Jerzego ścigają trzy żony – Polka, Niemka i Amerykanka. Czy oszust matrymonialny znalazł już kolejną kandydatkę do ołtarza? Jerzy, w momencie gdy przeszedł przez punkt graniczny na lotnisku O’Hare w Chicago, przestał być Jerzym, a stał się George’em. To nie nowina, bo niejeden Ziutek zaczął używać imienia Joe, Stefan stał się Stevem, a Zdzichu Ziggym… George zrobił to jednak nie dla szpanu. Bardziej zależało mu na tym, by zatrzeć za sobą ślady. Żona w Polsce ścigała go za alimenty, druga żona w Niemczech dowiedziała się o pierwszej i wystąpiła do prokuratury, by ścigała Jurka i doprowadziła go przed oblicze sądu za bigamię… Jako obywatel Niemiec wjechał do Stanów bez problemu i zaraz potem wszelki ślad po nim zaginął. Jako przystojny i obrotny młodzieniec, jeszcze w Polsce, skonstatował, że kluczem do sukcesu w życiu niekoniecznie musi być praca, a już na pewno nie ciężka, lecz… kobieta. Wiedział, że jego uroda i – jak to nazywał – „styl” robią na paniach wrażenie. Od najmłodszych lat był zresztą przez nie hołubiony i rozpieszczany, tak więc jeszcze na studiach rozpoczął swoje wielkie polowanie. Na pierwszy ogień poszła Maryla, córka dziekana Wydziału Ekonomiki Transportu Samochodowego jednego z prowincjonalnych uniwersytetów. Właściwie tylko dzięki narzeczeństwu z dziewczyną, która może nie grzeszyła urodą, za to była oczkiem w głowie taty, przebrnął przez dyplom. Krótko potem poznał Julię, aktorkę jednego z wrocławskich teatrów. Maryla poszła w odstawkę na trzy tygodnie przed ślubem. Zalewała się łzami, groziła, że odbierze sobie życie. Nawet sam dziekan, nie bacząc, że wystawia na szwank swój autorytet, wstawił się za córką, prosząc Jerzego, by przemyślał swoją decyzję. Nie pomogło. W czasach dzikiego kapitalizmu córka profesora podrzędnego uniwersytetu nie była dla niego partią. Z jednego powodu nie widział przy niej możliwości szybkiego awansu społecznego ani wygodnego życia. Wraz z Julią nastał w jego życiu czas uniesień i oczarowań. Widząc ją na scenie, jak deklamowała Słowackiego lub Szekspira, miał wrażenie, jakby wznosił się na wyżyny intelektualne. Czuł się kimś wyjątkowym, lepszym od otaczającej go szarej masy. A jeszcze te premiery, przyjęcia, rauty i podróże. I tylu znanych ludzi! Poznał samego Bogusława Lindę, który – jak do dziś wspomina – poklepał go nawet po plecach. George wylądował na ziemi, i to bardzo twardo, gdy Julia wysłała go do pracy. – Musisz zacząć pracować – rzekła pewnego ranka. – Do czego to podobne, by utrzymywała cię kobieta? Nie wstyd ci? Obraził się. Kilka dni walczył ze sobą, by odejść i pokazać jej. Ale co by pokazał? Najwyżej to, że robi z siebie idiotę. Poza tym straciłby przy Julii znakomity punkt obserwacyjny. Tylko bywając w jej towarzystwie, mógł upolować to, co chciał. Czyli grubszą sztukę. Sztuka naprawdę okazała się grubsza. Ważyła ponad 100 kg i była zakompleksioną brzydulą, córką jednego z największych dystrybutorów filmowych w Polsce. Tatuś ucieszył się, że Monika, w którą w końcu sporo zainwestował (studia w Londynie) i z którą przestał wiązać jakiekolwiek nadzieje, gdy okazało się, że jest nimfomanką psującą mu reputację, nareszcie znalazła kandydata na męża, w dodatku przystojnego i niegłupiego. Dystrybutor wprowadził Jerzego do swojej firmy, i to na eksponowane stanowisko, jednak pod warunkiem że Jerzy ożeni się z Moniką w ciągu miesiąca. Praca mu się podobała, tym bardziej że większość czasu spędzał poza biurem, na spotkaniach z kontrahentami lub załatwiając interesy na mieście. Ślub był huczny, jak na multimilionerów przystało. Sprzed kościoła nowożeńców odwiozła kareta zaprzężona w szóstkę koni. Podobno było na co popatrzeć. Potomek pojawił się, zgodnie z życzeniem teścia, rok po ślubie. Jednak już wtedy serce Jerzego było zajęte Utą, Niemką z Kolonii, którą poznał na festiwalu filmowym w Berlinie. Pracowała w tej samej branży, a nogi miała jak Claudia Schiffer. Miała warunki, by zostać aktorką lub modelką. Ona jednak wolała sprzedawać filmy. Na kasetach i płytach DVD. Także te mniej grzeczne. Z tego miała pieniądze, a nie z jakichś tam Herzogów, Schlöndorffów czy innych Hollywoodów. Nimi zajmowała się tylko dla… prestiżu. Jerzy już wówczas spędzał więcej niż połowę czasu na delegacjach w Niemczech, przy czym najczęściej – dziwnym trafem – interesy załatwiał w Zagłębiu Ruhry, a na miejsce
Tagi:
Andrzej Dudziński









