Mózg Al Kaidy przed sądem

Mózg Al Kaidy przed sądem

Na ile wiarygodne są zeznania architekta zamachów z 11 września 2001 roku? Chalid Szejk Mohammed chełpił się zbrodniami. Z dumą opowiadał, jak „swą błogosławioną prawą ręką” ściął głowę amerykańskiego dziennikarza. Przyznał się też do udziału w 31 zamachach terrorystycznych, czyli w prawie wszystkich najważniejszych, planowanych lub przeprowadzonych, akcjach Al Kaidy. „Byłem odpowiedzialny za operację z 11 września (2001 r.) od A do Z. Byłem dyrektorem operacyjnym dla szejka Osamy bin Ladena i brałem udział w organizowaniu, planowaniu i wykonaniu tej operacji”, oświadczył przed amerykańskim trybunałem wojskowym w Guantanamo. Ten bezlitosny terrorysta był trzecim w hierarchii Al Kaidy. Waszyngton oferował za jego głowę 25 mln dol. nagrody. Tyle samo, co za bin Ladena. Mohammed przyznał, że knuł zamachy na papieża Jana Pawła II i byłych prezydentów USA – Billa Clintona i Jimmy’ego Cartera. Zamierzał wysadzić w powietrze londyńskiego Big Bena i porazić Stany Zjednoczone „brudnymi bombami” (zapewne radioaktywnymi) oraz zarazkami wąglika. Komentatorzy i politycy zastanawiają się, na ile wiarygodne są zeznania terrorysty. Pewne jest, że agenci CIA nakłonili go do mówienia niezbyt łagodnymi metodami. „Mamy informacje, że był poddawany torturom. W tej sytuacji przyznałby się zapewne, że jest samym diabłem”, oświadczył parlamentarzysta niemieckiej Partii Zielonych, Hans-Christian Ströbele. Prawdopodobnie Szejk Mohammed pragnie też przejść do historii jako wielki bojownik za sprawę islamu i „mózg Al Kaidy”. Nie ma złudzeń co do swego losu. Wie, że w najlepszym razie czeka go dożywocie w odizolowanej od świata pojedynczej celi – prawdopodobnie jednak egzekucja. Dlatego zapewne przyznał się także do czynów, których nie popełnił. Zeznania w Guantanamo potraktował jako swój straszliwy testament, ostatnie przesłanie dla islamskich fanatyków. Być może nie będzie miał już okazji, by przekazać światu swoje słowa. Szejk Mohammed urodził się (zapewne w 1965 r.) w Kuwejcie, jednak ma obywatelstwo Pakistanu. Jego zamożna rodzina pochodzi z Beludżystanu, pakistańskiej prowincji graniczącej z Afganistanem. KSM (tak w skrócie od pierwszych liter imion nazwali go Amerykanie) nauczył się języków arabskiego, angielskiego, urdu i baluczi. W 1986 r. ukończył studia inżynieryjne na amerykańskim uniwersytecie w Karolinie Północnej, jednak nie pokochał kraju, w którym się kształcił. Wręcz przeciwnie, po amerykańskich doświadczeniach zaczął traktować cywilizację i liberalną kulturę Zachodu z nienawiścią i pogardą. Ale jeszcze bardziej nienawidził Izraela i Żydów. W końcu lat 80. znalazł się w pakistańskim Peszawarze, gdzie nawiązał kontakt z Osamą bin Ladenem i zapewne uczestniczył w ostatniej fazie wojny z armią radziecką w Afganistanie. W 1993 r. nakazał swemu krewnemu, Ramzi Jusefowi, zgładzenie pani premier Pakistanu, Benazir Bhutto. Akcja spaliła na panewce, lecz Ramzi przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie uknuł spisek w celu wysadzenia w powietrze bliźniaczych gmachów World Trade Center w Nowym Jorku. Wybuch bomby w podziemnym garażu WTC spowodował śmierć sześciu osób, a ranił kilkaset. W Guantanamo krwawy szejk po raz pierwszy przyznał się do zorganizowania tej operacji. Brzmi to wiarygodnie – Mohammed jest przecież wujem Jusefa. W styczniu 1995 r. zaplanował na Filipinach operację „Bojinka” („Wielki huk”). Zamierzał jednocześnie wysadzić w powietrze 12 amerykańskich samolotów pasażerskich, lecących z południowo-wschodniej Azji. Terrorysta z Kuwejtu, w przeciwieństwie do ascetycznego Osamy, także podczas „akcji” lubił korzystać z rozkoszy życia. W Manili zatrzymywał się w eleganckich hotelach, był regularnym gościem nocnych klubów i barów ze striptizem. Kiedy zakochał się w miejscowej dentystce, pewnego razu powiedział do swej wybranki: „Kochanie, spójrz przez okno”. Zdumiona dziewczyna ujrzała śmigłowiec, ciągnący transparent z napisem: „Kocham cię”. Oczywiście amory nie odwiodły KSM od jego najważniejszego celu. Ale operacja „Bojinka” nie doszła do skutku. Policja prowadziła dochodzenie przeciwko islamistom, którzy chcieli zgładzić Jana Pawła II, gdy ten odwiedzi Filipiny. Przy okazji znaleziono komputer z planami ataku na samoloty. Szejk Mohammed pozostał jednak na wolności i przekonał bin Ladena, że porwane pasażerskie liniowce okażą się najgroźniejszą bronią w walce z „niewiernymi”. Osama odnosił się nieufnie do KSM, którego uważał za rozwiązłego, a przede wszystkim zbyt lekkomyślnego. Sądził też, że muzułmanie nie powinni atakować Stanów Zjednoczonych, lecz prowadzić dżihad w swoich krajach. W końcu jednak dał się przekonać. Pozostał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2007, 2007

Kategorie: Świat