Pomożecie?

Pomożecie?

O tym, kto zostanie prezydentem, zadecydują ludzie o poglądach lewicowych Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich to pole startowe do wyścigu o drugą turę. Donald Tusk ma 36% poparcia, Lech Kaczyński – 33%. Kolejny Andrzej Lepper otrzymał 15% głosów, a Marek Borowski – 10%. Frekwencja wyniosła niespełna 50%, czyli była najniższa w historii wyborów prezydenckich w III RP. Na przykład pięć lat temu, gdy Aleksander Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze, wynosiła grubo ponad 60%. Od tygodnia sztabowcy dwóch pierwszych kandydatów nicują te dane. Dlaczego tak mało Polaków poszło do urn? Czy uda się jakieś znaczące grupy spośród tych, którzy 9 października pozostali w domach, namówić do głosowania? Jak zagłosują wyborcy Leppera i Borowskiego? Jak do nich dotrzeć? To przecież 4 mln ludzi, a Tusk wygrał z Kaczyńskim różnicą pół miliona głosów. Który sztab lepiej rozwiąże ten polityczny rebus? Gdzie jest lewica? Rebus ma podstawową zagadkę – czy istnieje coś takiego jak elektorat lewicy i jak on zachowa się w drugiej turze? Dla znacznej części polityków i publicystów prawicy tego elektoratu już de facto nie ma. To jedynie te 10%, które poszło głosować na Borowskiego. Pozostali z grupy, która kiedyś głosowała na Kwaśniewskiego i SLD, przeszli do innych – przede wszystkim do Platformy i Tuska. Rzut oka na mapę poparcia dla obu kandydatów może umocnić w tej opinii. Kaczyński wygrał pierwszą turę w województwach wschodnich i południowych, mocniej związanych z Kościołem, tradycjonalistycznych, tam gdzie wcześniej triumfowali AWS, Marian Krzaklewski i Lech Wałęsa. Na lidera PiS chętniej głosowali mieszkańcy mniejszych miejscowości, gorzej zarabiający i gorzej wykształceni. Bastiony Tuska to obszary niedawnych wpływów SLD – województwa zachodnie i północne, bardziej laickie, z ludnością napływową, otwarte na Europę. No i duże miasta, z grupą wyborców wykształconych i dobrze zarabiających. Czy znaczy to, że Tusk wziął dawny elektorat lewicy jak swój i nic tu już nie może się zdarzyć? I tak, i nie. „Jeśli chodzi o kategorię lewicy, to ona ma dużo, dużo szerszy elektorat, niż wskazywałyby wyniki SLD i Marka Borowskiego – wyjaśnia prof. Janusz Reykowski. – Jest tylko kwestia niezdolności polityków lewicy do przekonania tego elektoratu do siebie. To nie jest tylko elektorat postpezetpeerowski. On jest dużo szerszy, łączy go aspekt społeczny, obyczajowy, tożsamościowy, moralny. Do wyborów nie poszło 50% Polaków. W tej grupie mieści się bardzo duży elektorat o mentalności lewicowej. Ale który nie wiąże nadziei z politykami lewicy”. Między lewicą a centrum Na podstawie wielu badań można wyodrębnić cechy tego elektoratu. To ludzie lepiej wykształceni, mający wykształcenie średnie bądź wyższe. W sprawach „polityki historycznej” niepotępiający PRL, widzący w niej i plusy, i minusy, choć – co istotne – przekonani, że III RP jest lepszym państwem, stwarza większe możliwości. I zadaniem polityków jest, by stwarzała możliwości dla wszystkich, a nie tylko dla garstki najbogatszych. W sprawach światopoglądowych to zwolennicy rozdziału Kościoła od państwa, ale dalecy od poglądów garstki zawziętych antyklerykałów. W sprawach społecznych zwolennicy aktywnej roli państwa, ale nietraktujący prywatyzacji jako wymysłu szatana. No i obrońcy bezpłatnego szkolnictwa oraz bezpłatnej służby zdrowia. W sprawach polityki zagranicznej to zwolennicy integracji europejskiej, pozbawieni antyrosyjskich fobii. A w sprawach obyczajów politycznych – osoby skłaniające się do postaw koncyliacyjnych, zdroworozsądkowych. Na pierwszy rzut oka wygląda to na klasyczny elektorat środka. Ale pamiętajmy, że Polska – co widać na tle Europy – jest wychylona na prawo. Francuski prezydent Chirac czy niemiecka chadecja w sprawach społecznych i światopoglądowych (miejsce Kościoła w państwie, prawa kobiet, aborcja, kodeks pracy) byliby dziś w Polsce twardą lewicą! No i ostatnie dwa-trzy lata, festiwal komisji śledczych i oskarżeń, również przyniosły zmianę postaw. W sumie elektorat lewicy to dziś kilka milionów Polaków. Jeżeli oszacujemy go na 20-30%, możemy mówić o grupie 3-4,5 mln wyborców (przy frekwencji 50%). Którzy w tych wyborach zachowali się bardzo nietypowo. Część poparła SLD i Borowskiego, liczna grupa w ogóle nie poszła do wyborów. To o nich mówi Reykowski, że nie przekonują ich politycy lewicy. Wyborcy, którzy sobie poszli Z kolei część dawnych wyborców Kwaśniewskiego i SLD poparła Tuska, a mała

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 42/2005

Kategorie: Kraj