Sytuacja aktywistów w Arabii Saudyjskiej W piątek 26 lutego doszło do wyczekiwanego od wielu dni wydarzenia. Biuro Avril Haines, powołanej w styczniu przez prezydenta Joego Bidena dyrektorki Wywiadu Narodowego Stanów Zjednoczonych, upubliczniło raport wywiadowczy na temat zabójstwa 2 października 2018 r. saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Chaszukdżi, znany z krytyki saudyjskiej władzy i rodu rządzącego krajem, miał w tym dniu odebrać w konsulacie w Stambule dokumenty związane z jego zbliżajacym się ślubem. Z budynku już nigdy nie wyszedł – wpadł w zasadzkę zorganizowaną przez 15-osobowy zespół zabójców. Zwłok Chaszukdżiego nie odnaleziono. Miały zostać rozczłonkowane, a według doniesień brytyjskiego serwisu informacyjnego Middle East Eye, opartych na anonimowym źródle, jego palce zawieziono do Rijadu i wręczono osobiście księciu Muhammadowi ibn Salmanowi. Sam książę miał powtarzać, że utnie palce każdemu pisarzowi, który go krytykuje. To właśnie krytyczne poglądy miały być przyczyną śmierci dziennikarza, w ostatnim okresie życia związanego z „Washington Post”. Dżamal Chaszukdżi zajmował się dziennikarstwem już od lat 80., początkowo pracując jako reporter w arabskich czasopismach. W tym czasie był także związany z Braćmi Muzułmanami, islamistyczną organizacją, o której w Europie zrobiło się głośno przy okazji protestów na placu Tahrir w Kairze w 2011 r. W toku kariery Chaszukdżi miał się od Braci odsunąć, choć popierał postulat demokracji muzułmańskiej, będący jedną z ich podstawowych zasad. To jednak sprawiło, że w medialnym zamieszaniu, które zaczęło się po jego śmierci, próbowano przypiąć mu łatkę dżihadysty, aczkolwiek tutaj istotnym czynnikiem były też jego reportaże popierające mudżahedinów walczących przeciwko Związkowi Radzieckiemu w latach 80. Do końca następnej dekady Chaszukdżi był korespondentem zagranicznym, a później dwukrotnie redaktorem naczelnym „Al-Watan” (Ojczyzna), dzisiaj jednej z wiodących gazet w Arabii Saudyjskiej. W tej roli naraził się rodzinie panującej, kiedy na łamach pisma opublikowane zostały teksty krytykujące ścisłe normy religijne w królestwie. Zrezygnował z pracy w „Al-Watan”, ale nie zniknął całkowicie z saudyjskiego życia publicznego i nadal pojawiał się w arabskich i międzynarodowych mediach. Dopiero od 2017 r. zamieszkał w Waszyngtonie i zaczął pisać dla „Washington Post”, otwarcie już krytykując władze i księcia Muhammada ibn Salmana. Zwracał uwagę na to, że mimo deklaracji zmiany ekonomii i norm społecznych władza aresztuje dysydentów i oczernia intelektualistów, którzy mają inne zdanie niż monarcha. Kiedy Arabia Saudyjska w 2018 r. przyznała kobietom prawo do prowadzenia pojazdów, co prawda pochwalił księcia, lecz podkreślił, że w więzieniach nadal przebywają aktywistki, które o to prawo walczyły. Wśród nich Ludżajn al-Hazlul. W ostatnich latach Al-Hazlul stała się symbolem walki o prawa kobiet w państwach Półwyspu Arabskiego. Sprzeciwiała się nie tylko zakazom prowadzenia pojazdów, ale również przepisom zmuszającym kobiety do posiadania męskiego opiekuna, zazwyczaj ojca, brata lub męża, bez którego zgody nie mogły choćby podróżować za granicę, brać ślubu czy ubiegać się o rozwód, aż do 2019 r., kiedy przepisy te zostały zliberalizowane dla kobiet powyżej 21. roku życia. Ludżajn al-Hazlul zbierała w tym celu podpisy pod petycjami do króla Salmana i organizowała brawurowe (jak na lokalne standardy) akcje, takie jak próba wjazdu do Arabii Saudyjskiej samochodem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich 1 grudnia 2014 r. Po tym po raz pierwszy została aresztowana i zatrzymana na 73 dni pod zarzutem narażenia bezpieczeństwa narodowego. Kolejne zatrzymania miały sprawić, że stała się najbardziej znaną więźniarką polityczną królestwa. Zwłaszcza kiedy w marcu 2018 r. została porwana w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i deportowana do Arabii Saudyjskiej. Po kilku dniach zwolniono ją, tylko po to, by w maju ponownie zatrzymać, tym razem z grupą dziesięciu innych aktywistek i aktywistów, bez postawienia konkretnych zarzutów. Według Amnesty International oraz informacji przekazywanych przez Alię al-Hazlul, siostrę Ludżajn, aktywiści mieli być torturowani, a wachlarz metod stosowanych przez personel więzień rozciągał się od bicia po rażenie prądem i niesławny waterboarding, czyli podtapianie. Co więcej, w torturach miał uczestniczyć Saud al-Kahtani, doradca i przyjaciel Muhammada ibn Salmana, obecny też przy zabójstwie Dżamala Chaszukdżiego. Dopiero po prawie roku od zatrzymania rozpoczął się proces Al-Hazlul, chociaż nadal nie postawiono jej sprecyzowanych zarzutów, a dziennikarzom oraz zagranicznym dyplomatom zainteresowanym










