Pościg za fantomem z lasu

Pościg za fantomem z lasu

Zbiegły psychopata przez 13 dni trwożył całe Niemcy

Była to jedna z największych obław w historii RFN. Ponad 500 policjantów z sześciu landów, wspieranych przez pograniczników i helikoptery, tropiło szaleńca, który zbiegł z brandenburskiej kliniki. Pościg doprowadził do zatorów na granicy z Polską. Po 13 dniach Frank Schmökel został odnaleziony, postrzelony i zakuty w kajdanki, przedtem jednak popełnił jeszcze jedną zbrodnię.
Jak pisze “Der Spiegel”, w przypadku Schmökela popełniono wszelkie możliwe błędy. Władze nie wyciągnęły lekcji z przeszłości. A przecież gdy w 1996 r. pewien karany uprzednio pedofil zamordował w Bawarii siedmioletnią Natalie, politycy obiecywali społeczeństwu lepszą ochronę przed przestępcami seksualnymi.
38-letni Frank Schmökel przetrzymywany był jednak w klinice psychiatrycznej w Neuruppinie w Brandenburgii, a nie w więzieniu, aczkolwiek biegli uznali, że w jego przypadku terapia nie jest możliwa. Policja mogła przy tym uważać ściganie tego przestępcy niemal za rutynową czynność. Schmökel w swej karierze kryminalisty już pięciokrotnie uciekał zza krat. Ten “pracownik hodowli bydła”, jak to się ładnie mówi w urzędniczym niemieckim języku (tak naprawdę oborowy), z trudem zakończył edukację na ósmej klasie podstawówki. W wieku 16 lat został skazany przez sąd okręgowy NRD za chuligaństwo, udział w bójce i spowodowanie uszkodzeń ciała. W 1988 r. po raz pierwszy trafił za kraty za usiłowanie gwałtu. Natychmiast usiłował zbiec, lecz został schwytany. W państwie Honeckera strażnicy nie cackali się z więźniami i byli czujni. W 1989 r., gdy walił się mur berliński, rząd konającej NRD hojnie udzielał amnestii i “dziki oborowy” wyszedł na wolność. W cztery lata później Schmökel, muskularny osiłek, zwany przez kompanów “Ötzi” czyli “Człowiekiem z lodu”, brutalnie zgwałcił dziewczynkę. W wyniku odniesionych obrażeń dziecko zmarło. Sąd skazał go jednak zaledwie na pięć i pół roku więzienia. W kwietniu 1994 r. zboczeniec ponownie zbiegł, zgwałcił i usiłował udusić 12-letnią Christine W.

Porzucił ciało dziewczynki

na polu, uważając że jego ofiara jest już martwa. Christine przeżyła, a dewiantowi podwyższono wyrok do lat 14. Schmökel jeszcze czterokrotnie uciekał z klinik psychiatrycznych, ostatni raz w 1997 r. Przez cały czas marzył, że jeszcze raz dopadnie Christine. Po ucieczce w 1997 r. pozostawił w celi złowrogi list: “Przykro mi, ale ta mała ciągle chodzi mi po głowie”. Mimo tego Schmökelowi systematycznie łagodzono warunki odsiadki. Jego adwokat, Kersten Beckmann, przyznaje, że dopiero teraz przejrzał na oczy: “Frank nie jest człowiekiem wykształconym, potrafi jednak znakomicie wyprowadzać w pole psychologów. Umie robić wrażenie, że czyni postępy w terapii. Ja sam do 25 października byłem pewien, że mój klient nie jest już groźny dla społeczeństwa”.
25 października “Człowiek z lodu” odwiedził w asyście pielęgniarzy swą matkę mieszkającą w Strausbergu, 20 km na wschód od Berlina. Zezwolenie na tę przepustkę wydał 12-osobowy zespół ekspertów – lekarzy, psychologów i pielęgniarzy kliniki Neuruppin. Matka przestępcy, Marianne, była jakoby ciężko chora. W rzeczywistości przeszła ona niezbyt poważną operację, ale przebywała w domu, nie w szpitalu, i czuła się znakomicie. Po ucieczce Schmökel nagryzmolił w pośpiechu cztery listy do przyjaciela, uznane w sensacyjnych nagłówkach prasowych za “dziennik zbiega”. Notatki te, ukryte w lesie, znalazła policja. Wynika z nich, że przestępca wpadł w szał, gdy jego matka pokazała pielęgniarzom album rodzinny ze zdjęciami swoich wnuczek, bratanic Schmökela. Kobieta żaliła się przy tym, że “Frank nic jej nie zostawił”. Psychopata akurat mył naczynia. Traf sprawił, że dwaj z trzech pielęgniarzy zapaliło papierosy. Marianne wyprosiła ich za drzwi, obaj posłusznie wyszli. W kilka dni później “Człowiek z lodu” napisał: “Myłem te głupie naczynia i pomyślałem sobie: “Dlaczego nie weźmiesz kuchennego noża i nie wbijesz go temu głupiemu S. (pielęgniarzowi) w twarz?”. Idę do salonu z nożem w ręku. S. patrzy na mnie i wykrzywia twarz w uśmiechu, myśli pewnie, że chcę pokroić tort i, szast prast, już ma nóż w piersiach, nosie, ustach, wszystko jedno gdzie, wbijam raz za razem w tę świnię. S. ryczy jak świnia. A potem matka. Nie wiem, czy ją trafiłem, krzyczę: “Zamknij się, ty ścierwo”. Wszędzie pełno krwi”. Dwaj inni pielęgniarze usiłują zablokować z zewnątrz drzwi, psychopata jednak okazuje się silniejszy. Za chwilę już biegnie ulicą Strausbergu, pilnie wypatrując “małolatek”. Szczególnie spodobała mu się “wnuczka pracująca wraz z dziadkiem w ogrodzie, tak fajnie pochylona”. Policja natychmiast rozpoczyna pościg, w mieście wyją syreny, na niebie krążą śmigłowce, lecz zbieg znika bez śladu. Ciężko ranny pielęgniarz S. walczy o życie w szpitalu, Marianne Schmökel ma ranę ciętą ramienia. W Niemczech

wybucha ogromny skandal.

