Kiedy moja Żona wstaje z łóżka lewą nogą, a jest to wedle aktualnych badań naukowców, z którymi jestem zgodny, najpiękniejsza lewa noga świata, skądinąd w niczym nieustępująca prawej, uginam się pod ciężarem ambiwalencji, albowiem widzę piękno kasandryczne. W najlepszym razie skończy się na porannym utyskiwaniu. Dziś np., jak to w noworoczny poranek, poszło o czas, a mianowicie jego wektor wanitatywny – oto bowiem, choć nikomu nie żal słusznie minionego roku pandemicznego, nowy wszakże przybliżył nas do utraty ważności. Oto więc moja Żona przy porannej kawie z tostem włącza Radio Pogoda, ustawione co prawda przez nianię naszego brzdąca, ale niezmieniane przez nas, bo najczęściej spośród wszystkich radiostacji puszczające piosenki Agnieszki Osieckiej. Widząc, jak mi wpada w ucho song sprzed półwiecza, uświadamia mnie: „A wiesz, że to jest radio dla emerytów?”. I ciągnie temat, a nawet rozciąga go nieco nad miarę, narzekając, że w dawnych czasach mielibyśmy za sobą już trzy czwarte życia, a teraz nie wiadomo, ile człowiek jeszcze będzie musiał się męczyć. Jesteśmy już starzy, powiada, wszystko zatem, co przed nami, to nie życie, lecz starość, niechciane i źle napisane posłowie do powieści. Przypominam mojej Żonie, że mamy pięcioletnie dziecko i przez kilkanaście lat jeszcze powinniśmy dla dobra jego psychiki udawać młodych rodziców. Ale robak acedii już się we mnie wgryzł, już drąży korytarze w duszy. Z Pogody nadlatuje Julio Iglesias i jakiś jego przebój z wczesnych ejtisów, kolejna piosenka mojego dzieciństwa; wyrastałem w takiej audiosferze, te kawałki mi się zaszyły w zaułkach magazynów pamięci, przylgnęły do nich także resztki innych wspomnień. Kiedy to słyszałem po raz pierwszy? Świeżo po stanie wojennym, stoję z ojcem w kolejce do wyciągu narciarskiego w podhalańskiej wsi. Stoi się długo, a zjeżdża krótko, więc jestem przemarznięty, ale znajomy góral zauważa nas i mruga, żebyśmy przeszli do pustego wejścia dla górników – tak, tak, górnicy mają przywileje – idziemy zatem w stronę orczyka, odprowadzani nienawistnymi spojrzeniami ludności niekopalnianej. Widzę, że góral dolewa sobie z termosu herbaty do kubka, częstuje ojca – pytam, czy też mogę się napić, bo mi zimno, ojciec tłumaczy, że nie, bo to jest herbata dla dorosłych. My udajemy górników, alkohol udaje herbatę, żyjemy w kraju, który do końca dekady będzie udawał demokrację – czy czegoś nie rozumiem? Iglesias w radiu wybrzmiał, Żona odjechała z synkiem do przedszkola, chcę się zabrać do pisania, ale dostaję SMS od kumpla z liceum. Nagle przyszło do głowy, że przed sylwestrem 90/91 upili nas Bagsik i Gąsiorowski, przyszli aferzyści, naonczas nocujący przejazdem w chałupie znajomej góralki, w którejśmy spędzali młodzieńcze bachanalia. Próbujemy odtwarzać fakty – jeden był duży, drugi mały, blondyn i brunet, mieli swoich kierowców i bulgotali przy wódce, jak to spełniają marzenia, bo mogą rozdeptywać pomarańcze na ulicach ciepłych krajów. Częstowali nas jakimś drogim trunkiem i euforycznym mentalem nuworyszy; pamiętam jeszcze, że kumpel zasnął z krzesłem na głowie, a ja nazajutrz miałem takiego kaca, że wypijałem wodę z każdego jeziora podziemnego podczas akcji jaskiniowej. „To było 30 lat temu, ja prdl…”, wstukuję SMS, a kumpel chyba się obraża, bo nie odpisuje, osiągnęliśmy wiek, w którym nie powinno się z nadmiernym pietyzmem pochylać nad osią czasu. Wracam do roboty, miałem spisać doroczną dziesiątkę ulubionych filmów; pandemiczne wykluczenie kinomanów jednak zawęziło horyzonty, sprawdzam topteny znanych krytyków, u większości nie ma ani jednego z moich faworytów – czyli jak zwykle – ale u jednego ze znajomych widzę niemal na samym czubie jeszcze ciepłą premierę Netfliksa, rodzimy komediohorror. Sprawdzam, oglądam do końca z wielkim wysiłkiem i jeszcze większym niesmakiem, to jest tandetna podróba czegoś w rodzaju „This is the end” Setha Rogena i jego paczki, który sam w sobie był w zamierzenie złym guście – rodzaj kina, który można określić jako apocalyptic teen sex comedy. Krytyk broni tego polskiego gniota, tłumacząc, że oglądał go na pokazie testowym wśród zanoszących się śmiechem nastolatków, i sadzi dyrdymały o świetnym scenariuszu, wspaniałej roli żeńskiej etc. Zapadam się w trzęsawisku starości, moja Żona miała rację, jesteśmy przedatowani, odklejamy
Tagi:
starość









