Poseł od Radia

Poseł od Radia

Zbigniew Girzyński zaczyna być niewygodny dla Jarosława Kaczyńskiego, bo ma za bliskie związki z ojcem Rydzykiem Mają być muszkieterami medialnej polityki PiS. Mowa o Mariuszu Kamińskim, Pawle Kowalu, Adamie Hofmanie, Joachimie Brudzińskim i Zbigniewie Girzyńskim. W założeniu partyjnych strategów ich młody wiek i umiejętność słownej szermierki ma poprawić wizerunek ugrupowania braci Kaczyńskich. Muszkieterowie mają zastąpić w mediach czwórkę starych gwardzistów, czyli Przemysława Gosiewskiego, Krzysztofa Jurgiela, Karola Karskiego i Marka Suskiego, których bełkot i lizusostwo w ocenie specjalistów od PR odstrasza wyborców. W PiS pojawiły się jednak głosy, że nie wiadomo, co gorsze. Kamiński z Hofmanem ośmieszyli się matriksową prezentacją z okazji 100 dni rządu Tuska, w której politycznych konkurentów przedstawili jako pozytywne postacie. Brudziński na razie trzyma się w cieniu, bo uważany jest za współwinnego wyborczej porażki i przez wielu działaczy mogłoby być na razie nie do strawienia jego brylowanie w mediach. Kowal został niedawno „trafiony” podejrzeniami o współpracę ze służbami specjalnymi, co wyraźnie podcięło mu skrzydła. Do tego ten PiS-owski specjalista od polityki zagranicznej musi uważać na słowa, by były zgodne z bredzeniem byłej szefowej MSZ, Anny Fotygi, ulubienicy Lecha Kaczyńskiego. Wygląda więc na to, że swoje pięć minut ma Zbigniew Girzyński, wykładowca historii na UMK w Toruniu, który na Wiejskiej zasiada drugą kadencję. Prezes czy dyrektor Jednak nie potknięcia kolegów sprawiły, że Girzyński jest w centrum uwagi politycznego światka. Niespodziewanie znalazł się na czele grupy ponad 50 posłów PiS, którzy sprzeciwiają się ratyfikacji przez Polskę traktatu lizbońskiego. To właśnie on tłumaczy na łamach „Naszego Dziennika” i innych mediów należących do toruńskiego redemptorysty, dlaczego jak rządziło PiS, to dokument należało przyjąć, a teraz trzeba odrzucić. Teoretycznie dla Jarosława Kaczyńskiego, który lansował podpisanie traktatu jako sukces polityki zagranicznej swojego brata, pojawienie się opozycji wobec ratyfikacji we własnej partii jest korzystne. Może bowiem pokazać różne oblicza swojego ugrupowania w zależności od tego, do której grupy wyborców się zwraca. Dla eurosceptyków ma przeciwników traktatu, który i tak zostanie ratyfikowany. Dzięki temu prezes Jarosław może liczyć, że nie odwróci się od PiS elektorat związany z Radiem Maryja. Dlatego parlamentarzystom pozwolił dyskutować i nie wprowadził dyscypliny. Ba! Mowa jest o konieczności przyjęcia preambuły o suwerenności Polski do ustawy pozwalającej prezydentowi na złożenie podpisu ratyfikującego traktat. Podobny spektakl odegrało PiS, gdy nasz kraj decydował o wejściu do Unii Europejskiej. W całej tej kalkulacji jest jedna poważna niewiadoma niosąca element ryzyka. Jak zachowa się dyrektor Rydzyk. Jeżeli uzna notowania PiS za niedające tej partii gwarancji powrotu do władzy, może zachęcić do rokoszu, który będzie znacznie groźniejszy niż ten w wykonaniu Marka Jurka. A wtedy pogłoski o tworzeniu partii Radia Maryja mogą zamienić się w rzeczywistość. W końcu prawie jedna trzecia klubu PiS sprzeciwia się traktatowi. Co wtedy zrobi Girzyński? Pozostanie wierny prezesowi czy dyrektorowi? Dlatego warto przyjrzeć się tej postaci. Publicznie Girzyński deklarował, że nie chce tylko opisywać historii, ale pozostawić w niej własny ślad. Długo wydawało się, że przecenił własne możliwości. Nikt nie wierzył, że zostanie posłem, bo na swoim koncie miał tylko porażki. Wyborcy nie chcieli go w sejmiku ani w Parlamencie Europejskim. Stracił też stanowisko szefa regionu PiS w Kujawsko-Pomorskiem. Jednak w 2005 r. zła passa odwróciła się i zdobył bilet na Wiejską. Jeszcze nie złożył ślubowania, a już mocno zaistniał w lokalnych mediach. Zwołał konferencję prasową, na której domagał się odwołania ze stanowiska ówczesnej rzeczniczki prasowej Komendy Miejskiej Policji w Toruniu. Miejscowa gazeta ujawniła bowiem, że pracowała w SB. Poseł elekt grzmiał, że to niedopuszczalne. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo w końcu nie każdy musi kochać byłych esbeków, a do tego w grodzie Kopernika był to już trzeci z rzędu rzecznik wywodzący się z SB. Jeden z nich stanął nawet przed sądem za znęcanie się nad opozycjonistami, więc pytanie, czy nie ma innych specjalistów od kontaktów z mediami niż ludzie dawnych służb, wydawało się zasadne. Tyle że Girzyński poprowadził konferencję, jakby to on wykrył sprawę. Podpiął się pod ustalenia gazety, nie wymieniając nawet jej nazwy. Chciał zaistnieć jako rycerz walczący z komuną. Taki syndrom młodzieńca, który urodził się zbyt późno, by być opozycjonistą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2008, 2008

Kategorie: Kraj