Ubogich i zamożnych dzieli w Polsce coraz większa przepaść Prof. dr hab. Hanna Palska pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk oraz w Collegium Civitas, wyższej uczelni pod patronatem PAN. Zajmuje się m.in. badaniami poziomu i stylów życia ludzi przegranych i wygranych w rezultacie polskich przemian. – Czy spróbowała pani kiedyś arizony? – Nie, ale trzymam butelkę tego trunku na pamiątkę badań nad biedą i dostatkiem w Polsce. Ma długą datę ważności, jednak próbować jakoś się nie odważyłam. – A mieszkańcy wsi popegeerowskich muszą… – Przymusu oczywiście nie ma, nawet na niskim poziomie konsumpcji zawsze istnieje wybór, choć polega on na decyzji, z czego rezygnować najpierw. Jednak to prawda alkohol często towarzyszy biedzie, wielu rozmówców wspomina o ojcu, który pił i bił, a nawet o pijaństwie obojga rodziców, co stanowi szczególną traumę dzieciństwa. Badania nie obejmowały jednak przypadków ekstremalnych, czyli bezdomnych alkoholików, lecz zwykłe rodziny bez przestępczości i żebrania, żyjące na poziomie minimum egzystencji, korzystające z pomocy społecznej. To aż 10% mieszkańców Polski, blisko do nich ma 60% społeczeństwa żyjące poniżej minimum socjalnego czyli tej granicy ostrzegawczej, mówiącej jeszcze trochę niżej i będziesz naprawdę biedny. Oni a zwłaszcza dzieci i młodzież z tych rodzin stali się głównymi ofiarami przemian gospodarczych i politycznych po 1989 r. Zasiłków dla bezrobotnych przeważnie już nie dostają, a pomoc społeczna nie pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb. – Z czego więc rezygnują biedni? – Praktycznie ze wszystkiego z przyzwoitego jedzenia, wizyt u lekarzy, wykupywania większości leków, środków czystości, ogrzewania, ciepłej wody, opłat za światło i mieszkanie, wyjazdów. Starają się nie chorować, a jeśli zachorują, leczą się po domowemu. Czasem na autobus nie ma złotówki, żeby dojechać do lekarza, stwierdza np. wielodzietna mieszkanka z byłego PGR. Jedyną potrzebą wyższego rzędu, którą próbują realizować choć nie zawsze, bo przy dużym niedostatku trudno o atmosferę sprzyjającą edukacji jest nauka dzieci. Biedni balansują między wydatkami na trzy podstawowe sfery życia: odżywianie, schronienie i zachowanie zdrowia. Kobieta, której brakuje pieniędzy na leczenie kalekiej córki, mówi: Na jedzenie zawsze starczało, inni systematycznie płacą czynsz, ale jedzenie stawiają na odległym miejscu. To dramatyczne wybory. Konsumpcja biednych ludzi w Polsce jest determinowana przez chroniczny, niesłychanie dotkliwy brak gotówki i zależy od łaski szeroko rozumianych dobroczyńców. – Niekiedy uważa się, że tzw. życie na koszt opieki społecznej jest wygodne i spokojne. – Staranie się o pomoc w rozmaitych instytucjach często uważane jest przez biednych za gehennę. Nie jest tak, że nie przeżywają oni oporów przed korzystaniem z opieki społecznej. Stałe korzystanie z cudzej pomocy uzależnia ekonomicznie i moralnie. A o spokoju trudno mówić, bo ci ludzie żyją w niemal ciągłym stresie. Zygmunt Bauman powiedział kiedyś, że biedni, w przeciwieństwie do bogatych, nie doświadczają lęku, gdyż nie mają nic do stracenia. Dobrze brzmi, ale nie jest prawdziwe. W istocie towarzyszy im stałe poczucie zagrożenia losu swojego i swojej rodziny. Boją się głodu, eksmisji, choroby, stanowiącej dla nich istny kataklizm. Lęk, wywołany trudnymi warunkami życia, potęgowany jest patologiami rodzinnymi, agresją panującą w ciasnych mieszkaniach, alkoholizmem. Życie ze śmietnika – Jak żyć bez pieniędzy? – Świat biednych jest światem brania, dawania i dostawania, a nie zarabiania, sprzedawania i kupowania. Pożyczanie i staranie się o zasiłki jest jednym z głównych elementów aktywności ekonomicznej. Przyjmują dary choćby z Caritasu, wymieniają się rzeczami (nastąpił powrót do gospodarki naturalnej, rola pieniądza zanika), zaciągają długi u rodziny, znajomych, w sklepach. Pewną nowością jest to, że coraz częściej na kreskę można dostać arizonę i inne podobne napoje. Dotychczas w wiejskich sklepach dawano na kredyt podstawowe artykuły spożywcze. Pożyczanie nie jest łatwe, bo wokół również panuje bieda. Są wsie popegeerowskie, gdzie 95% mieszkańców żyje z różnych form pomocy społecznej, a najbogatszy jest ksiądz i parę osób z rentami i emeryturami. W miastach niektórzy wiele rzeczy zdobywają na śmietniku, nie tylko zawodowi nurkowie. Śmietnik staje się w coraz większej mierze jedynym dostępnym rynkiem dla zmarginalizowanych ludzi, a poszukiwanie tam różnych dóbr jest przejawem zaradności. Nawet sobie pani
Tagi:
Andrzej Dryszel