Prawdziwy redaktor w społecznej służbie

Prawdziwy redaktor w społecznej służbie

N/z: od lewej - Bożena Walter , Tomasz Hopfer i Edward Mikołajczyk . PAP/CAF-WITOLD ROZMYSŁOWICZ /GJ/

Edward „Edi” Mikołajczyk (1940-2020) Przyjaźń to była wartość trwająca przez lata. Przyjaciół łączyły inteligencja, poczucie humoru i dziennikarstwo. W telewizyjnej redakcji, w latach 70., siedzieli w jednym pokoju, dzieląc się biurkiem: Edward Mikołajczyk, Tomek Hopfer, Mariusz Walter, Eugeniusz Pach i Jacek Snopkiewicz. Pukali przez ścianę do naczelnego Jerzego Ambroziewicza. Było ich w sumie sześciu – to był problem, kiedy wieczorami, zwłaszcza w stanie wojennym, siadali do brydża. Musiały być dwie czwórki, dołączał więc Andrzej Kantowicz i prof. Jan Malanowski. Spotykali się bardziej dla rozmowy niż gry. Rozmowy o dziennikarstwie – a każdy z nich był osobowością – o książkach i telewizji. Cechą przyjaźni jest lojalność. „Edi” kilkakrotnie składał rezygnację z funkcji zastępcy, kiedy Maciej Szczepański brutalnie atakował na kolegiach Jego szefa, Jurka Ambroziewicza, za „podważające rozwój naszego kraju” reportaże i publicystykę. Brydż jest pełen pułapek i podstępów, Edek jednak nie blefował. Był humanistą, ale miał ścisły umysł. Zapewne dlatego był prawdziwym redaktorem. Tekst po jego poprawkach nabierał sensu i blasku. Pisał analityczne felietony i przez wiele lat komentarze do Polskiej Kroniki Filmowej. Jego teksty, pełne aluzji i niedomówień, czytało w cenzurze na Mysiej aż trzech cenzorów, bo nie mogli się połapać. To była klasa mistrzowska, tak jak jego komentarz do dokumentu przyjaciela, operatora Wojciecha Jankowskiego „Grudniowe taśmy”, jedynego dokumentu rejestrującego tragiczne wydarzenia 1970 r. Kochał dziennikarstwo. Należał do zawodowego pokolenia, które, zmagając się w PRL z cenzurą, rozumiało dziennikarstwo jako służbę społeczną, jako zawód stający w obronie skrzywdzonych. Miał szczęście, że trafiał do redakcji, w których pracowali utalentowani ludzie. Do „Sztandaru Młodych”, gdzie był zastępcą redaktora naczelnego w czasach jeszcze przed Jerzym Domańskim, „Kultury”, Studia 2, na placówkę korespondenta w Jugosławii. Jego zawodowym przeznaczeniem była telewizja. Wykorzystał swoje poczucie humoru, umiejętność ciętej riposty, zawsze finezyjnej, wypowiadanej z miną Bustera Keatona. W Studiu 2 wraz z Bożeną Walter, Tomkiem Hopferem i Tadeuszem Sznukiem był prekursorem nowego stylu prowadzenia programów, naturalnego, bez kartki, zaskakującego widza dowcipem, trafnością pytania, czasami przekłuciem balonika pychy zaproszonego do studia gościa. Z Telewizją Polską związany był z przerwami przez wiele lat. Miał swoje miejsce w Studiu 2, skupiającym wszystko, co najlepsze w telewizji. Prowadził program „Wszystko za wszystko”. Kierował redakcją sportową – nie tylko dlatego, że miał najwyższe kwalifikacje, ale i dlatego, że kochał sport, piłkę nożną. Gdy został naczelnym redakcji sportowej TVP, na wizję wrócili Bohdan Tomaszewski, Jacek Żemantowski, Janusz Zielonacki. Wypromował nowe twarze: Zdzisława Ambroziaka, Macieja Biegę, Marka Jóźwika, Marka Rudzińskiego, Adama Gocela czy Tomasza Zimocha. Jeszcze nie tak dawno z przyjaciółmi stawiał się na mecze przy Łazienkowskiej. A potem w małej restauracji wypytywał z nadzieją znajomych trenerów o przyszłość polskich klubów, spierając się z przyjacielem Karolem Gębką. Poznali się w PZPN. Prezes Edward Brzostowski długo namawiał „Ediego”, aby został rzecznikiem prasowym. „Edi” w końcu się zgodził, bo to były emocje, przygoda, mistrzostwa świata. Dla piłkarzy, zwłaszcza z jego stron, ze Śląska i Zagłębia – Młynarczyka, Buncola, Matysika – był prasowym autorytetem. Na pierwszym spotkaniu z reprezentacją i trenerem Piechniczkiem powitano „Ediego” owacją na stojąco. Był ich promotorem prasowym i obrońcą. Sam zresztą grał w piłkę z drużyną „Kultury” na boisku przy Bednarskiej. Strzelał karne w górny, lewy róg. Przez lata pracował w Akademii Telewizyjnej TVP, którą kierował jego przyjaciel Jacek Snopkiewicz. Przed wielu, wielu laty student „Ediego” – wykładowcy Studium Dziennikarskiego UW. Jacek twierdził, że to Edek ustawił jego zawodową zwrotnicę jako reportera „Kultury” i później telewizyjnego szefa informacji, naczelnego. „Edi” był wybitnym analitykiem mediów, jego recenzje nie były wyłącznie krytyką, zawierały cały zestaw roboczych uwag. Przez kilka lat redagował miesięcznik „Wizja” o etosie i zadaniach telewizji publicznej. Po likwidacji za ton krytyczny stworzył nowatorskie „Zeszyty Europejskie” o problemach związanych z wejściem do Unii. To on wymyślił ogłaszany do dzisiaj co roku przez TVP Przegląd i Konkurs Dziennikarski Programów Regionalnych, PiK. Jurorami byli wybitni dziennikarze z różnych mediów. Warto

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 40/2020

Kategorie: Sylwetki