nie trafił do szpitala, policja nigdy nie dowiedziałaby się o tej historii – zauważa naczelniczka wydziału kryminalnego. – Wśród tych ludzi panuje zmowa milczenia, nie chcą udzielać informacji, wolą własne porachunki rozgrywać między sobą. Nic więc dziwnego, że w takim środowisku agresja przechodzi bez echa i mało kogo dziwi.

 

Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy