Powódź i polityka

Kuchnia polska Kiedy w roku 1755 wielkie trzęsienie ziemi zniszczyło Lizbonę, Wolter napisał list protestacyjny. Adresował go w istocie do sił natury, wytykając im, że działają w sposób bezrozumny. Ten list jest jednym z najbardziej zuchwałych, choć całkowicie nieskutecznych dokumentów ludzkości. Czyni człowieka sędzią natury, trzęsienie ziemi zaś zamienia, zgodnie z duchem epoki, w problem filozoficzny. Obecnie pół Europy, Czechy, Słowacja, Austria i Niemcy zalane są wodą, która niszczy dorobek materialny milionów, masakruje skarby kultury, hamuje procesy społeczne (kanclerz Niemiec powiedział, że po tej powodzi trzeba będzie zaczynać od nowa integrowanie terenów byłej NRD z bogatszą częścią kraju), a ponieważ pod wodą znalazło się sporo fabryk chemicznych, nie wiadomo jeszcze, w jakim stopniu i na jak długo zatruta zostanie gleba. Powódź ta, brzemienna w indywidualne ludzkie dramaty, staje się, zgodnie z duchem naszej epoki, problemem politycznym. Nie mówię tu o tym, że wywołała godną pochwały solidarność krajów unijnych – Niemiec i Austrii – z krajami, które dopiero do Unii pretendują – Czechami i Słowacją. Mówię tu jednak o skali szerszej i bardziej globalnej. Pierwszym bowiem wrażeniem, jakie wywołuje oglądana na ekranach telewizorów europejska powódź, jest uczucie, że obrazy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Felietony