Powieść „Trainspotting” odbiła się takim echem, ponieważ pokazywała kwestię narkotyków w uczciwy sposób Irvine Welsh, pisarz brytyjski – Czy Szkoci pana lubią? Raczej nie mogą być wdzięczni za portret ich i Edynburga, jaki odmalowuje pan w swoich książkach. – Na pewno organizacje turystyczne promujące Szkocję, chciałyby żebym zniknął i nigdy nie wracał. Tak naprawdę nigdy nie czułem się niechciany we własnym kraju czy coś takiego. Z drugiej strony, nie obracam się w kręgach oficjalnych elit. Mam swoje kółko znajomych. A co myślą inni – nie mam pojęcia. – A jak czuje się pan jako ambasador szkockiej literatury? – W ogóle się nim nie czuję. Pisarstwo to bardzo egoistyczne zajęcie. Jesteś ambasadorem tylko swojej twórczości. Ponieważ Szkocja to mały kraj, w dodatku tkwiący w dziwnych relacjach politycznych z resztą Wielkiej Brytanii, jest taka tendencja, że jeśli ktoś odniósł sukces to od razu ma być reprezentantem narodu na zewnątrz. To głupota. – Dlaczego relacje z resztą Wielkiej Brytanii są „dziwne”? – Szkocja ma teraz własny parlament, ale to nie zmieniło rzeczy na lepsze. Raczej utrwaliło status quo. Chwilowo ludzie przestali pytać o kwestie narodowe. Ale podskórne napięcie istnieje, tylko o nim się nie mówi. Pewnie wkrótce, gdy minie zadowolenie z samego faktu istnienia parlamentu i możliwości decydowania o pewnych sprawach, zaczną się ważne pytania. Dlaczego jesteśmy jedynym krajem Europy Zachodniej, który się wyludnia? Dlaczego mamy największą w Europie Zachodniej liczbę morderstw, samobójstw czy uzależnionych od narkotyków? I tym podobne. – Pan też się zaangażował w działalności charytatywną. Czyżby skandalista stawał się teraz wzorem do naśladowania? Czym zajmuje się OneCity Trust? – Wzór do naśladowania – a to dobre. OneCity Trust zajmuje się walką z wykluczaniem niektórych grup ludzi ze społeczności w Edynburgu, wyrzucaniem ich na margines. Chodzi o ludzi, którzy nie korzystają z koniunktury, z zamożności miasta. A to ogromny procent populacji. 15% żyje poniżej poziomu ubóstwa. Ludzie sztuki – pisarze, filmowcy – mogą na różny sposób pomóc, zaangażować się w tę sprawę. – I wierzy pan, że może coś w ten sposób zmienić? – Na pewno nie zmienię faktu, że w społeczności miasta panuje nierówność. Nie stworzę też nowych miejsc pracy. To oczywiste. Ale taka działalność może wiele zmienić. Jest teraz taki projekt. Dzieciaki z jednej z dzielnic Edynburga współpracują z rówieśnikami z nowojorskiego Bronksu – kręcą filmy o swoim mieście, potem będą się wymieniać doświadczeniami. Większość to dzieciaki od 15 do 18 lat, w najbardziej niebezpiecznym okresie, gdy zwykle zaczyna się branie narkotyków czy tworzą się gangi. A one mają okazję zaangażować się w bardziej twórczą i pożyteczną działalność. I to rzeczywiście potrafi zmienić czyjeś życie. Zatem masz wybór: albo będziesz siedzieć z założonymi rękami i czekać na jakąś rewolucję, albo spróbujesz pomóc. Ja miałem dosyć czekania na rewolucję przez ostatnie 20 lat. Nie ma zamiaru przyjść, więc postanowiłem działać. – Kiedyś pisywał pan felietony w „Daily Telegraph”. Miały dosyć polityczny wyraz. Ale nie były o własnym kraju, tylko o Ameryce. Dlaczego? – Fajnie było skupić się na czymś innym. Wcale nie chciałem, żeby teksty brzmiały politycznie. Raczej miałem zamiar opisywać codzienne życie. Ale działo się tyle rzeczy – jak choćby wojna w Iraku – które mnie wkurzały i polityka wkraczała do felietonów bardziej, niżbym tego sobie życzył. Na co dzień nie angażuję się w działania żadnej partii ani nic z tych rzeczy. Ale oczywiście polityka mnie interesuje. Zawsze człowieka interesuje to, co ma wpływ na jego życie. – A nie miał pan ochoty napisać książki o Ameryce? To teraz taki modny temat. – Jest kilku amerykańskich autorów, którzy ciekawie piszą o swoim kraju. Wielu brytyjskich pisarzy natomiast napisało wiele gównianych książek na ten temat. Nie chciałby dołączyć do ich grona. Myślę, że równie interesujące tematy mamy w Europie. Zresztą problem przeżerający teraz USA paradoksalnie jest taki sam jak problem Bliskiego Wschodu – religijny fundamentalizm, nieważne, czy muzułmański, czy chrześcijański. Wszyscy ci faceci z ich bogami to teraz główne zmartwienie ludzkości. – W czym tkwił sekret tak ogromnej popularności „Trainspotting”? –
Tagi:
Katarzyna Długosz