Związek Zawodowy Pracowników Kryminalistyki składa do sądu zawiadomienie o przestępstwie, oskarżając władze kliniki w Neuruppinie o “pomoc w oswobodzeniu się więźnia”. Helmut Rüster, działacz Stowarzyszenia Ofiar Przestępstw Biała Róża, żąda wyciągnięcia konsekwencji wobec polityków, którzy dopuścili się zaniedbań. “To niesłychane. Uciekł przecież najgroźniejszy zbrodniarz, a nie złodziej jabłek”, oburzał się Rüster.
W Brandenburgii nadzór nad klinikami sprawuje minister do spraw socjalnych, socjaldemokrata, Alwin Ziel. W tym kraju związkowym rządzi jednak koalicja SPD i CDU, toteż szef resortu spraw wewnętrznych, znany zresztą z twardej ręki wobec przestępców, chadecki polityk, Jörg Schönbohm, nie domagał się dymisji swego kolegi, powiedział tylko: “Jeśli taki zbrodniarz jak Schmökel hasa na wolności, to nie możemy mówić, że wszystko jest w porządku”. Ustąpienia Ziela domaga się natomiast federalna CDU. Ostatecznie kozłem ofiarnym stał się 62-letni sekretarz stanu ds. socjalnych w rządzie Brandenburgii, Herwig Schirmer, który poprosił o przeniesienie w stan spoczynku.
Skandal zrobił się jeszcze większy, gdy w czwartek, 2 listopada nieuchwytny uciekinier zatelefonował do swego psychologa, by powiedzieć mu: “Właśnie zabiłem człowieka”. We wskazanym miejscu, w domku letnim w Strausbergu, policja znalazła zmasakrowane zwłoki 61-letniego Johannesa B. Ten emeryt i inwalida zaskoczył zbiega, gdy ten włamywał się do jego domu. Schmökel w bestialski sposób zatłukł swą ofiarę łopatą. Zabrał należący do Johannesa B. zielony samochód hyundai pony, 70 marek i kartę kredytową, następnie odjechał w siną dal.
Za pomoc w ujęciu uciekiniera władze wyznaczyły 50 tysięcy marek nagrody. Schmökela “widziano” we wszystkich regionach kraju, od Dolnej Saksonii po Turyngię. W potwornym strachu żyła 18-letnia obecnie
Christine W. i jej rodzina. Dziewczynie przyznano ochronę policyjną. Funkcjonariusze roztoczyli też nadzór nad 20 krewnymi i przyjaciółmi mordercy. Szybko ustalono, że Schmökel pojechał na południe, do Saksonii. Istniały obawy, że będzie usiłował przedostać się do Polski. “Nie możemy dopuścić, aby przestępca schronił się za granicą”, nakazał minister Schönbohm. Na przejściach granicznych z Polską i Czechami zaostrzono kontrole. Doprowadziło to do zakłóceń w ruchu transgranicznym, tym większych, że jednocześnie trwa pościg za zbiegłym z czeskiego więzienia płatnym zabójcą, Jirzim Kajinkiem. Władze Saksonii ostrzegły, że uciekinier jest skrajnie niebezpieczny i zdecydowany na wszystko. Kierowcy nie powinni więc zabierać autostopowiczów, ani zatrzymywać się w lesie.
Przykryty gałęziami samochód, którym uciekał Schmökel, znaleziono w lesie koło Grossdubrau pod Budziszynem. W ręce policji wpadły też zapiski “Człowieka z lodu”. Okazało się, że Psychopata potrafił przetrwać w wygrzebanej w ziemi jamie, żywić się ślimakami czy dżdżownicami. Jego sytuacja była jednak rozpaczliwa. “Nie mam pieniędzy. Nie mam kurtki. Zimno jak w psiarni. I nie ma nikogo, kto przywitałby mnie życzliwie”, pisał zbrodniarz. W miasteczku Grossdubrau panowały ponure nastroje. Matki domagały się, aby policja zapewniła ochronę przedszkolom i szkołom. Setki stróżów prawa przeczesywały las o powierzchni 50 km kwadratowych. Wśród drzew ustawiono

automatyczne kamery
na podczerwień,

rejestrujące w nocy każdy ruch. Sprowadzono 50 psów tropiących. 7 listopada pewien mieszkaniec miejscowości Siratsch pod Budziszynem, 12 km od lasu, zawiadomił policję, że w jego szopie ukrywa się podejrzany osobnik. Siedmiu funkcjonariuszy drogówki, z pistoletami automatycznymi i w kamizelkach kuloodpornych, otoczyło rozwalającą się budę. O godzinie 14.55 dwóch policjantów wtargnęło do środka tylnymi drzwiami. W szopie leżał “Człowiek z lodu”, który natychmiast poderwał się i chwycił za nóż. Powaliły go kule. Dla pewności policjanci skuli ciężko rannemu w brzuch przestępcy ręce na plecach. Jeśli Schmökel przeżyje, odpowie za morderstwo przed sądem.
13-dniowy pościg zakończył się sukcesem, koszty jednak okazały się ogromne. Wielka operacja policyjna pochłonęła miliony marek, a szaleniec unicestwił jeszcze jedno ludzkie życie. Komentatorzy domagają się, aby władze zapobiegły na przyszłość takim dramatom. “Bezpieczeństwo ofiar powinno mieć pierwszeństwo przed dążeniem skazanych zbrodniarzy do wolności. Rząd federalny, który właśnie pracuje nad dalszym złagodzeniem warunków odbywania kary, uczyni się winnym” – ostrzega dziennik “Die Welt”

 

Wydanie: 2000, 46/2000

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy