Moment, kiedy psów będzie u nas więcej niż ludzi, nie wydaje się tak odległy Ponad połowa gospodarstw domowych, podają statystyki, ma dziś zwierzę na wychowaniu, najczęściej psa lub kota. Oznacza to przynajmniej 6 mln psów i kotów, a biorąc pod uwagę, że często ludzie trzymają po kilka zwierząt, liczba ta może być większa. Do tego trzeba dodać psy podwórkowe żyjące na wsi, a tych może też być kilka milionów. Dodatkowo, jak podają szacunki specjalistów, mamy w kraju ok. 5 mln bezdomnych zdziczałych psów. W sumie żyjemy z kilkunastoma milionami psów, które mnożą się dużo szybciej niż ludzie, ale też dużo krócej żyją. Znawcy twierdzą, że w Polsce jest więcej psów na jednego mieszkańca niż w większości krajów Europy i nie tylko. Ponoć biją nas w tej konkurencji tylko Finowie, ale Finów jest zaledwie 5 mln. Warto więc przyjrzeć się, co te wszystkie psy w Polsce robią i skąd u nas taka miłość do potomków wilka. Pogada, przytuli, poradzi Prof. Krzysztof Konecki, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego, jest autorem fundamentalnej pracy pozwalającej jakoś ogarnąć to zagadnienie. W książce „Ludzie i ich zwierzęta” spora część stwierdzeń dotyczy psów. I choć prof. Konecki chętnie traktuje temat zwierzęcy łącznie – psy, koty, papugi, tchórzofretki, chomiki itd. – to jednak jego uwagi można odnieść bez większego błędu do gatunku Canis familiaris, czyli psa domowego, jak go nazwał Linneusz. Ostatnie badania pokazują, że w naszym społeczeństwie jest coraz więcej tych czworonogów. Trafiają do naszych domów różnymi drogami, jedne są kupowane, drugie ofiarowywane, wreszcie dosyć często z litości przygarniamy bezdomne przybłędy. Po co bierzemy do domu psa? Powodów jest wiele. Prof. Konecki ujmuje rzecz naukowo. Wyszczególnia cztery wzorce, według których ludzie postrzegają zwierzęta: partykularny, uniwersalistyczny, antropomorficzny i animalistyczny. Połączenie matrycy partykularnej i antropomorficznej daje obraz ludzi czasem nawet przesadnie dbających o swoich pupili, widzących w nich równoprawnych partnerów w życiu, z którymi można pogadać, wyżalić się, przytulić, poprosić o obronę, a nawet zapytać o radę. Ci „państwo” mówią o swoich zwierzakach „mój”, „nasz” i traktują pieska nie jako własność, lecz równego wszystkim domownika. Ale jest wielu takich, którzy chętnie okazują swoją wyższość – nad innymi ludźmi, a jeśli nie mogą, to przynajmniej nad zwierzętami. Psu pokazują jego miejsce w hierarchii, jak niewolnika przypinają na łańcuch lub, co gorsza, zamykają w klatce. Czułość okazują wtedy, kiedy im jest wygodnie, czyli rzadko, i zachowują się tak jak inne stadne zwierzęta. To postawa uniwersalistyczno-animalistyczna. Tacy ludzie potrafią zwierzę nagrodzić, ale i ukarać, tradycyjnie, kijem lub nogą. Antropomorficzny bzik Prof. Konecki stoi też za opracowaniem pt. „O zwierzętach w badaniach łódzkich socjologów”. Wynika z niego niezbicie, że prawie każdy łodzianin rozmawia ze swoim zwierzęciem, a co drugi kupuje mu prezenty. Dane dotyczące Łodzi można z powodzeniem rozciągnąć na cały kraj, choć ankietę uniwersytecką wypełniło zaledwie 457 mieszkańców regionu łódzkiego. Traktujemy więc domowe zwierzęta jak członków naszej rodziny. Ponad 85% pytanych twierdzi, że łączy ich ze zwierzęciem bardzo silna więź. Najłatwiej nawiązujemy przyjaźń z psem (97%), kotem (44%) i koniem (15%). Najtrudniej – z żółwiami, pająkami i jaszczurkami – te gatunki nie dostały nawet 5% pozytywnych odpowiedzi. Aż 93% właścicieli nadało swoim pupilom imiona. Niewiele mniej ze zwierzętami rozmawia – 86%. Częściej robią to mieszkańcy miast niż wsi i częściej kobiety. Prawie połowa ankietowanych daje zwierzętom prezenty. Najczęściej z okazji Bożego Narodzenia, ale także na urodziny. Jaką rolę odgrywają psy czy koty w naszym życiu? Głównie rozrywkową. Aż 73% łodzian bawi się ze swymi zwierzętami. Drugie ważne zadanie to pilnowanie obejścia. Prawie jedna trzecia respondentów mających zwierzęta przyznaje się, że spożywają one posiłki w ich towarzystwie. Co piąty pies lub kot ogląda ze swym właścicielem telewizję, a co szósty uczestniczy w przyjęciach. O psach, które wpuszcza się do swojego łóżka, wspomina 30% ankietowanych. Zdaniem prof. Koneckiego, liczbę tę trzeba pomnożyć przez dwa, bo zapytani najwyraźniej wstydzili się tego zwyczaju, zresztą słusznie, bo to niehigieniczne, można nabawić się trudnej
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









