Przegrani zwycięzcy

Przegrani zwycięzcy

Jak alianci potraktowali żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie Porzucenie Polski przez mocarstwa w 1945 r. miało nie tylko wymiar symboliczny. Dla niemal 250 tys. żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oznaczało wybór między powrotem do ojczyzny, której już nie rozumieli, a pozostaniem na obcej ziemi, która już ich nie potrzebowała. Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR), w który w 1946 r. przekształcono Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie (PSZ), stał się wylęgarnią taniej siły roboczej. „Rozbrojona masa żołnierska – wspominał płk Stanisław Pstrokoński – zamieniała się stopniowo na bezdomny, bezsilny rozgoryczony tłum poniewieranych wygnańców, których podstępnie wywieziono na brytyjskie targowisko, chłopom i fabrykantom angielskim na parobków oraz krajom zamorskim do nabycia”. Tylko niektórzy żołnierze otrzymali możliwość kontynuowania nauki na uniwersytetach. Nielepszy los spotkał generałów. Skromną emeryturę otrzymało tylko czterech z prawie 130 przebywających wówczas na Zachodzie generałów, 15 generałom przyznano specjalny jednorazowy grant w wysokości tysiąca funtów. Wśród tych, których pominięto, znaleźli się prawdziwi bohaterowie lat wojny – generałowie Sosabowski i Maczek. Pierwszy nie mógł nawet liczyć na bezprocentową pożyczkę. Przez resztę swojego życia zarabiał na utrzymanie pracą fizyczną. Dopiero w 2006 r., a więc 39 lat po śmierci, oficjalnie uznano jego zasługi w oswobodzeniu Holandii. Z kolei gen. Maczek po wojnie stanął za barem w lokalu prowadzonym przez byłego podwładnego. Pielęgniarz, windziarz, kreślarz, sklepikarz, rolnik, konserwator mebli, przewodnik turystyczny – to zawody, którymi parała się polska generalicja na powojennej emigracji. Tworzenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie rozpoczęło się już w pierwszych dniach kampanii wrześniowej. Na mocy umowy między Warszawą a Paryżem z 9 września 1939 r. władze polskie zyskały prawo do utworzenia we Francji jednej dywizji piechoty. Nim jednak zebrano wystarczającą liczbę ochotników, okazało się, że żaden z aliantów nie spieszy się z pomocą. Co więcej, pojawiły się problemy organizacyjne. Zachodni sojusznicy nawet nie ukrywali, że główną przeszkodą w realizacji umowy była ich niechęć do sanacyjnych przywódców. Sytuacja odmieniła się wraz z utworzeniem nowego rządu na czele z gen. Władysławem Sikorskim. Słusznie uważany za ulubieńca paryskich salonów, Sikorski zyskał nie tylko przychylność sojuszników, ale także ich wsparcie finansowe. Dzięki kolejnej umowie z 4 stycznia 1940 r. rozpoczęto odtwarzanie Wojska Polskiego. Obok pracujących we Francji czy w Belgii górników, jego szeregi zasilili żołnierze i oficerowie, którzy po klęsce wrześniowej różnymi drogami przedostali się do Francji. W kwietniu 1940 r. Polskie Siły Zbrojne liczyły już ok. 82 tys. żołnierzy, w tym 8 tys. lotników i prawie 1,5 tys. marynarzy. Polska armia miała składać się z dwóch korpusów piechoty i jednej, rozbudowanej, jednostki pancernej. Perspektywa wysłania brytyjsko-francuskiej ekspedycji wojskowej do Finlandii, która właśnie toczyła wojnę z ZSRR, skłoniła Sikorskiego do utworzenia dodatkowej Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. FILAR SUWERENNOŚCI Od początku PSZ uważano za filar polskiej suwerenności. W okólniku z 19 lutego 1940 r. wysłanym do polskich placówek dyplomatycznych August Zaleski, minister spraw zagranicznych, informował, że Polska „kontynuować będzie walkę zbrojną na lądzie, morzu i w powietrzu przy boku Francji i Anglii” oraz będzie prowadzić politykę państwa „mającego z natury rzeczy równy z pozostałymi państwami sojuszniczymi głos we wszystkich sprawach i decyzjach związanych z toczącą się wojną i ustaleniem warunków przyszłego pokoju”. Polityczny aspekt PSZ zaważył na ich dalszym losie. W myśl doktryny gen. Sikorskiego im bardziej polscy żołnierze zasłużyli się na polu bitwy, tym mocniejsza stawała się jego pozycja w rozmowach z Londynem i Paryżem. Zapewne dlatego zwlekał z decyzją o ewakuacji polskich oddziałów do Anglii w czerwcu 1940 r., skazując swoich żołnierzy na bezsensowną walkę nawet po kapitulacji Francji. Cóż z tego, że jej wódz naczelny, gen. Maxime Weygand, powiedział: „Inaczej potoczyłyby się wypadki wojenne, gdybym miał dziesięć takich dywizji jak polskie”? Spóźniony rozkaz ewakuacji kosztował życie setek ludzi i podkopał morale polskiej armii. Nie poprawił natomiast pozycji Sikorskiego, którego alianci nadal traktowali z góry. Karta wojenna PSZ to pasmo bohaterskich, choć nie zawsze zwieńczonych sukcesem akcji. Polscy żołnierze byli wszędzie tam, gdzie ich zachodni sojusznicy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2013, 2013

Kategorie: Historia