Rozmowa z Krzysztofem Krauze Walczyli o media publiczne dla wszystkich. Rozmawiali z PO, byli w SLD i u Lecha Kaczyńskiego. Wszędzie ich oszukali. Walczą dalej… – Warto było głowę nadstawiać? Przez ostatnie tygodnie jako przedstawiciel twórców odwiedzał pan gabinety polityków, prezentował ich punkt widzenia na ustawę medialną. Nie udało się… – To źle, że chcemy telewizji publicznej, niezależnej od polityków? Przecież tak naprawdę chodzi w tym wszystkim o swobodę wypowiedzi, którą gwarantuje Polakom konstytucja. To jest staranie o wyegzekwowanie swoich konstytucyjnych praw. Tu chodzi o wolne słowo. Jeżeli tą telewizją zawładnie jedna opcja, to od razu wiadomo, że iluś ludzi nigdy się w niej nie wypowie. Ani za pomocą teatru, ani za pomocą filmu, publicystyki… Nigdy nie zostaną zaproszeni. To, co robimy, to jest w istocie sprawy walka o wolność wypowiedzi. To się oczywiście przekłada na telewidzów czy radiosłuchaczy – bo oni też chcą być wolni w dostępie do świata. – I mieć paletę poglądów, opinii, osiągnięć… – Nie podobała nam się telewizja Kwiatkowskiego, nie podobała nam się telewizja Wildsteina i Urbańskiego i nie będzie nam się podobała ta, która powstaje z tego karłowatego porozumienia PiS-SLD. Ten sprzeciw jest podstawowy. Dotyczy fundamentu naszego życia. To nie są żarty. Publiczne i prywatne – Społeczeństwu powiedziano, że w tej walce chodzi wam przede wszystkim o kasę. Że walczycie o to, żebyśmy płacili na media publiczne, a one żeby zamawiały u was filmy. – To był kopniak poniżej pasa. Dołożyło się paru naszych kolegów. Bardzo to obniżyło poziom debaty… Właścicielem telewizji publicznej jest społeczeństwo. Powinna więc reprezentować interes społeczny. Telewizja publiczna jest w istocie rzeczy przewodnikiem. Przybliża nam świat i przeprowadza przez różne zasadzki życia codziennego. Pomaga w złych chwilach. Wychowuje nasze dzieci do społeczeństwa obywatelskiego, ma uczyć tolerancji, empatii, powinna sięgać do skarbnicy kultury, tworzy kulturowe kody, żebyśmy umieli się porozumiewać. – Prywatna telewizja tego nie robi? – Telewizja prywatna ma przynosić zysk. Koniec, kropka. Właściciel telewizji prywatnej nie będzie do niej dokładał. Owszem, czasami zdarzają się tam ciekawe filmy dokumentalne, ale to są rodzynki. – Czy „Plac Zbawiciela” nakręciłby pan w prywatnej telewizji? – Wykluczone. Dziś niekomercyjny film w prywatnej telewizji może zdarzyć się jeden na parę lat. – Kiedy właściciel ma kaprys. – Proszę spojrzeć na zmiany personalne w Zarządzie TVN, sądzi pan, że nowy prezes przyszedł z troski właściciela o misję publiczną? A z drugiej strony jest Woronicza, z piramidą korporacyjnego strachu, z piramidą politycznej opresji. To jest też bardzo korupcjogenne… 4,5 tys. ludzi na obsłużenie kilku kanałów to o wiele za dużo. Telewizja przeżera jedną trzecią pieniędzy, wydaje na siebie 500 mln! Rozumiem więc, że jak się wchodzi na Woronicza, to ogarnia szaleństwo. Gdy kiedyś zacząłem montować film „Mój Nikifor”, to po dwóch dniach dostałem ponad 40 stopni gorączki. To jest napromieniowane miejsce! – Może więc rozwiązać? – Jeżeli rozwali się telewizję publiczną, to są małe szanse, żeby się odbudowała. Jest jeszcze jeden fatalny rezultat tego wszystkiego – spada marka. Telewizja publiczna, żeby była tym przewodnikiem, o którym marzę, musi mieć autorytet. A w szarpaninach politycznych, kolejnych rozbiorach – jej autorytet maleje. Trzeba bardzo uważać – bo zniszczona marka jest nie do odbudowania. – W tę lukę nie wejdą telewizje prywatne? – Jest takie złudzenie, że telewizja prywatna może zastąpić telewizję publiczną. Nie może. – Niektórzy twierdzą, że TVN 24 może być w tej roli… – TVN 24 może zastąpić pewną publicystykę. Ale też proszę posłuchać ludzi, którzy tam pracują, dlaczego tak kurczy się liczba gości. Ponieważ decydują ratingi. One przesądzają. Ponieważ obok są reklamy. To jest pułapka. – Reklam? – Rachunku ekonomicznego. Natomiast w telewizji publicznej zysk nie jest najważniejszy, owszem – to się powinno bilansować, ale zysk nie jest sprawą pierwszorzędną. Telewizja publiczna może więc bardzo poszerzyć obraz Polski, również o środowiska, których prezentowanie nie napędza oglądalności… Może edukować. Zyski telewizji prywatnych są liczone kwartalnie. A zyski telewizji publicznej są odroczone. Są inne. W istocie chodzi o pewną wizję polskiego
Tagi:
Robert Walenciak