Wspólnym mianownikiem IV Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy było utyskiwanie na MSZ Jak to się stało, że środki finansowe, które państwo polskie przeznaczało na podtrzymanie więzi z emigracją, zostały odebrane Senatowi, tradycyjnie sprawującemu opiekę nad Polonią, i przechwycone przez rząd? Jaki był cel tej decyzji i jakie będą skutki? Marek Borowski, były marszałek Sejmu, a dziś niezależny senator i członek Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, tłumaczy to parlamentarną większością, jaką ma rządząca Platforma Obywatelska. – Była to decyzja rządu – wyjaśnia – oczywiście zatwierdzona w formie ustawy budżetowej przez większość sejmową. Ale gdy ten akt trafił do izby wyższej, w której PO także ma większość, senatorowie nie byli zachwyceni. Zaczęli się targować i wytargowali tyle, że pozostałą z lat ubiegłych kwotą przeznaczoną na pomoc Polonii i inwestycje będą mogli jeszcze dysponować przez rok 2012. Ale już od 2013 r. Senat nie będzie rozdzielać żadnych pieniędzy. Pozostanie on tylko symbolicznym opiekunem naszej emigracji, a jedyne środki finansowe, które zachowa, będą przeznaczane na wyjazdy zagraniczne senatorów, na ich delegacje i diety. – Część pieniędzy – dodaje senator – powinno się jednak Senatowi pozostawić. Chodzi zwłaszcza o środki, które służą rutynowej działalności Polonii, np. wsparciu zespołów artystycznych, działalności kulturalnej, sportowej itd. A dodatkowo sprawa dotowania organizacji i obywateli mieszkających w innych krajach wymaga pewnej delikatności. Władze państwowe łatwiej godzą się na przyjmowanie pewnych środków od pluralistycznego parlamentu, w tym Senatu, niż od rządu obcego kraju, który może za pośrednictwem swoich agend realizować własną, doraźną politykę. Mniej i głupiej Jeśli podliczyć pieniądze, które do tej pory nasze państwo przeznaczało na podtrzymanie polskości emigracji, to okazuje się, że wszystko, czym dysponował Senat, nie przekraczało rocznie 180 mln zł. To śmiesznie mało jak na wielomilionową Polonię. Jakie skutki przyniesie skupienie środków w Ministerstwie Spraw Zagranicznych? Prof. Ryszard Bender, były senator i przewodniczący Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, uważa zmianę, która zaszła w dysponowaniu środkami finansowymi dla Polonii, za poważny błąd polityczny: – To jest zerwanie z tradycją. Przecież powierzenie patronatu nad Polonią Senatowi zostało zapoczątkowane jeszcze przed wojną, w 1930 r., przez marszałka Senatu Władysława Raczkiewicza. Sądzę, że rzeczywistość prędzej czy później skłoni jednak parlament do odejścia od tej decyzji, bo poprzednie rozwiązania były po prostu lepsze. Opiekę nad Polonią sprawowali, symbolicznie, ale i praktycznie, przedstawiciele wybrani przez naród, a nie urzędnicy. Chociaż politycy nie znają jeszcze efektów przeniesienia środków i decyzji z Senatu do MSZ, uważni obserwatorzy już dostrzegli złe skutki nieodpowiedzialnych działań. Historyk z Polskiej Akademii Nauk, który prosił o zachowanie anonimowości, podaje liczne przykłady deprecjacji tych ośrodków polskich, które stanowiły o wizerunku naszego kraju za granicą i służyły też Polonii. Urzędnicza beztroska przyniosła ogromne szkody polskiej szkole w Paryżu, tej, która była ostoją naszej emigracji jeszcze w XIX w. Placówka przy Rue Lamandé na skutek reformy szkół polskich przy zagranicznych placówkach dyplomatycznych RP przeszła w ręce resortu edukacji, który chyba do dzisiaj nie potrafi sobie poradzić z tym „darem losu”. Polskie władze, niepomne 170-letniej tradycji, pozbawiły szkołę jej nazwy. Dziś to już tylko Szkolny Punkt Konsultacyjny im. A. Mickiewicza przy Ambasadzie RP w Paryżu, a zajęcia zredukowano z dwóch dni w tygodniu do jednego dnia. Dyrektora szkoły zdegradowano symbolicznie i całkiem realnie do stanowiska kierownika, oczywiście stosownie obniżając mu uposażenie. Problemem trudnym do rozwiązania stała się np. forma płatności za pokoje gościnne. Do niedawna część budynku zajmowała bursa dla polskich naukowców, którzy prowadzili we Francji prace badawcze i płacili za siebie. Dziś wielu potencjalnych gości rezygnuje z tej usługi, nie rozumiejąc, o co chodzi. Przez wiele miesięcy ośrodek stał pusty, tymczasem rachunki za administrowanie, sprzątanie, energię itd. trzeba płacić przez cały rok. Dla świętego spokoju urzędnicy obu resortów udają, że wszystko jest w porządku. Były już w tej sprawie dwie interpelacje poselskie, zresztą bezskuteczne (szykuje się trzecia). Bez książek i czasopism Haniebnie postąpiła ambasada z Instytutem Kultury Polskiej w stolicy Francji. Placówka organizuje różne imprezy „na zewnątrz”, bo większość jej pomieszczeń zajął Wydział Ekonomiczny ambasady
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









