Polski Japończyk, syn Szpilmana

Polski Japończyk, syn Szpilmana

Przez dżudo do Japonii

Dżudo było drogą do Japonii?

– Oczywiście, potem wstąpiłem do poważnego klubu, gdzie trenowali olimpijczycy. Minęło jakieś 10 lat, zanim zdałem sobie sprawę, że dżudo nie można uprawiać przez całe życie.

Jak nauczyłeś się japońskiego?

– Samodzielnie, zawsze byłem uparty. Robiłem to, bo mi się łączyło z dżudo, nauczyłem się nawet trochę czytać po japońsku i wyjechałem do Japonii. Intensywnie studiowałem język, dżudo zeszło na drugi plan. Po roku wróciłem do Anglii, dostałem się na japonistykę. Od razu na trzeci rok na uniwersytecie w Londynie i zdałem egzamin końcowy najlepiej ze wszystkich.

Z czego żyłeś?

– Uczyłem angielskiego, trenowałem. Ale głównie uczyłem się japońskiego.

W dżudo miałeś osiągnięcia?

– Dostałem czarny pas, reprezentowałem Londyn i powiat japoński, w którym mieszkałem, uczestniczyłem też w jakimś międzynarodowym meczu z Francją, miałbym może więcej osiągnięć, ale zaczęły się kłopoty z biodrem. Lekarze grozili mi nawet, że nie będę mógł chodzić.

Wiedziałeś, że będziesz się zajmował historią Japonii?

– Nie miałem pojęcia, zdałem sobie sprawę, że muszę robić jakąś specjalizację. Co roku jeździłem do Japonii, potem dostałem się na studia doktoranckie w USA i stamtąd pojechałem robić doktorat do Japonii, to było pod koniec lat 80.

Gdzie poznałeś żonę, Japonkę?

– W 1991 r. dostałem pracę na Południu, w Wirginii. Zorganizowano tam konferencję na temat gen. MacArthura. Przyszła żona robiła doktorat na innym uniwersytecie, przyjechała na tę konferencję, tak ją spotkałem.

Jak ma na imię?

– Chitose.

To coś znaczy?

– Jeśli chodzi o dźwięk – tysiąc lat. To wyraża życzenie rodziców, by ich dziecko długo i dobrze żyło. W 1994 r. pobraliśmy się i przeprowadziliśmy do Japonii. Wykładałem na japońskim uniwersytecie, tłumaczyłem. I nagle zachorowałem na raka. Po operacji wróciłem do Polski na leczenie, moja mama jest świetnym lekarzem; wyglądało to beznadziejnie, ale jakoś z tego wyszedłem. Zaraz potem zachorowała żona – na to samo. To było piekło. Ale ona też się wyleczyła. Mieliśmy szczęście. W tym czasie zadzwoniono z jakiegoś uniwersytetu z pytaniem, czy jestem zainteresowany pracą dla nich.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 16/2015, 2015

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy