Pompeje – seks w każdej tawernie

Pompeje – seks w każdej tawernie

W starożytnym mieście pod Wezuwiuszem nawet niewolnika było stać na płatną miłość

Turyści zwiedzający starożytne Pompeje znów mogą podziwiać najważniejszą atrakcję starożytnego miasta – lupanar, czyli dom publiczny, ozdobiony erotycznymi freskami.
Przybytek ten, do którego jeszcze kilkanaście lat temu kobiety wpuszczano bardzo niechętnie, został ponownie otwarty po pracach restauracyjnych.
Trwały one rok i kosztowały 254 mln dol. W Pompejach, unicestwionych 24 sierpnia 79 r. n.e. przez katastrofalny wybuch Wezuwiusza, niszczeje wiele gmachów sprzed dwóch tysiącleci, wystawionych na działanie wiatru, słońca i deszczu. Znamienne, że władze znalazły pieniądze tylko na odnowienie domu uciech. W tym osobliwym budynku jest bowiem co oglądać: „Patrzcie, ona obsługuje gościa w stylu Moniki Lewinsky”, podekscytowani amerykańscy turyści pokazują sobie obsceniczne malowidła. Lupanar został wzniesiony w wyjątkowo korzystnym miejscu – w pobliżu forum, przy zbiegu ulic, tak że klienci mogli wchodzić z dwóch stron. Zachęcał ich pokaźnych rozmiarów wizerunek fallusa, opatrzony napisem: Hic habitat felicitas, czyli:

„Tu mieszka szczęście”.

Spragnionych rozkoszy bogini Wenus witał właściciel, rezydujący w przedsionku, czyli atrium, zdobionym malowidłami. Zapowiadały one erotyczne doznania najwyższej klasy z nieziemsko pięknymi kobietami o śnieżnobiałej skórze. Szef sprawnie pobierał opłatę, a nie była ona wysoka. W przybytku zachowało się około 120 napisów, sporządzonych przez pensjonariuszki i ich klientów, w tym także pozycje w „cenniku usług”. W większości (16 na 28) przypadków spragniony płatnej miłości musiał zapłacić tylko dwa asy, przy czym niekiedy w cenie zawarty był seks oralny – fellatio. Za dwa asy można było kupić dwa bochenki chleba lub pół litra znakomitego wina z Falernum. Dniówka robotnika wynosiła 16 asów. Nie ma wątpliwości, że usługi seksualne były w imperium rzymskim zadziwiająco tanie. Na chwileczkę zapomnienia w ramionach płatnej dziewczyny mógł sobie pozwolić nawet niewolnik, który zaoszczędził parę miedziaków. Dwa asy pobierała m.in. „Eutychis, Greczynka, o miłym usposobieniu” czy też „Lahis, która lubi ssać”.
Oczywiście mając specjalne życzenia,

należało głębiej sięgnąć do sakiewki.

Pewna córa Koryntu o imieniu Attice ceniła się na 16 asów, a jej koleżanka Fortunata (Szczęśliwa) nawet na 23. Ale standardowa cena wynosiła tylko dwa asy.
Takie niskie stawki zdumiewają, lecz wytłumaczenie jest proste. W cesarstwie rzymskim amatorów płatnego seksu nie brakowało – w przeciwieństwie do cudzołóstwa prostytucja nie była karalna. Uważano ją nawet za konieczną, gdyż mężczyźni mogli się wyszaleć w ramionach sprzedajnych dziewczyn i zostawiali mężatki oraz „uczciwe” panny w spokoju. Jednak podaż niemal zawsze przewyższała popyt. Z Grecji, a zwłaszcza z Egiptu, Syrii i krain Orientu kupcy sprowadzali rzesze ślicznych niewolnic, ponadto nie brakowało wolnych kobiet oraz wyzwolenic, które tylko poprzez kupczenie własnym ciałem mogły zarobić na chleb. Z powodu wielkiej konkurencji wśród cór Koryntu ceny musiały być przystępne nawet dla hołyszy.
Pompejańczyk, który rozliczył się z gospodarzem, mógł wejść do którejś z cellae (pokojów), zasunąć za sobą kurtynę (drzwi nie było) i wywiesić tabliczkę z napisem occupata (zajęte). Na parterze znajdowało się pięć cellae, na piętrze tyle samo, przy czym przeznaczone były one dla zamożniejszych obywateli. Ale ten, kto spodziewał się luksusowego gniazdka miłości, zazwyczaj przeżywał rozczarowanie. Pokoje były małe, ciasne, ciemne, bez okien (z wyjątkiem jednego na piętrze). Łoża z betonu przykrywały tylko cienkie materace. Kochano się szybko, akt zazwyczaj nie trwał dłużej niż dziesięć minut, wielu gości nie fatygowało się nawet, aby zdjąć obuwie. Tacy szybcy amanci potwornie porysowali ściany obcasami. Łoża zresztą zapewne były za krótkie. Brytyjski historyk Malcolm Lawry dziwił się, że „pompejańskie lupanary zbudowano chyba dla karłów pragnących zaspokoić tu swoje żądze”.
Oczywiście zamożniejsi obywatele nie musieli szukać ekstazy w takich loci inhonesti (miejscach niegodnych) jak lupanar (nazwa pochodzi od słowa lupa, czyli wilczyca, oznaczającego w potocznej, a mocno dosadnej łacinie także prostytutkę). Bogatsi po prostu sprowadzali sobie luksusowe hetery do domu. Ale niewolnik czy ubogi szewc zazwyczaj zadowolony opuszczał progi pompejańskiego przybytku miłości. Pewien Scordopordonicus pochwalił się na ścianie: „Było super!”, obok zaś anonim nagryzmolił: „Tutaj wychędożyłem wiele dziewcząt”. Inny dumny ze swych wyczynów pompejańczyk obwieścił potomności: „Obym wszędzie i zawsze był tak jurny, jak byłem tutaj”.
Te graffiti mówią wiele o życiu prywatnym obywateli Imperium Romanum.
Od czasów nowożytnych wyobrażano sobie Rzymian jako mężów cnotliwych i surowych, w rodzaju Cyncynatusa czy Katona. Kiedy jednak w XVIII w. zaczęto odkopywać Pompeje i Herkulanum, uczeni nie wierzyli własnym oczom. „Miasta Wezuwiusza” pełne były

erotycznych wizerunków, symboli i napisów.

Fallusy najrozmaitszej długości pojawiały się na szyldach domów publicznych, tawern i sklepów, na posągach zdobiących fontanny, na lampach, sosjerkach i rączkach dzwonów. Sprośne napisy pokrywały mury i ściany budynków. Większość podręczników wstydliwie pomija ten aspekt pompejańskiego życia, zamieszczając jedynie graffiti przyzwoite, będące przecież w mniejszości. Za motto czy życiowe hasło pompejańczyków można jednak uznać napis: Mentula tua iubet: amatur (w łagodnym przekładzie: „Twój penis rozkazuje: kochaj”). Obywatele przechwalali się na ścianach swą męskością lub też udzielali sobie dobrych rad w rodzaju: Victor, bene valeas, qui bene futues („Jak dobrze pochędożysz, będziesz się dobrze miał”). Wielu wyjawiało też swe erotyczne gusty: „Nie lubię golonych / Nie lubię strzyżonych / Ta, co dobrym futrem okryta, / Ciepła ci da dziś do syta”.
Pewien młodzieniec poskarżył się na murze, że tak długo musiał spełniać erotyczne zachcianki samego cesarza Nerona, że o mało nie wyzionął ducha. W łaźni w sąsiadującym z Pompejami Herkulanum, także unicestwionym przez erupcję Wezuwiusza, odczytać można wyznanie: „Posługacz Apelles posilał się tu w bardzo miłym towarzystwie cesarskiego niewolnika Dekstera i jednocześnie chędożył”. Filologom nie udało się ustalić, czy Apelles podczas konsumpcji obłapiał Dekstera, czy też był z nimi jeszcze ktoś. Nie brakowało także melancholijnych kochanków, którzy pozostawili wyznania w rodzaju: „Tu dosiadałem śliczną, dorodną dziewczynę, lecz moje serce pozostało smutne”.
Erotyzm miast Wezuwiusza często wprawiał w zakłopotanie zwłaszcza turystki i dostojnych gości. Przed laty ówczesny premier Waldemar Pawlak zwiedził wprawdzie Pompeje, lecz zapewnił, że nie przekroczył progu Domu Wettiuszów, ozdobionego kilkoma frywolnymi freskami. A przecież malowidła z Domu Wettiuszów, niewyraźne i zniszczone przez czas, dalekie są od tego, co nazywamy pornografią.
Z bogów starożytni pompejańczycy hołdowali przede wszystkim Wenerze. W liczącym 20 tys. mieszkańców mieście archeologowie naliczyli aż 17 dużych domów uciech. Ich ściany zdobione są erotycznymi rysunkami, pokazującymi miłosne pozycje, które mogli wypróbować goście. Płatną dziewczynę można było jednak znaleźć także w tawernach, oberżach, zajazdach i w aż 117 „barach winnych” ciągnących się wzdłuż najważniejszych ulic. W tawernach można było zażyć miłosnej rozkoszy jeszcze taniej – za jednego asa.
Pompejańscy bogacze mieli osobliwe gusty. Jak wyraźnie widać na freskach, urządzali w swych willach szalone orgie ku czci Bachusa, boga wina, połączone z biczowaniem obnażonych młodych adeptek kultu.
Wszystko to wprawiło w głębokie zakłopotanie nowożytnych moralistów. W 1840 r. brytyjski uczony Thomas Arnold doszedł do wniosku, że w czasach antycznych nad Zatoką Neapolitańską rozgrywał się „przerażający dramat z udziałem Rozkoszy, Grzechu i Śmierci”. Jego syn, Matthew Arnold, przekonywał, że życie takie jak w starożytnych Pompejach, upływające pod znakiem ustawicznego folgowania zmysłom, „zmęczyłoby nas i wzbudziło odrazę”.
Oczywiście starożytni podchodzili do spraw seksu inaczej. Tylko Żydzi i nieliczni wówczas chrześcijanie uważali, że zagłada miast Wezuwiusza była karą boską dla ich oddających się grzesznej rozpuście mieszkańców. W dniu katastrofy Pompejów pewien Judejczyk lub wyznawca Chrystusa zdążył wyskrobać na ścianie: „Sodoma i Gomora”. Kiedy zaś oba miasta zostały unicestwione, a tysiące ludzi zginęły straszną śmiercią, jakiś moralizator napisał na murze domu uciech: „Kubek, z którego ta ladacznica odlewała wino na cześć bogów, jest teraz głęboko pod kamieniami i popiołem”.


Fellatrix i jej towarzyszki
Trudzące się w Pompejach pracownice seksualne, podobnie jak ich współczesne koleżanki, przybierały sobie kuszące mężczyzn pseudonimy. Z napisów w lupanarze znamy pewną Fellatrix (czyli biegłą w seksie oralnym), Extaliosę (O obfitych pośladkach), Pamphirę (Spragnioną napoju) oraz Kallidrome (Pięknie chodzącą dziewczynę).

 

Wydanie: 2006, 46/2006

Kategorie: Nauka

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy