Powabny urok klientyzmu

Powabny urok klientyzmu

Klientyzm rodzi pokusę manipulowania sytuacjami oraz osobami. Umożliwia oddzielenie się od problemów zwykłych obywateli, zaspokajając ambicje cynicznych uczestników gry zwanej polityką Takie dobro, które nam rzeczywiście przeszkadza korzystać z większego dobra, w rzeczywistości jest złem. Benedykt Spinoza Klient to słowo pochodzenia łacińskiego, oznaczające w starożytnym Rzymie osobę pozostającą w zależności lub opiece możnego, pana czy patrona. Od tego pojęcia utworzono pojęcie tzw. klientyzmu, które oznaczać może zależności i powiązania (klikowość). Klika (inaczej koteria) to z kolei grupa osób wzajemnie się popierająca ze szkodą dla innych ludzi. Nader zbliżone znaczeniowo jest również pojęcie synekury, oznaczającej z łaciny (sine cura – bez troski) stanowisko niewymagające pracy, odpowiedzialności czy decyzyjności. Wiązane jest ono bezpośrednio z rozwojem biurokracji. Bliski pojęciowo pozostaje także tzw. nepotyzm, czyli system faworyzowania krewnych przy obsadzie stanowisk. Nepotyzm kwitł szczególnie w okresie średniowiecza i renesansu w papieskim Rzymie (i całym Kościele katolickim). Nie sposób przy tym nie wspomnieć o tzw. symonii (czyli inaczej świętokupstwie). Wiąże się ona ze sprzedażą (lub kupnem) urzędów kościelnych (również beneficjów). Według Dziejów Apostolskich Szymon Mag chciał nabyć tą drogą od apostołów władzę sprawowania sakramentów. Korupcja to kolejne określenie niezwykle bliskoznaczne wymienionym pojęciom. Corruptio (łac.) to zepsucie, przekupstwo, od corrumpere – rozszarpywać, zniszczyć, zohydzić, zdeprawować. Oznacza bezpośrednio demoralizację, sprzedajność, łapownictwo. Są to więc znaczenia o wydźwięku zdecydowanie pejoratywnym w społecznym odbiorze. I dotyczy to zarówno wymiaru jednostkowego, jak i grupowego, jurydycznego i moralnego, teorii i praktyki. Według Stanisława Lema „Zło, które zadają ludzie ludziom, jest ksobnie interesowne”. Klientyzm, którego istnieniu w Polsce nikt nie zaprzecza, zwłaszcza jeśli chodzi o sfery wszelkiej władzy – państwowej, samorządowej, gospodarczej, jak i o model funkcjonowania prywatnego biznesu, jest formą powiązań zbliżonych do układów mafii lub camorry. Są to zależności finansowe, towarzyskie, decyzyjne, a nade wszystko psychologiczne. Wzajemne powiązania rozrastają się na różne dziedziny życia, tworząc rodzaj kolonii, narośli, huby pasożytującej na pniu społeczeństwa. Można go przyrównać, idąc tropem Karla R. Poppera, do formy trybalizmu plemiennego lub nowej wspólnoty pierwotnej, gdzie członkowie grupy, klanu czy szczepu obracają się jedynie wśród swoich. Już Arystoteles, uważając w „Etyce nikomachejskiej” polityków za ludzi kochających zaszczyty, zalecał osobom zaangażowanym w jakąkolwiek działalność publiczną studiowanie zasad etyki, gdyż winni oni dbać o szczęśliwe życie wielu, nie tylko nielicznych. Oznacza to, iż już w czasach Stagiryty polityka jawiła się jako działalność nieetyczna, pokrętna, obliczona na korzyści indywidualne (w żadnym wypadku na dobro ogółu), a takie postawy rodzą m.in. klientyzm, korupcję, nepotyzm czy klikowość. A kogo ma na myśli Trazymach, wzywający Sokratesa w platońskim „Państwie” do odrzucenia obrzydliwej definicji sprawiedliwości jako prawa silniejszego, jeśli nie ludzi zaangażowanych w politykę? Również w Starym Testamencie spotykamy przykłady piętnowania klientyzmu i postaw korupcyjnych zeń wynikających. „Do złego – choćby obu rękoma – do czynienia dobra, książę żąda złota, sędzia podarunku, dostojnik według swego upodobania rozstrzyga i wspólnie sprawę przekręcają”. Teoretyk nowożytnej myśli politycznej Niccolo Machiavelli, oddzielając politykę od moralności stwierdzeniem, iż istnieją racje ważniejsze od kryteriów moralnych (praktycznie i codziennie rozumianych), dopuścił poniekąd formalne istnienie klientyzmu w polityce. Jest ona dlań sztuką, a sztuka jest przecież amoralna. Współcześni makiaweliści, a także tzw. polityczni realiści, uważają ją za zasadę skutecznego działania i określają społeczeństwo jako zbiór jednostek związanych ze sobą poprzez cele, (end-connected society) nie przez reguły (rule-bound society). A cel przecież uświęca środki. Stąd z kolei wywiedziony został pogląd, że polityka sama w sobie jest działalnością niemoralną i nieuczciwą. W amerykańskiej myśli politycznej ukuto nawet określenie: polityka brudnych rąk, a najlepszym tego potwierdzeniem jest teza Michaela Walzera mówiąca, że „Łatwo pobrudzić sobie ręce w polityce i często jest to uzasadnione”. Tak więc owe nieformalne i społecznie naganne praktyki nie są wymysłem czy emanacją naszych czasów. Nie są też przypisane jednoznacznie konkretnemu ustrojowi, formacji społeczno-ekonomicznej czy wspólnocie religijnej. Są raczej immanentne każdej publicznej działalności, ukierunkowanej na dochód

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 43/2009

Kategorie: Opinie