Przewodnik po aktorach (nie tylko) warszawskich. Rok XII

Przewodnik po aktorach (nie tylko) warszawskich. Rok XII

Recenzenci narzekają na warsztatową zapaść teatru, a tymczasem na polskich scenach pojawia się coraz więcej spektakli wycyzelowanych. To nader krzepiące. Stąd w tym dorocznym rankingu pewien niedosyt, bo przy przedstawieniach tak świetnie zharmonizowanych jak „Arka Noego” Janusza Wiśniewskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu, „Wujaszek Wania” w reżyserii Wieniamina Filsztyńskiego w Teatrze Polskim w Warszawie, „Macbeth” Teatru Pieśń Kozła, obie premiery Grzegorza Jarzyny („T.E.O.R.E.M.A.T. i „Między nami dobrze jest”), „Zagłada ludu albo moja wątroba jest bez sensu” w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi czy „Szajba” w Teatrze Polskim we Wrocławiu i jeszcze paru innych w Narodowym czy warszawskim Współczesnym (świetny spektakl muzyczny „To idzie młodość” według scenariusza Krzysztofa Zaleskiego) można by wyróżnić dosłownie całe obsady. To korzystna zmiana, odejście od niebezpiecznego „gwiazdorstwa” w stronę teatru zespołowego. Czytelnika może zdziwić skąpa obecność w tym rankingu najgłośniejszych spektakli sezonu autorstwa bohaterów roku, czyli „(A)polonii” Krzysztofa Warlikowskiego i sztuki „Persona. Marilyn” Krystiana Lupy. Lupa w tym sezonie odebrał najważniejszą teatralną nagrodę europejską Premio Europa za całokształt twórczości, a przedtem grand prix w Krakowie za „Factory 2”, Warlikowskiego uczczono w Awinionie. Jednak oba te przedstawienia, choć każde warte uwagi, a Warlikowskiego ważne także ze względu na etyczny wydźwięk, obarczone są rozmaitymi wadami i konsumują mody, co zwykle artystom na dobre nie wychodzi. Aktorsko są to przedstawienia nierówne, a po części myślowo podejrzane (warstwa literacka „Marilyn” jest wręcz mierna). Na szczęście nie tylko moda i chwała w teatrze bywają zbawienne, a artystów szukających własnej drogi przybywa. Z nadzieją, że będzie ich coraz więcej, po kolejnym sezonie spędzonym w Warszawie (i nie tylko) – przedstawiam, jak co roku, aktorskie rachunki, tym razem sezonu 2008/2009. W niniejszym sprawozdaniu posłużyłem się przyjętymi w politycznych rankingach określeniami: w górę, w dół, bez zmian. Przegląd jest wysoce niesprawiedliwy, bo nie uwzględnia wielu nazwisk. Skupiłem uwagę na osiągnięciach i potknięciach, pomijając na ogół tzw. solidną średnią. Większość naszych aktorów miewa pomysł na występ, nie na rolę; zależy im na tym, by wystąpić, a nie – zagrać. I tylko ci najlepsi grają, bo gra u nich jest organiczna. O nich można powiedzieć, że są aktorami, o reszcie – że występuje. Konrad Swinarski, Kilka słów o współpracy z aktorem, 1967 w górę GRAŻYNA BARSZCZEWSKA – jej pierwsze i od razu wyśmienite spotkanie z Gombrowiczem w „Pornografii” w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego w prywatnym teatrze warszawskim Anny Gornostaj Capitol. Kto mógł przypuszczać, że tyle ciemnych mocy, surrealistycznego błysku i ognia kryje się w tej na pozór poukładanej artystce. KLARA BIELAWKA – udany debiut młodziutkiej absolwentki krakowskiej PWST w roli tytułowej Alicji (u boku Barbary Krafftówny) w „Alicji” według Lewisa Carrolla w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Dla zachęty daję plusa. W górę SYLWESTER BIRAGA – zbudował postać głupca wcielonego w sztuce „Mieszczanin szlachcicem” Moliera, wystawionej na jubileusz warszawskiego offowego Teatru Druga Strefa. Po Bogusławie Kobieli w telewizyjnym spektaklu Jerzego Gruzy nikomu w Polsce nie udało się przejść tej roli suchą nogą. Biraga zrobił to w rytmie wirującym, jego pan Jourdain wiruje po scenie jak bączek, pławiąc się do syta w głupocie. W dół PRZEMYSŁAW BLUSZCZ – zdobył markę rolami w głośnych przedstawieniach legnickiego teatru, ale w warszawskim Ateneum poległ jako Basin, bohater sztuki Jewgienija Griszkowca „Miasto” w reżyserii Artura Urbańskiego. Basin postanawia zerwać z dotychczasowym życiem, gnany potrzebą innego (jakiego?) życia. Zagrać egzystencjalny niepokój to wielka sztuka, Bluszcz poprzestał na demonstrowaniu ospałości i apetytu na mandarynki. W górę TOMASZ BORKOWSKI – wyborny Astrow w „Wujaszku Wani” Antona Czechowa w reżyserii Wieniamina Filsztyńskiego w warszawskim Teatrze Polskim. Aktor, obecny na scenie od dziewięciu lat, rodzi się w tej roli naprawdę, ukazując starcie tęsknoty za wielkim czynem z ciężarem pospolitości. Kiedy pochłania nerwowo jabłko, wyraża w ten sposób tłumioną namiętność, a kiedy na koniec bezradnie usiłuje nawiązać kontakt z bliskimi niedawno mu ludźmi, Wujaszkiem i Sonią, portretuje człowieka skazanego na jałowe życie. W górę EWA KONSTANCJA BUŁHAK – udany sezon: do wyrafinowanej wokalizy (Medea) w „Ifigenii” Antoniny Grzegorzewskiej dorzuciła rolę Heleny, szwagierki „Lekkomyślnej siostry” Włodzimierza Perzyńskiego w reżyserii Agnieszki

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 33/2009

Kategorie: Kultura