Polska zdziecinniała

Polska zdziecinniała

Takie uświadomienie ciągle pozostaje zadaniem?

– Tak. Jesteśmy w nurcie tego samego procesu, który w Polsce został rozpoczęty na przełomie XIX i XX w., a w naszych czasach się dopełnia. To narodziny nowoczesnego narodu, nieskładającego się już z panów i chłopów. Tymczasem III Rzeczpospolita, która jest demokratycznym państwem politycznym, nie jest takim państwem społecznie i kulturalnie. Panująca w niej symbolika pochodzi właściwie z Rzeczypospolitej szlacheckiej, a cała nowoczesna tradycja demokratyczna – od Kościuszki do socjalistów różnych odcieni – została z niej wyrugowana. Również Piłsudskiego, którego ciągle czci się jako patrona niepodległości, przyrządzono w tamten sposób: przybyli ułani pod okienko i nic więcej. Czy ktoś jeszcze pamięta, dlaczego komendant nosił maciejówkę, a legioniści śpiewali o szarej piechocie? Ostatnio oznajmiono, że postawi się pomnik Korfantemu, blisko, rzecz jasna, Dmowskiego, ale o Daszyńskiego nie ma komu skutecznie się upomnieć! Istnieje lewica nazywana instytucjonalną, gdyż jej przedstawiciele zasiadają w parlamencie, ale oni nie mają żadnej historii ani tradycji. Nie sięgają pamięcią dalej niż do Edwarda Gierka, więc krucho też z ich przyszłością.

Widzi pan możliwość zmian? Pytam o to nieprzypadkowo, pamiętając o zorganizowanym pod patronatem prezydenta publicznym czytaniu Sienkiewicza.

– Już pytałem publicznie, dlaczego w 150. rocznicę urodzin Stefana Żeromskiego nie czytano jego dzieł. Nadarzała się okazja przypomnienia znakomitych tradycji społecznych i obywatelskich. Może by tak przeczytać w całej Polsce „Początek świata pracy” albo „Snobizm i postęp”? Aby podnieść społeczną jakość naszej demokracji. Oczywiście takich tradycji nie przenosi się jak starego obuwia. To musi być przepracowane, tak by mogło działać w przypadku dzisiejszych problemów.

Czyli jak?

– Przede wszystkim owo przepracowanie powinno wydobywać społeczne sensy wszystkich zjawisk kulturalnych. A to zupełnie zanikło. Podstawowe treści serwowane nam od poziomu tabloidów i telewizji do popularnych opracowań książkowych dają jasny przekaz. Na przykład 20-lecie międzywojenne było uroczym czasem kawiarń, kabaretów, dansingów, pięknych pań i zamożnych panów. A ilu robotników zginęło w kolejnych manifestacjach? Mamy do czynienia z kompletnym wyparciem społecznego widzenia rzeczywistości. Dlatego należy czytać dzieła Brzozowskiego – żeby widzieć naszą rzeczywistość realistycznie i realnie. I nie dać się ogłupić tą tandetą.

Pomyśleć poważnie

Brzozowski próbował budować wzory myślenia i postępowania w opozycji do tradycjonalizmu. Polska tradycyjna była przez niego nazywana Polską zdziecinniałą.

– Rozumiał to jako starczą zdziecinniałość owej tradycji szlachecko-ziemiańskiej. Zdziecinnienie w przeciwieństwie do dziecinności nie ma już żadnej przyszłości. Zgryźliwy aforyzm Brzozowskiego określa to zwięźle: „Byle Kmicic pojął Oleńkę, a pan Stach Marynię, wszystko da się przetrwać, cały pozostały świat to już tylko tło tej zasadniczej sprawy”. Ten sposób myślenia Brzozowski odrzucał w całości.

Dla Polski zdziecinniałej, jego zdaniem, świat był bezproblemowy. Na horyzoncie nawet nie majaczą kwestie do wyjaśnienia czy zadania do zrealizowania.

– Jest inny aforyzm, który dobrze to oddaje: „Czymkolwiek jest rzecz sama w sobie, bułka ranna nie zawiedzie”. Zawsze są tacy, którzy nam te bułeczki rano zapewnią, a cała problematyka naszego istnienia w świecie sprowadza się do tego, żeby dostać te bułeczki. Taki bezmyślny konsumpcjonizm, jak byśmy dziś powiedzieli, doprowadzał Brzozowskiego do wściekłości: żadnych zadań, nawet religijnych! Niby są katolikami, ale to jest „kościół milusińskich”, „jezuityzm czapki i papki”, który nie przyjmuje w ogóle do wiadomości, że nasze istnienie tutaj jest tajemnicą. Religijność zredukowana do kościelnego dzwonka, opłatka i wielkanocnego jajka.

Dostrzega pan dziś echo Polski zdziecinniałej?

– W sferach symboliczno-ideowych Polska wciąż jest znacząco zdziecinniała. Przez dwie dekady panowała właściwie bezmyślna wiara w automat wolnego rynku, który samoczynnie miał rozwiązać wszystkie problemy. Bieda miała zniknąć, kiedy bogactwo „ludzi sukcesu” zacznie coraz obficiej skapywać na ludzkie niziny. W ostatnich latach utracono tę naiwną wiarę, będącą przebiegłym oszustwem. Na scenie politycznej coraz częściej pojawiają się projekty kosmetyczne, ale one nie wystarczą.

Trzeba będzie nie tylko Polskę, ale i cały kapitalizm pomyśleć poważnie. Ja słyszę echo Polski zdziecinniałej, gdy poruszana jest kwestia modernizacji. Nieustający refren o budowie dróg, autostrad i stadionów zupełnie wymazuje z pola widzenia takie problemy jak bieda, rozwarstwienie społeczne, praca za głodowe pensje.

– Zgadzam się z panem, parę razy już o tym pisałem. Był taki straszny wypadek busa pod Grójcem, zginęło w nim 18 osób. To było odsłonięcie tego, co ukryte, nieopisane i nieopowiedziane. Oto bowiem naszym oczom ukazany został „trzeci świat” w naszym rzekomo pierwszym świecie. Ja jestem tego świadom nieustannie. Istnienie tego „trzeciego świata” w Polsce i w Europie musi nas wszystkich poruszać i zobowiązywać. Wizja przebudowy społeczeństwa jako całości musi się tam zaczynać i lewica powinna na niej oprzeć swój program.


„Stanisław Brzozowski. Postawa krytyczna. Wiek XX” to wielobarwny esej biograficzno-kulturowy. Andrzej Mencwel wpisuje twórczą osobowość autora „Kultury i życia” w dramaturgię historyczną, ideową i polityczną polskiego i europejskiego XX w. Dylematy Brzozowskiego okazują się problemami, z którymi zmagamy się do dzisiaj.

Foto: Krzysztof Żuczkowski

Strony: 1 2 3

Wydanie: 03/2015, 2015

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy