Leszek Miller u Busha

Leszek Miller u Busha

Premier po raz pierwszy spotkał się z prezydentem USA jako szef polskiego rządu

Korespondencja z USA

Nowy Jork i Waszyngton. Trudno o ważniejsze symbole, kiedy odwiedza się Stany Zjednoczone po 11 września 2001 roku. Premier Leszek Miller podczas swojej wizyty w miejscu, gdzie jeszcze cztery miesiące temu stały 110-piętrowe wieże nowojorskiego World Trade Center, a dziś widać wielka dziurę, wypełnioną mętną wodą, powiedział: „To widok równie wstrząsający jak wspomnienie samolotu wbijającego się w burzy ognia w budynek WTC”. W ciszy patrzył na drewniane deski ściany, gdzie – tuż obok miejsca tragedii – wymalowano flagi kilkudziesięciu krajów, których obywatele zginęli w wyniku terrorystycznego ataku członków Al Kaidy. Przy polskich barwach ktoś napisał niezgrabnie długopisem:

„Łukaszowi – Rodzice”,

a nieco dalej, przy zdjęciu młodego chłopca: „Kocham Cię mocno – Kamila”. Obok było zdjęcie innej ofiary zrujnowanego World Trade Center, oficera marynarki z podpisem: „Joseph Grzelak”.
W Pentagonie, gdzie Leszek Miller rozmawiał z sekretarzem obrony USA, Donaldem Rumsfeldem, obrazy z 11 września miały zupełnie inny wymiar. Dziura w gigantycznym budynku ministerstwa obrony, wybita przez trzeci z boeingów kierowanych przez fanatyków Al Kaidy, prowokowała pytanie: co robić, by szaleńcy-terroryści nie doprowadzili do kolejnej tragedii. Rumsfeld nie miał w rozmowie z polskim premierem najmniejszych wątpliwości. Stany Zjednoczone, mówił, będą ścigać Osamę bin Ladena i jego ludzi w każdym zakątku świata. Nieoficjalnie mówiono, że w pierwszą rocznicę ataku na Nowy Jork i Waszyngton, wszyscy winni tragedii powinni być ukarani, a Pentagon odbudowany.
W tym kontekście przewijała się nazwa GROM-u, polskiej jednostki specjalnej, o której Amerykanie mówią w samych superlatywach. Niektórzy wojskowi eksperci w USA uważają, że to jedyny oddział w naszej armii, który bez problemu poradzi sobie w każdych warunkach bojowych. Koalicja, która powstała po 11 września 2001 roku, będzie zmuszona prowadzić działania przeciwko Al Kaidzie i międzynarodowym terrorystom jeszcze bardzo długo, przewidywali amerykańscy rozmówcy Leszka Millera. Padało pytanie: jaki może być tutaj wkład Polski? Podczas spotkania z dyrektorem CIA, George’em Tenetem, polski premier mógł usłyszeć sporo ciepłych słów pod adresem pracy naszego wywiadu w tej dziedzinie.
Obok komplementów były jednak

i cierpkie uwagi.

Amerykanie powtarzali, że nasza obecność w NATO nie może ograniczać się do symbolicznego wysyłania do walki niewielkich oddziałów bojowych albo luzowania jednostek amerykańskich na Bałkanach małymi grupkami polskich żołnierzy, bez taryfy ulgowej. Na GROM, a także polskich saperów, czekano niemal od pierwszych dni operacji militarnej w Afganistanie, mówili w kuluarach amerykańscy rozmówcy. Zanim jednak poczyniono w Polsce wszystkie przygotowania, główna część operacji afgańskiej już się skończyła.
Cyniczni realiści, którzy towarzyszyli Leszkowi Millerowi, sugerowali, że część z tych uwag była elementem artyleryjskiego przygotowania przed pytaniem: co dalej z przetargiem na samolot wielozadaniowy dla polskiej armii? Biały Dom i Pentagon coraz energiczniej naciskają Warszawę, by Polacy wybrali samoloty F 16. W polonijnej „Gazecie Polskiej” w dniu pobytu premiera w Nowym Jorku zacytowano słowa Davida Des Roche’a, dyrektora Defense Security Cooperation Agency w Pentagonie, który nawiązując do projektu wyposażenia polskiego lotnictwa w F 16, powiedział: „Jak mawiamy w Ameryce: nic nie ma za darmo. W USA uważamy, że decyzje wojskowe powinny być podejmowane z powodów militarnych, a decyzje militarne to inna sprawa”. Innymi słowy: nawet jeśli propozycje kupna europejskiego myśliwca Grippen wydają się Polakom bardziej atrakcyjne ekonomicznie, lepiej wybrać samolot amerykański, bo to

„klucz do koalicji

natowskiej”.
Dla ekipy Leszka Millera takie stanowisko Amerykanów nie było zaskoczeniem. Nasi eksperci wyjaśniali, że po wyborze Grippenów przez Węgry i Czechy USA muszą zrobić wszystko, by zagwarantować swojemu przemysłowi zbrojeniowemu tzw. kontrakt polski. Pesymista powiedziałby, że musimy się poddać tej presji. Optymista, jak tłumaczył dziennikarzom minister w Kancelarii Premiera, Tadeusz Iwiński, musi działać tak, by wytargować dla nas jak najkorzystniejsze warunki. Dlatego w Waszyngtonie Leszek Miller w rozmowach z prezydentem George’em W. Bushem i Donaldem Rumsfeldem ze stoickim spokojem powtarzał, że chcemy kupić F 16, ale pod warunkiem że Amerykanie przebiją innych nie tylko obietnicami udostępnienia nam po 2010 roku supermyśliwca przyszłości, tzw. JSF (Joint Strike Fighter), ale też ofertami współpracy w przemyśle zbrojeniowym i szerzej z polską gospodarką. Są takie możliwości, przekonywał Leszek Waliszewski, prezes organizowanego właśnie Polsko-Amerykańskiego Forum Gospodarczego.
Na zyski gospodarcze przyjdzie poczekać, jeśli nie uśmierzymy niepokojów środowisk żydowskich w Ameryce, które domagają się restytucji swojego mienia. W Nowym Jorku cały czas toczy się proces przeciwko Polsce, o

zwrot majątków Żydów

– obywateli USA. Prawnicy polskiej strony sceptycznie patrzą na szybkie załatwienie tej kwestii (po myśli Warszawy) na stronie sądowej.
Leszek Miller przyjął i to wyzwanie. W Nowym Jorku spotkał się z przedstawicielami głównych organizacji żydowskich i zapewnił ich, że przygotowywana ustawa reprywatyzacyjna na pewno obejmie wszystkich, niezależnie od obecnego obywatelstwa. Nie padły słowa, jakie będą zasady takiej reprywatyzacji, ale w kuluarach członkowie polskiej delegacji nie zostawiali wątpliwości: stan polskiej gospodarki nie daje szans na pełne rekompensaty.
Obie strony wciąż mają odmienne wizje takiej reprywatyzacji, mówiono po zakończeniu spotkania, ale Żydzi amerykańscy dostrzegają elementy dobrej woli po polskiej stronie.
W USA roku 2002 było to nasze drobne zwycięstwo.

 

Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy