Polscy artyści w sieci

Polscy artyści w sieci

Nim grupa Ich Troje zaistniała w telewizji i w eterze, w polskiej cyberprzestrzeni zadomowiona już była na dobre Z badań SMG/KRC wynika, że prawie 4 mln Polaków regularnie zasiada przed ekranem monitora, by właśnie w cyberprzestrzeni znaleźć informacje i rozrywkę. W ciągu dwóch, trzech lat ich grono ma się podwoić. Rodzimi aktorzy czy muzycy mający już swoje strony powinni się przygotować na wzmożony ruch. Wszak w ich rękach znalazło się doskonałe narzędzie promocji własnej osoby i własnych dokonań. Inwestycja w autorską witrynę wydaje się uzasadniona w obliczu wyrastających jak grzyby po deszczu nieoficjalnych odpowiedników. Rekordzistką jest Kaja Paschalska, znana z telenoweli „Klan”. Poprzez popularną wyszukiwarkę można dotrzeć do dziesięciu stron w całości jej dedykowanych. Nie zawsze jednak takie dowody popularności cieszą. Katarzyna Groniec była zmuszona otworzyć własny serwis, bo ten stworzony przez fana podawał nieprawdziwe informacje, a w kwestii estetyki niebezpiecznie ocierał się o kicz. Podobne kroki mogłaby podjąć Anna Przybylska wobec tworu o wątpliwej wartości promocyjnej, który można obejrzeć, wpisując adres: www.anna-przybylska.klikaj.com. Oprócz lakonicznego życiorysu i kilku zdjęć serialowej Marylki („Złotopolscy”) z sesji do „Playboya” autor udostępnia, za opłatę, najróżniejsze logo do telefonów komórkowych. Nazwisko tej oraz kilku innych ponętnych aktorek, m.in. Agnieszki Włodarczyk, Katarzyny Skrzyneckiej czy Joanny Brodzik, często pojawia się też w adresach stron o tematyce erotycznej. Obecnie bowiem założenie niewielkiego konta www na jednym z setek serwisów oferujących tę usługę, zarejestrowanie tam nazwy subdomeny, np. katarzyna-skrzynecka-nago, nie wymaga ani czasu, ani pieniędzy, nawet od komputerowego laika. Witryna pornolia.com.pl w ten właśnie sposób zwabia potencjalnych klientów. I choć bezprawne wykorzystywanie nazwiska, pseudonimu czy wizerunku znanej osoby jest naruszeniem jej dóbr osobistych, to dochodzenie roszczeń przed sądem jest bardzo trudne i czasochłonne. Zapobiegliwi artyści, tacy jak Bogusław Linda, Budka Suflera i Magda Femme, wykupili więc odpowiednie nazwy domen z popularnymi zakończeniami: pl, com, com.pl, by chociaż nad nimi mieć kontrolę. Na stronie angielskiej firmy oferującej pomoc w rozkręceniu własnego biznesu online wystawiono na sprzedaż domenę edytagorniak.com. Artystka co prawda ma już oficjalną stronę, pod chwytliwszym adresem – edyta.com, ale tylko w wersjach angielsko- i niemieckojęzycznej. Czas pokaże, kto zdecyduje się na ten zakup i jak wykorzysta potencjał nazwiska kojarzonego przez prawie każdego Polaka. Własnych domen nie zakupili jeszcze niektórzy ludzie instytucje: Marek Kondrat, Daniel Olbrychski, Jerzy Stuhr czy Cezary Pazura. Oby tego nie żałowali, gdy w końcu zdecydują się zaistnieć w sieci i staną przed trudnym wyborem – odkupić za dużą kasę prawa do takiego adresu, czy umieścić serwis autorski pod innym, zupełnie niekojarzącym się z osobą aktora. Obecnie otworzenie profesjonalnej strony w sieci kosztuje minimum 2 tys. zł. Być może dlatego witryny aktorów wypadają nadzwyczaj blado w porównaniu z poświęconymi ich kolegom z branży muzycznej. Za serwis wokalisty czy zespołu płaci zazwyczaj wytwórnia. To przecież kolejny kanał promocji płyty. Dzięki wirtualnemu sklepowi, który jest obowiązkowym składnikiem takiego serwisu, fani mogą się zaopatrzyć w całą dyskografię wykonawcy. Bo darmowe pliki muzyczne na oficjalnych stronach artystów to w polskim necie raczej rzadkość. Na niewielkie bonusy w tej postaci zdecydowały się tylko zespoły Myslovitz (dwa pliki do pobrania) i Wilki (trzy niepublikowane wcześniej kompozycje). Kwestia udostępniania utworów, zwłaszcza w oszczędnym formacie mp3, nie zawsze tak naprawdę zależy od samego artysty. Zdania w branży muzycznej są podzielone. Nędzne wyniki sprzedaży oryginalnych płyt z powodu łatwego dostępu do pirackich lub po prostu darmowych wersji nagrań spędzają sen z powiek szefom wielkich wytwórni. Z drugiej strony, dla mniej znanego muzyka umieszczenie własnych utworów w sieci to często jedyna szansa dotarcia do niektórych słuchaczy. Bo choć tej płyty nie kupią, może na koncert przyjdą, a oczarowani twórczością następny album nabędą w sklepie… Ta pokrętna logika zdaje się sprawdzać chociażby w odniesieniu do sukcesu Ich Trojga. Gdy zaistnieli w telewizji i w eterze, w polskiej cyberprzestrzeni zadomowieni byli już na dobre. Portal grupy (www.ichtroje.pl) to przykład prawdziwej dbałości o audytorium. Obszerny dział z darmową muzyką (format real audio), gdzie zdobycie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 47/2003

Kategorie: Media