Dlaczego wygrał Lech Kaczyński i to tak bardzo wyraźnie? Frekwencja 50%, 55-45 dla Kaczyńskiego. Takie są wyniki wyborów prezydenckich. One zaskoczyły większość komentatorów – bo choć tendencję, że Kaczyńskiemu rośnie, a Tuskowi spada, widać było w ostatnich dniach przed wyborami jak na dłoni, to przecież najczęściej prorokowano niewielkie zwycięstwo jednego lub drugiego kandydata. Ten wyścig miał być równy aż do mety. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Na razie naprędce konstruowane tłumaczenia niewiele tłumaczą. Oto wyjaśnia się sukces Kaczyńskiego i porażkę Tuska tym, że ten pierwszy miał bardziej dynamiczny, tryskający pomysłami sztab, a ten drugi grupę inteligentów. Tylko że jeszcze dwa tygodnie wcześniej komentatorzy rozpływali się nad profesjonalizmem kampanii Tuska i PO, co poniektórzy mówili wręcz, że jest „podręcznikowa”. Wynik wyborczy zmienił optykę. Gdyby Platforma i jej kandydat wybory wygrali, pewnie wówczas hasła „Premier z Krakowa” i „Prezydent Tusk” określano by mianem marketingowego majstersztyku. Teraz są przedmiotem szyderstw. Wynik wyborczy tłumaczy się też tym, że Polska jest przecież konserwatywna, więc cóż dziwnego w tym, że wygrał kandydat bardziej prawicowy. Otóż wcale nie jest to oczywiste. Ta sama Polska parę lat temu wybrała miażdżącą większością SLD, a już nie tak dawno, w referendum, Unię Europejską. Sukces Kaczyńskiego i porażka Tuska mają więc głębsze przyczyny, a wyniki wyborcze z równą siłą pokazują potencjał samych kandydatów, jak i obraz Polski i Polaków. Także tych pracujących w ośrodkach badania opinii publicznej i w mediach. Media Bo pierwszym wnioskiem, który nasuwa się podczas analizy wyników wyborów, jest ten, że pokaźne grono naukowców, komentatorów i publicystów, którzy dominują w mediach, a którzy sympatyzowali z Tuskiem, uległo samomistyfikacji. Oni uwierzyli własnym słowom. Przez ostatnie tygodnie przeważającą muzyką w największych mediach był triumfalny marsz Donalda Tuska po prezydenturę. Każdy komentator, oczywiście sympatyk Platformy, nakręcał się słowami poprzednika i nakręcał następnego. Pomagały im w tym sondaże, dziś to już widać, że źle wyliczoną próbą. W ogóle sprawa przedwyborczych sondaży powinna stać się w Polsce jak najszybciej przedmiotem poważnej debaty. Przed wyborami parlamentarnymi również myliły się one w sposób zadziwiający. Np. w sondażu „Rzeczpospolitej” SLD miał mieć 4% poparcia! W ten sposób przedwyborcze debaty – i te przed wyborami parlamentarnymi, i te przed prezydenckimi – oparte były na nieprawdziwych informacjach. Które zapowiadały wielkie zwycięstwo Tuska i PO. Ta „muzyka”, można przypuszczać, uśpiła jego sztab. Jeżeli w ostatnich dniach, między pierwszą a drugą turą, Lech Kaczyński wykonał szereg działań, które przyciągnęły do niego nowych wyborców, to Tuska było stać jedynie na powtarzanie starych sloganów. Media w tej kampanii zwalczały Cimoszewicza, przemilczały Leppera i Borowskiego, lansowały Tuska, natomiast nie za bardzo wiedziały, co zrobić z Kaczyńskim, którego w sposób widoczny nie lubiły. Ekipa prezydenta Warszawy wypracowała więc metodę, która pozwoliła radzić sobie z tą sytuacją – systematycznie przebijano się do opinii publicznej z prostymi komunikatami: Polska socjalna kontra Polska liberalna, Balcerowicz musi odejść, paliwo rolnicze, weto dla podatku liniowego, powstanie warszawskie. To – plus telewizyjne debaty (o nich dalej) – wystarczyło. Sztab Jednak zanim zaczniemy analizować kolejne posunięcia kandydatów, warto przyjrzeć się ich sztabom. Dziś możemy mówić o zręcznych działaniach Kaczyńskiego na koniec kampanii, ale wcześniej należy docenić jego wolę walki w obliczu niesprzyjających sondaży i nieprzychylności mediów. Prezydent Warszawy miał w swoim otoczeniu grupę młodych wilków i jednego bulteriera, którzy napędzali jego kampanię. Na tle Kurskiego, Ziobry, Bielana czy Kamińskiego ekipa Tuska – Protasiewicz, Schetyna, Grabowski – prezentowała się nie tylko mniej bojowo, lecz także jako grupa, której mniej zależało na zwycięstwie. Ludzie PiS w ostatnich dniach rozjechali się po Polsce, wciąż zaskakiwali swoich przeciwników nowymi pomysłami, mieli inicjatywę. Klasycznym przykładem są ostatnie spoty reklamowe. Nagle pojawili się w nich Olgierd Łukasiewicz i Ewa Błaszczyk zachęcający, by głosować na Kaczyńskiego. Tusk na to nie odpowiedział, choć w jego otoczeniu ludzi kultury i sztuki, popularnych w kraju, z których zdaniem Polacy by się liczyli, było o wiele więcej. Mógł dobrymi nazwiskami przykryć Kaczyńskiego. Ale tego nie uczynił. Poszedł więc w Polskę komunikat,
Tagi:
Robert Walenciak









