Przed wielką wojną?

Przed wielką wojną?

Izraelska akcja w Libanie szybko się rozprzestrzenia Sytuacja na Bliskim Wschodzie staje się coraz bardziej zapalna. Niektórzy politycy i komentatorzy uważają, że III wojna światowa już się zaczęła. W każdym razie nie można wykluczyć regionalnego konfliktu na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Armia izraelska wciąż atakuje Hezbollah w Libanie. Naloty i bombardowania obróciły znaczną część tego kraju w perzynę. W ciągu kilkunastu dni ataki izraelskie spustoszyły go bardziej niż wojna domowa stoczona w latach 1975-1990. Ale generałowie państwa żydowskiego wciąż nie potrafią poskromić radykalnych szyickich partyzantów w Libanie. Rakiety Hezbollahu nadal uderzają w państwo żydowskie. Tylko 26 lipca bojówkarze Partii Boga wystrzelili 151 rakiet, a sumie było ich około 1,5 tys. Niektóre pociski dosięgły Hajfy, która jest trzecim co do wielkości miastem Izraela, oddalonym 50 km od granicy libańskiej. Niespodziewanie okazało się, że Hezbollah stał się trzecią potęgą militarną Bliskiego i Środkowego Wschodu (po Izraelu i Iranie). Szejk Hassan Nasrallah, przywódca Partii Boga, może zmobilizować około 15 tys. fanatyków, doskonale znających teren, mających poparcie szyickiej ludności, nieuchwytnych w niezliczonych parowach, wąwozach i jaskiniach. Wspierani przez Iran dysponują ogromny arsenałem broni lekkiej, w tym 15 tys. rakiet. Mają nawet perskie pociski Fadżr-3 i Sisal. Te ostatnie, o zasięgu 200 km, mogą dosięgnąć przedmieść Tel Awiwu. Izraelskie siły zbrojne zdołają zgnieść partyzantów, tylko podejmując ofensywę lądową na dużą skalę. Ataki z powietrza powodują duże zniszczenia i straty wśród cywilów, lecz członkowie Hezbollahu wychodzą z nich zazwyczaj obronną ręką. Największe rakiety Hezbollahu ukryte są tak głęboko pod ziemią, że nawet bomby przeznaczone do niszczenia bunkrów ich nie dosięgną. Ale ofensywa lądowa oznacza dotkliwe straty. W bitwie o miasteczko Bint Dżbeil, będące twierdzą Partii Boga, zginęło ośmiu izraelskich komandosów. Z trudem ewakuowano 22 rannych żołnierzy, przy czym rolę karetek pogotowia musiały odegrać supernowoczesne czołgi Merkava. Nawet jeśli Izrael opanuje południowy Liban, z pewnością nie stłumi oporu, gdyż Hezbollah to nie tylko partyzantka, ale prawdziwy ruch ludowy. Państwo żydowskie okupowało już w latach 1982-2000 południowy Liban, który stał się „izraelskim Wietnamem”. Kolejna okupacja, jeśli zostanie podjęta, może się okazać jeszcze bardziej kosztownym i krwawym przedsięwzięciem. Niekiedy powstaje wrażenie, że przywódcy państwa żydowskiego nie wiedzą, co dalej robić. Sytuacja Tel Awiwu jest tym trudniejsza, że istnieje także „drugi front” w Strefie Gazy, w której izraelscy żołnierze toczą nieustanne potyczki z sunnickimi, palestyńskimi bojówkarzami. Niemiecki tygodnik „Der Spiegel” zapytał na pierwszej stronie: „Czy Izrael w taki sposób może przeżyć?”. Komentatorzy zastanawiają się, jaka jest geneza obecnego konfliktu i jaką rolę odgrywają w nim najważniejsi aktorzy bliskowschodniej sceny politycznej. Amerykańscy i izraelscy publicyści oskarżają Iran o wzniecenie pożaru – Teheran wysłał swych sojuszników z Hezbollahu, aby porwali izraelskich żołnierzy. Mułłowie chcieli w ten sposób sprowokować Tel Awiw i Waszyngton. Wojna w Libanie miała posłużyć jako środek nacisku na uczestników szczytu Grupy G-8 w Petersburgu oraz odwrócić uwagę świata od irańskiego programu nuklearnego. Taka interpretacja nie do końca przekonuje. Iran jest najlepszym sojusznikiem Hezbollahu, na którego wsparcie przeznacza on rocznie 50 mln dol. Ale z pewnością nie jest tak, że przywódcy Partii Boga nie podejmują samodzielnie decyzji. Zresztą przed wznieceniem konfliktu Hassan Nasrallah musiałby z pewnością skonsultować się także z zaprzyjaźnioną Syrią. A Damaszek raczej nie szuka konfrontacji z Izraelem, która skończyłaby się dla Syrii klęską. Prawdopodobnie Nasrallah i jego doradcy nie spodziewali się, że reakcja Tel Awiwu na uprowadzenie dwóch izraelskich żołnierzy będzie tak gwałtowna. Znamienne, że Izrael przygotowywał się do ataku na Liban długo i starannie. Londyński „Financial Times” napisał: „Zmasowane bombardowania Libanu z ziemi, z morza i z powietrza w odpowiedzi na rajd Hezbollahu mają obecnie znacznie poważniejszy cel niż uwolnienie dwóch żołnierzy i prawdopodobnie od początku ten poważniejszy cel miały”. Być może Nasrallah rozkazał swoim partyzantom wypad na Izrael, zamierzając upokorzyć państwo żydowskie i wymienić pojmanych żołnierzy na arabskich więźniów. Tel Awiw wykorzystał jednak ten incydent, aby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 31/2006

Kategorie: Świat