Powrót „Popeliny”

Powrót „Popeliny”

Jeden z najsłynniejszych gangsterów znów jest za kratkami, po nieudanej próbie reaktywowania dawnych interesów Pozornie wszystko wskazywało na to, że na trasie z Poddębic do Łodzi rozstawił się zwyczajny patrol drogówki. Kierowcy i pasażerom zatrzymywanego mercedesa do głowy nie przyszło, że nieco dalej, za łukiem, jezdnię przecięła policyjna kolczatka, a w przydrożnym lesie ukryła się antyterrorystyczna grupa uderzeniowa. Gdy tylko luksusowe auto stanęło na poboczu, zewsząd otoczyli je ubrani na czarno funkcjonariusze. To, co działo się później -aczkolwiek niebezpieczne – na twarzach doświadczonych policjantów wywołuje lekki uśmiech. Siedzący w środku mężczyźni ani myśleli opuścić pojazd – zablokowali drzwi i zaparli się rękami i nogami. Wyciągnięto ich pojedynczo, przez wybite szyby, zdaniem policjantów, „wierzgających jak nieznośni gówniarze”… Walka na porwania – 21 lipca o godz. 15 policjanci z łódzkiego zarządu Centralnego Biura Śledczego zatrzymali czterech mężczyzn w wieku od 23 do 59 lat – informuje Robert Nogacki z Prokuratury Okręgowej w Łodzi. – Najstarszy z nich to doskonale znany wymiarowi sprawiedliwości Edmund R., „Popelina”. Razem z nim ujęto poszukiwanego listem gończym Łukasza Cz., „Grubego”, Rafała B., „Zabijakę” i 23-letniego kierowcę Sebastiana B., „Bazyla”. Przy Edmundzie R. znaleziono sprawny samopał na bazie długopisu. W aucie były też, obok kilkunastu telefonów komórkowych, kije bejsbolowe, dwa noże sprężynowe, kilkudziesięciocentymetrowy metalowy szpikulec i… ułańska szabla. Tuż po tej akcji policjanci weszli do mieszkania „Zabijaki”, gdzie odkryli zapasy nielegalnej amunicji. A jeszcze kilka dni wcześniej łódzkie media i ulica huczały od plotek o zbliżającej się wojnie gangów w mieście. Do gry, po odbyciu kary, wrócił bowiem „Popelina”, dawny przywódca łódzkiej mafii. Ponownie chce grać pierwsze skrzypce, ale jego miejsce zajął Grzegorz B., „Indianin”, ostrzegały lokalne gazety. Te pogłoski nie brały się znikąd – w połowie lipca „Indianina” wywieziono do lasu i dotkliwie pobito. W odwecie jego ludzie zorganizowali napad na komis z telefonami komórkowymi, którego ofiarą padł 42-letni właściciel, prywatnie bliski znajomy „Popeliny”. Jak wynika z ustaleń policji, bandyci przez kilka minut katowali mężczyznę w sklepie, kopiąc go po całym ciele i rzucając na meble. Następnie, zakrwawionego, wyciągnęli na ulicę i na oczach przechodniów wrzucili do samochodu. W sklepie został pracownik ze złamaną ręką. Porwanego właściciela wywieziono do lasu i raz jeszcze pobito. Edmund R. wyszedł na wolność w marcu br., po niemal dziesięciu latach spędzonych za kratkami. Do połowy lat 90. był postrachem miejscowych biznesmenów – jego ludzie zmuszali przedsiębiorców do płacenia nawet 30-procentowego haraczu, niepokornych „dyscyplinując” zamachami bombowymi. Do aresztu trafił w styczniu 1996 r., po spektakularnym rozbiciu łódzkiego gangu – pierwszej policyjnej akcji skierowanej przeciw tak dużej grupie. Od chwili aresztowania w łódzkich sądach toczyło się przeciw niemu kilka procesów. W największym – o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, mającą na koncie wymuszenia haraczy, groźby karalne, podkładanie ładunków wybuchowych i zabójstwo – dostał 10 lat. W innych sprawach wyroki były mniejsze i stąd łączny wymiar kary 11 lat więzienia. Zwolnienie humanitarne Proces przeciwko grupie „Popeliny” był pierwszym, w którym tak szeroko (15 osób) zastosowano instytucję świadka incognito. Był również sprawą, która okazała się trampoliną w karierze ówczesnego oskarżyciela, dziś zastępcy prokuratora generalnego, Kazimierza Olejnika. Także dzięki samemu Edmundowi R., który podczas jednego z posiedzeń oskarżył Olejnika o to, że żądał od niego 50 tys. zł. W zamian prokurator miał obiecać gangsterowi dane z listy świadków incognito. Oskarżenie okazało się fałszywe – „Popelinę” za pomówienie skazano dodatkowo na 10 miesięcy więzienia, Olejnik zaś zyskał miano prokuratora, który z powodu własnej niezłomności staje się celem gangsterskich ataków. Edmund R. nie najlepiej znosił więzienne odosobnienie. Latem 2004 r. napisał wniosek o zmianę dotychczasowego wyroku, będący w praktyce prośbą o wcześniejsze zwolnienie. „Mam już 58 lat i bardzo długo jestem pozbawiony wolności”, pisał. Odwoływał się również do pobudek humanitarnych, wskazując na „fatalny stan zdrowia”, i społecznych, mówiąc o „konieczności pomocy córce, samotnie wychowującej dziecko”. Nie zapomniał również wspomnieć, że „ponad

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 31/2005

Kategorie: Kraj