Unia Europejska, Rosja, USA i Polska to strategiczni partnerzy Ukrainy Wiktor Juszczenko, kandydat na prezydenta Ukrainy Wybory – Pierwsza tura wyborów prezydenckich na Ukrainie nie przyniosła rozstrzygnięcia. Centralna Komisja Wyborcza zwleka z podaniem wyników, a nieoficjalne dane mówią, że dostał pan ponad 40% głosów, pana rywal zaś nieco mniej. Świat z wielkim zainteresowaniem czeka na druga rundę 21 listopada br. Kontrkandydatem jest Wiktor Janukowycz, obecny premier. Wiosną tego roku powiedział pan: „Wierzę, że naród ukraiński już od jesieni zacznie wreszcie żyć w dobrobycie i szczęściu, że władza służyć będzie ludziom, a nie swoim interesom, a Ukraina stanie się członkiem silnej, zjednoczonej Europy”. Przypomniało mi się wtedy podobne w swoim idealizmie słynne wystąpienie „I have a dream…” Martina Luthera Kinga z 1968 r. Wkrótce po tym już nie żył. Boi się pan o swoje życie? Dożyje pan końca tych wyborów? – Zmierzam nie tylko dożyć i ciężko pracować do końca wyborów, ale i po nich. Po to, aby demokratyczna i bogata Ukraina stała się rzeczywistością. Naszemu narodowi to się naprawdę należy! Jak pan widzi, próba fizycznego wyeliminowania mnie nie udała się. Wciąż żyję. Nie poddałem się i wyszedłem z tej próby nawet wzmocniony. Mam więcej energii i zdecydowania niż kiedyś. Po leczeniu w wiedeńskiej klinice Rudolfinerhaus moje zdrowie się unormowało. Od 10 października powróciłem do aktywnej kampanii wyborczej i przez trzy tygodnie objechałem 12 regionów Ukrainy, spotykając się z setkami tysięcy wyborców. Chociaż zadany mi cios był silny i wolałbym, aby go nie było, zniosłem go dzięki wsparciu rodziny, przyjaciół, milionów Ukraińców, którzy życzyli mi zdrowia i modlili się za mnie, oraz słowom poparcia płynącym z całego świata. Jestem przekonany, że dowiemy się, jakie były przyczyny mojej choroby i dlaczego lidera zmagań wyborczych starano się wyeliminować w ich najaktywniejszej fazie. Plan się nie udał. Nie boję się już niczego! Jestem gotów na każde poświęcenia dla dobra i przyszłości Ukrainy. Zwycięstwo w wyborach prezydenckich nie jest dla mnie celem samym w sobie, lecz jedynie początkiem wielkiej pracy. Ukrainie potrzebne są dziś pilne zmiany systemowe w ekonomice, wymiarze sprawiedliwości, sferze socjalnej. To wszystko wymaga czasu i wysiłku. Poparcie i zrozumienie ludzi, którzy przychodzą na moje mityngi, a jest ich każdorazowo od 20 do 100 tys., daje niesłychaną motywację i przekonanie, że Ukraina ma wyjątkową szansę. Jestem święcie przekonany, że wykorzystamy ją do budowy nowego państwa. Jest już gotowy ekspercki program pierwszych stu dni prezydentury, uwzględniający wdrożenie pierwszoplanowych pakietów ustaw antykorupcyjnych, socjalnych i innych, zgłaszanych przeze mnie wcześniej. Pozwoli to rozpocząć pracę z marszu, a nie od czystej kartki papieru. – Na zagrożenia demokracji na Ukrainie zwrócił uwagę kandydat na prezydenta USA, John Kerry, mówił o tym także George Bush, a w Kongresie dramatycznie przywołała je deputowana polskiego pochodzenia, Marcy Kaptur z Ohio, nazywając próbę otrucia pana ilustracją „politycznej kuchni ukraińskiej”. Czy te głosy zza oceanu słychać także u was? – Wybory na Ukrainie i ich wyniki to oczywiście sprawa samych Ukraińców. Jednak naszych partnerów, sąsiadów czy – generalnie – światowej opinii publicznej musi niepokoić niedemokratyczność obecnej kampanii wyborczej. Liczne przykłady łamania prawa, o których mówią sami wyborcy, odnotowują obserwatorzy zagraniczni i organizacje pozarządowe. Nie mogą one nie budzić niepokoju i sprzeciwu. Przede wszystkim wbrew cywilizowanym standardom nie ma centralnego rejestru wyborców. Praktyką są manipulacje listami wyborców, na których brakuje nie tylko poszczególnych osób (m.in. tak znanych jak kard. Lubomyr Huzar we Lwowie), ale wręcz całych budynków czy ulic! Co warta jest praca Centralnej Komisji Wyborczej, która przez sześć dni nie może obliczyć oddanych głosów i ogłosić wyników? Co ma o tym myśleć świat? – Świat ma od dawna wypracowane standardy w tej materii. – Otóż to… Wstępując do Rady Europy, Ukraina wzięła na siebie obowiązek dotrzymywania zasad demokracji obowiązujących w Europie. Nasi europejscy partnerzy biorą to poważnie i chcą mieć do czynienia z demokratyczną Ukrainą, o czym mówią jasno. Jednak dzisiejsza władza udaje, że tych głosów wspólnoty międzynarodowej nie słyszy. Oligarchów nie martwi hamowanie procesu wchodzenia Ukrainy do UE czy NATO, oni boją się czegoś innego – odmowy wizy
Tagi:
Waldemar Piasecki









