Jak współcześni polscy kompozytorzy czerpią z dorobku muzycznego geniusza Czym był Mozart dla Chopina? Przedmiotem młodzieńczej fascynacji i uwielbienia, ideałem piękna i szlachetności stylu, do którego dążył przez całe życie. Kiedy miał 17 lat i stawiał pierwsze kroki jako kompozytor, napisał urocze wariacje na temat bardzo popularnej naówczas melodii operowej, co wywołało podziw Roberta Schumanna. Duet z opery „Don Juan” Mozarta zaczynający się od słów „La ci darem la mano” stał się dzięki temu także własnością Chopina. Ale i na końcu swej drogi życiowej 39-letni schorowany Chopin znów zwraca się do Mozarta „po pomoc”. Prosi przyjaciół, by na uroczystościach żałobnych po jego śmierci wykonano słynne „Requiem”. Czym był Mozart dla Paderewskiego? Światowej sławy pianista i gorący patriota, który jako polityk postawił sobie za cel odzyskanie przez Polskę niepodległości i został nawet pierwszym premierem II Rzeczypospolitej, potraktował Mozarta bardziej żartobliwie. Miał wtedy 26 lat, gdy na jednym ze swych koncertów zagrał na bis menueta. Publiczności ten wdzięczny, krótki utwór fortepianowy bardzo się spodobał. Miał prostą melodię, był pełen ozdobników i tryli. Ktoś na sali powiedział: zupełnie jak Mozart. Zaczęto podejrzewać, że Paderewski odnalazł gdzieś zapomniany albo zagubiony utwór Mozarta i włączył do swego repertuaru. A jednak „Menuet G-dur” op. 14 nr 1 jest oryginalną kompozycją, która z czasem stała się koncertowym hitem i bodaj jedynym utworem Paderewskiego, który zrobił światową karierę. Czy dzisiejsi twórcy muzyki są bliżsi Chopinowi, czy Paderewskiemu, jeśli idzie o stosunek do jednego z największych geniuszy ludzkości? Żartem podszyte – Symfonię w stylu Mozarta napisałem dla Państwowej Filharmonii w Poznaniu, która zwróciła się do mnie z propozycją skomponowania czegoś na prima aprilis – wyznaje Krzysztof Meyer, który w latach 1985-1989 był prezesem Związku Kompozytorów Polskich. – Postanowiłem napisać symfonię, która nie byłaby pastiszem, lecz zawierałaby wszelkie cechy stylu mozartowskiego. Pracę tę traktowałem jako okazję do wyrażenia mojej wielkiej miłości i czci dla kompozytora, którego dzieło było i jest zawsze najgoręcej obchodzącą mnie sprawą. Prawykonanie symfonii, jako kompozycji W.A. Mozarta, odbyło się 1 kwietnia 1977 r. w Poznaniu. Z wyjątkiem dyrygenta (Renarda Czajkowskiego) i redaktora radia (koncert był transmitowany) nikt nie był wtajemniczony w tę mistyfikację, a w programie podano informację o wykonaniu mało znanej „Symfonii D-dur” KV 213a Wolfganga Amadeusza Mozarta. Naturalnie później wyprowadzono słuchaczy z błędu, a przy okazji następnych wykonań podawano już moje nazwisko. Jednak niektórzy musieli żart potraktować poważnie, bo ostatnio w programie pewnego koncertu w Dublinie, w Irlandii znowu pisano o nieznanej symfonii Mozarta. Krzysztof Meyer urodzony w Krakowie w 1943 r. zajmuje wśród kompozytorów polskich miejsce szczególne. Jest mistrzem naśladowania stylów muzycznych. Jako znawca twórczości, a także przyjaciel wielkiego radzieckiego kompozytora, Dymitra Szostakowicza (w tym roku świat muzyczny obchodzi obok 250-lecia Mozarta także 100-lecie urodzin Szostakowicza), podjął się bardzo trudnego zadania – dokończenia opery „Gracze” według Dostojewskiego, którą kompozytor zaledwie zaczął. Meyer nie tylko uzupełnił I akt dzieła, ale od podstaw skomponował akt II i III tej opery, w idealny niemal sposób „podrabiając” charakterystyczny styl wielkiego Rosjanina. Muzykę Mozarta Meyer „obrabiał” jeszcze kilkakrotnie, np. w utworze „Canti Amadei”, czyli „I Koncercie wiolonczelowym”, pojawiają się cytaty z „Requiem”, serenady „Eine kleine Nachtmusik” i „Symfonii g-moll” Wolfganga Amadeusza. Kompozytor tłumaczy, że tutaj już nie żartował sobie z wiedeńskiego mistrza. – Nie powtarzałem procedury zastosowanej w „primaaprilisowej symfonii”. Utwory są skomponowane całkowicie w moim języku – dodaje Meyer. Mozart w sokowirówce Postawę nieco dwuznaczną w stosunku do muzyki Mozarta zajmuje jeden z najwybitniejszych kompozytorów średniego pokolenia, urodzony w 1971 r. Paweł Mykietyn, którego dorobek obejmuje utwory instrumentalne i wokalne, kameralne, symfoniczne, także opery. Pisze też regularnie muzykę dla teatru dramatycznego. Mykietyn twierdzi, że u niego odniesienia do twórczości Mozarta można potraktować jako hołd dla geniusza. -” Słuchając muzyki mistrza, często płaczę – wyznaje kompozytor. Zapewne potwierdzeniem szacunku dla wielkiego klasyka jest nawiązanie w tytule utworu na zespół kameralny „Eine
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz