Tańce ludowe w miastach to nowy trend – młodzi ludzie wracają do ruchu, który jest oryginalny i tutejszy – A teraz przed państwem Katarzyna Zielińska i Rafał Maserak w zwariowanym oberku! – mógłby zapowiedzieć w 13. edycji „Tańca z Gwiazdami” Piotr Gąsowski. Ale nasze gwiazdy oberka na razie nie zatańczyły. Polskie tańce ludowe mogą dziś liczyć co najwyżej na pokaz podczas lokalnego festynu. Wyedukowani przez programy typu „You can dance” bez problemu odróżnimy taniec współczesny od hip-hopu. Kto odróżni oberka od kujawiaka, ręka do góry. No właśnie. Sobotni wieczór. 18-letni Mateusz z Warszawy szykuje się do wyjścia na miasto. Dziś w planach tańce. Dyskoteka? Nie. Salsoteka? E tam. Milonga? Też nie. Dancing? Nie no, potańcówka! – Tańczymy do polskiej muzyki ludowej. – Na całym świecie nie ma tak dynamicznych i chwytających za serce tańców jak mazur czy oberek – zaręcza Krzysztof Hliniak, który od czterech lat tańczy w Zespole Tańca Ludowego „Krakowiak” oraz organizuje w Krakowie potańcówki na ludowo. Wcześniej jako tancerz flamenco często wyjeżdżał za granicę. – Tam sobie uświadomiłem, że w przeciwieństwie do Hiszpanów czy Węgrów w ogóle nie znamy własnych tańców. Zrobiło mi się z tego powodu wstyd – opowiada Hliniak. Otóż to – czy to nie wstyd, że doprowadziliśmy w Polsce do sytuacji, w której powiedzieć: „Biegnę na zajęcia z afro jazzu” brzmi dumnie, a już wyznanie: „Lecę na zajęcia z polskich tańców ludowych”… egzotycznie? Czy tańce ludowe dopiero się rozgrzewają, czy już ledwo zipią? No i kto to jeszcze tańczy? Po prostu tańcz Tańczy wspomniany Mateusz, stały uczestnik warszawskich potańcówek. – Zaczęło się od fascynacji muzyką Kapeli ze Wsi Warszawa. A na ich koncertach nie da się nie tańczyć. Moi rówieśnicy raczej nie podzielają tego zainteresowania, bo nie znają tych tańców ani nie są przyzwyczajeni do muzyki w rytmie trójmiarowym – tłumaczy. W Europie imprezy taneczne, z tradycyjną muzyką i tańcami, są od dawna rozpowszechnione. W Polsce dopiero się rozkręcają. – Zaczyna się wreszcie jakieś odrodzenie tańców ludowych. Młodzi ludzie wracają do ruchu, który jest oryginalny, tutejszy i odpowiada na pytanie, skąd pochodzą – obwieszcza Janusz Prusinowski, dyrektor festiwalu „Wszystkie Mazurki Świata”. Jak wyglądają potańcówki? Czasami uda się ściągnąć kapelę ludową. Zwykle zaczyna się od nauki podstawowych kroków. Często oprócz polskich tańców organizatorzy wplatają również folklor innych krajów. Za to zawsze jest wyśmienita zabawa – tak zapewniają bywalcy. W Warszawie „przytupajki” zadomowiły się głównie na Scenie Lubelskiej 30/32. W Krakowie miłośnicy polskich tańców gromadzą się m.in. wokół altany na plantach czy w Kolanku No 6. W Poznaniu tańcują przy Teatrze Strefa Ciszy. Nie są to jeszcze miejsca, gdzie imprezy odbywają się regularnie, ale lokalizacji i zainteresowanych zabawą przy rodzimej muzyce tradycyjnej przybywa. I jesteśmy w domu! W domu tańca – Tańce ludowe są dla nas egzotyczne, ponieważ mamy z nimi rzadki kontakt – mówi Monika Hajdas, zajmująca się strategią marketingową w firmie Inspire Smarter Branding. – Statystyczny Polak ma z nimi do czynienia raz w życiu: gdy tańczy poloneza na studniówce. – A taniec jest do tańca! – apeluje Grzegorz Ajdacki, „ludowy” pasjonat, prezes stowarzyszenia Dom Tańca. – Tej muzyki, tańców nie da się opisać. To trzeba samemu: zagrać, zaśpiewać, zatańczyć! Idea oddolnego, spontanicznego ruchu domów tańca zrodziła się na Węgrzech na przełomie lat 60. i 70. za sprawą młodych ludzi i stamtąd rozpowszechniła na inne kraje. Młodzi Węgrzy wpadli na ten pomysł, gdy w rumuńskim Siedmiogrodzie spotkali się po raz pierwszy z żywą formą rodzimego tańca. Będąc tam mniejszością, Węgrzy musieli szczególnie pielęgnować własny folklor, aby nie ulec wynarodowieniu, dlatego zachowały się tu tradycje narodowe, które już wymarły w kraju. Zachwyceni odkrywcy przystąpili do zgłębiania tradycyjnej muzyki, tańców, a po powrocie do kraju zakładali wiejskie domy tańca, tzw. táncházy. Powstały ich setki, głównie w węgierskich miastach. W ten sposób, paradoksalnie, miasta uratowały wiejską kulturę taneczną i pomogły mieszkańcom wsi na nowo ją docenić. Na taką táncházką imprezę natrafił dwa lata temu w Bukareszcie Adam Kryszkiewicz, wtedy jeszcze student geografii. – Była to zwykła dyskoteka, ale w jednej z sal po prostu grała
Tagi:
Katarzyna Anna Szewczyk









