Michaił Fradkow, nowy szef rosyjskiego rządu, już na wstępie zapowiedział zmniejszenie liczby ministerstw Na półtora tygodnia przed pierwszą turą wyborów prezydenckich w Rosji walka o Kreml wydaje się równie nieciekawa jak w poprzednich tygodniach. Prasa, z natury rzeczy żywiąca się przede wszystkim sensacją, z trudem znajduje kontrowersyjne czy chociażby emocjonujące zdarzenia. „Dobrze chociaż, że mieliśmy zmianę premiera”, napisał niedawno jeden z felietonistów dziennika „Kommiersant”. Rzeczywiście, jeśli cokolwiek wywołało większe zainteresowanie Rosjan w związku z wyborami prezydenckimi, to było to niespodziewane posunięcie Władimira Putina, który nie dość; że znienacka zdymisjonował dotychczasowego szefa rosyjskiego rządu, Michaiła Kasjanowa, to jeszcze zaraz potem zaskoczył wszystkich nominowaniem na to stanowisko człowieka z tzw. drugiego szeregu, Michaiła Fradkowa. Operacja pod hasłem „Zmiana premiera”, jak ochrzcili cały ciąg zdarzeń z dwóch ostatnich tygodni rosyjscy dziennikarze, pozwoliła prasie zapełnić nowymi analizami strony gazet. Jeżeli Putin chciał skoncentrować na sobie uwagę opinii publicznej, nie mógł wymyślić lepszego sposobu, komentowano. Dymisja Kasjanowa spadła co prawda na Rosję niczym grom z jasnego nieba, ale z drugiej strony mało kto przyjął ją z wyraźną niechęcią. Michaił Kasjanow uważany był przez Rosjan za jednego z ostatnich już dzisiaj na szczytach władzy ludzi Borysa Jelcyna, a to w Moskwie nie jest obecnie najlepsza rekomendacja. Na dodatek były premier w konflikcie pomiędzy Kremlem i jednym z największych oligarchów, Władimirem Chodorkowskim, właścicielem koncernu Jukos (od listopada 2003 r. przebywającym w areszcie za niepłacenie podatków) stanął po stronie biznesmena, a przeciętni Rosjanie najchętniej puściliby wszystkich bogatych rodaków w przysłowiowych skarpetkach. Innymi słowy, dymisja Kasjanowa powinna była przynieść Putinowi dodatkowe poparcie. Czy jednak tak się stało? Ostatni sondaż socjologicznego instytutu FOM wydaje się sugerować coś wręcz przeciwnego. 51-letni prezydent uzyskał w nim tylko (i aż) 64,8%, podczas gdy tenże FOM prognozował dla niego jeszcze przed zdjęciem Kasjanowa poparcie wyborcze na poziomie 69,3%. Jak można to wytłumaczyć? Niektórzy socjologowie, jak prof. Jurij Lewada, uważają ten lekki spadek notowań Putina za korektę techniczną i nie widzą w tym trwałej tendencji. „Obecny prezydent zdobędzie 14 marca przy urnach od 70 do 80% głosów”, uważa Lewada. Inni zastanawiają się jednak, czy nominacja Michaiła Fradkowa na nowego premiera była rzeczywiście najlepszym posunięciem Putina. Co prawda, Władimir Putin stara się przedstawiać Fradkowa jako wysokiej klasy profesjonalistę, doświadczonego urzędnika i człowieka o wielkiej uczciwości, ale – jak mówi się w Moskwie – ludzie i tak wiedzą swoje. „To całkowita sensacja polityczna i mogę powiedzieć, że jestem wstrząśnięty. To coś w rodzaju powrotu do epoki Jelcyna. Przecież (Fradkow) tak naprawdę uczestniczył w budowie oligarchicznej, opartej na eksporcie surowców struktury rosyjskiej gospodarki”, skomentował tę nominację niezależny moskiewski analityk, Andriej Piontkowski. Wiele gazet pisze wprost, że część zwolenników Putina, którzy oczekiwali od prezydenta walki z oligarchią, może się poczuć rozczarowana. Jeden z głównych analityków moskiewskiego Broker Credit Service (BCS), Daniel May, stwierdził z kolei, że nowy premier „jest definitywnie weteranem ekipy Jelcyna, co daje mu na starcie złą reputację wśród Rosjan”. Swój udział w krytycznej ocenie wymiany premiera mają prawie wszystkie rosyjskie media, które – jak określił to korespondent agencji Associated Press – „rzuciły się na Fradkowa jak wygłodniałe psy na łatwą zdobycz”. Rzeczywiście, moskiewscy dziennikarze nie oszczędzali nowego premiera w swoich komentarzach w ostatnim tygodniu. „Polityk wagi lekkiej”, tak określił Fradkowa opozycyjny wobec Putina „Kommiersant”. Ta sama gazeta przypomniała wybrańcowi prezydenta wpadkę z 1994 r., kiedy to Fradkow, będąc wiceszefem Ministerstwa ds. Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, brał udział w procederze przyznawania pracownikom resortu nieoprocentowanych kredytów. „Kommiersant” wypomniał mu też silne przyjacielskie i biznesowe związki z bankiem Alfa, którym kieruje dawny szef Fradkowa, Piotr Awien, a który finansował poprzednią kampanię prezydencką Putina w 2000 r. Nawet rządowa „Rossijskaja Gazieta” oceniła, że Fradkow będzie jedynie „technicznym szefem gabinetu w systemie rządów, w którym realna władza znajduje się niemal w całości w rękach prezydenta”. Prokremlowskie „Izwiestia” napisały z kolei wprost, że nowy premier to dla większości Rosjan człowiek znikąd.
Tagi:
Mirosław Głogowski