Przekłamane biografie

Przekłamane biografie

Filmowe biografie genialnych postaci zniszczyły już niejedną legendę Fanom tego wyjaśniać nie trzeba. Ale jeśli ktoś spoza tego grona chciałby poznać reżyserską interpretację mitu wokalisty Dżemu, Ryszarda Riedla, to w filmie „Skazany na bluesa” znajdzie niewiele. Brakuje choćby próby analizy, z czego wynikał magnetyzm wokalisty, który postacią kultową pozostał do dziś. A przecież podobnego formatu ikon w naszej popkulturze nie mamy zatrzęsienia. Podobne odczucia towarzyszą zresztą widzom filmowych biografii wybitnych postaci z ostatnich kilku lat. Niby wiadomo, kim sława była, dlaczego zwariowała, zachorowała czy popełniła samobójstwo. Ale dlaczego była genialna? Na podstawie samego filmu tego stwierdzić się nie da. Muzyka to jego życie Życiorysy znanych osób to łakomy kąsek – zainteresowanie publiczności murowane. Dla potrzeb filmowej opowieści uproszczenia są oczywiście nieuniknione. Podobnie jednak jak w przypadku adaptacji literatury, gdy twórców czeka konfrontacja z wyobrażeniami każdego z milionów widzów, tak i biografia filmowa nie zadowoli wszystkich. Przydaje się zatem zadbać o równowagę pomiędzy faktami z życia wybitnej postaci a sednem jej działalności. A to się udaje niezwykle rzadko. Pokazywany jesienią „De-Lovely”, historia życia Cole’a Portera, amerykańskiego kompozytora ery jazzu, w pewien sposób stanowi odwrócenie trendu. Tym razem twórczość portretowanego jest na pierwszym planie. Niestety musicalowa konwencja powoduje maksymalne skróty i epizodyczną strukturę. Porter, znany jako uosobienie braku umiaru, wielbiciel przyjęć, trunków i ekstrawagancji, tutaj jak kocha, to niezbyt przekonująco, jak pije, to delikatnie, jak szaleje, to też umiarkowanie. Film sprawdza się bardziej jako zestaw greatest hits niż biografia. Ścieżka dźwiękowa „Skazanego na bluesa” Jana Kidawy-Błońskiego to także bezdyskusyjny atut filmu (tak jak zresztą kreacja Tomasza Kota w roli głównej). Ale twórców interesował raczej coraz bardziej izolujący się od świata człowiek niż poeta i charyzmatyczny muzyk. Schizofrenia z ludzką twarzą O kwestię charyzmy potknąć się zresztą najłatwiej, jak przekonał się Oliver Stone w „Aleksandrze”, bo odtwórcy wielkiego wodza, Colinowi Farrellowi, właśnie tej cechy brakowało najbardziej. Z genialnymi muzykami jest o tyle dobrze, że ich twórczość trafia na ekran choćby w postaci ilustracji obrazu. W „Chopinie. Pragnieniu miłości” Jerzego Antczaka muzyki było sporo, ale obraz raził staroświeckim filmowaniem, o wielkim kompozytorze nic nowego nie powiedział i sprowadzał komponowanie do scenek inspiracji ludową melodią wygrywaną przez służącego. „Ray”, historia życia Raya Charlesa, najlepiej pokazuje właśnie jego muzykę. Ale jest także przykładem pułapki, w którą filmowcy chętnie wpadają. Jamie Foxx skupia się na każdym detalu zachowania, mówienia i manieryzmów bohatera, tak że ma się wrażenie oglądania prawdziwego Charlesa, a nie aktora. Jednak na resztę portretu środków wyrazu już brakuje. Ten sam błąd popełnił Will Smith, odgrywając postać Muhammada Alego w filmie „Ali”, który na naszym rynku trafił od razu do dystrybucji DVD. Jednak geniusz zostaje zupełnie przytłoczony, gdy na pierwszy plan wysuwa się jego choroba. Według „Pięknego umysłu”, genialny matematyk, John Nash, był przede wszystkim schizofrenikiem. O jego odkryciu ledwie napomknięto – na przełomową teorię gier wpadł podczas rozmowy z kumplami w barze. Filmowo chwytliwe, ale dalej mamy już do czynienia z portretem człowieka walczącego z chorobą i próbującego ratować związek z żoną, a nie matematyka. Odtwórca głównej roli, Russell Crowe, nie ukrywał, że zainteresowała go możliwość zagrania schizofrenii z „ludzką twarzą”. Dlaczego akurat z twarzą Nasha? Konia z rzędem temu, kto po obejrzeniu „Iris” był w stanie powiedzieć, dlaczego Iris Murdoch zaliczana jest do grona najważniejszych postaci współczesnej literatury brytyjskiej. Z bogatego życia pisarki i filozofki wybrano jej powolne umieranie na chorobę Alzheimera. Cały okres, gdy powstała większość jej 25 książek, pominięto. Jak zatem, nawet przy genialnej grze Judy Dench, widz ma pojąć tragedię erozji genialnego umysłu, jeśli nie poznał przykładów tego geniuszu? Wielką poetką była Zresztą w przypadku pisarzy filmowcy zwykle biorą znajomość ich twórczości za pewnik. Albo zakładają, że pozbawiony wyobraźni widz złapie się na reklamowy slogan o nieszczęśliwym życiu wybitnej poetki. Na temat przyczyn

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 35/2005

Kategorie: Kultura