Absurdy na polach bitewnych Pisze Geoffrey Regan: „Pruski marszałek polny Leberecht von Blücher trapił się myślą, że urodzi słoniątko, i był święcie przekonany, że zaszedł w ciążę z jakimś francuskim żołnierzem. Blücher miał także napady starczej melancholii. Twierdził ponadto, że Francuzi specjalnie podgrzewali podłogę pod jego pokojem, i to tak mocno, że chodzić może jedynie na czubkach palców (…). Grecki generał Hajianestis (naczelny dowódca armii w 1921 r.) był bardzo poważnie chory umysłowo. Jego choroba miała różne objawy. Przez jakiś czas twierdził, że nie może wstać z łóżka, ponieważ ma nogi ze szkła i mogą mu się rozbić lub z cukru i boi się, że się rozsypią. Adiutanci znajdowali go często leżącego nieruchomo na łóżku, a on sam wierzył, że jest nieboszczykiem. Kiedy natomiast zaczynał »działać«, wydawał niejasne i sprzeczne rozkazy. Spowodowało to całkowite załamanie morale w armii greckiej”. Tyle że Blücher wygrał, a Hajianestis przegrał. Jeszcze to jeden dowód, jak iluzorycznie łopotały kolorowe chorągiewki na militarnych mapach. ALE OTO JESTEŚMY już 17 listopada 1796 r. na polu bitwy pod Arcole. Dwie armie austriackie uderzają równolegle, żeby odblokować oblężoną Mantuę. Pierwsza z nich, licząca 18 tys. ludzi, pod dowództwem feldmarszałka barona Pawła Dawidowicza, bohatera wojen tureckich 1789-1791, wiąże o połowę mniej liczne, ale zajmujące korzystne pozycje, wojska hrabiego Claude’a-Henri de Vaubois. Druga, pod gen. Józefem Alvinzim, korzystając z obezwładnienia głównych sił francuskich, rusza prosto na miasto. Ściągnięte w ostatniej chwili posiłki z Werony oddzielają od Austriaków burzliwe nurty Adygi. Przeprawia się przez nie Charles-Pierre-François Augereau, ale przygniata go i zatrzymuje artyleria austriacka. W tej sytuacji Napoleon Bonaparte decyduje się zaatakować przez most poniżej. Chwyta sztandar republikański i na czele żołnierzy rzuca się na śliską kładkę. Spada z niej i mało nie tonie w oczeretach, z których wydobywają go w ostatniej chwili dwaj grenadierzy. Atak się załamuje. Na szczęście dla Napoleona oddziały André Masseny odblokowują siły Augereau. Bitwa zostaje ostatecznie wygrana. Obraz Antoine’a Grosa „Napoleon na moście pod Arcole” stanie się patetyczną wizytówką armii francuskiej i w niemałym stopniu przyczyni do chwały późniejszego cesarza. A przecież wszystko odbyło się inaczej. Nie chodzi tylko o błoto Adygi, w którym pośród koślawych trzcin, nenufarów i pijawek utopić się powinien „Bóg wojny”, ale o ostateczną nieodpowiedzialność jego czynu. Oto wódz naczelny, zamiast próbować kierować oddziałami, naraża się na bezużyteczną i prawie pewną śmierć, w chwili kiedy nic nie jest jeszcze zdecydowane. To byłoby do zaakceptowania w czasach Ulricha von Jungingena (…), jednak na przełomie XVIII i XIX w. to już tylko psychiatria i romantyzm. SĄ TO JEDNAK TYLKO barwne anegdoty. Prawdziwa psychiatria wojny zaczyna się wtedy, kiedy prowadzi się ją na przekór swoim własnym, wypracowanym i przemyślanym doktrynom czy też z całą świadomością działa się wbrew swoim najoczywistszym, wydawałoby się, interesom. (…) Przedstawię kilka z setek przykładów (w porządku chronologicznym): W roku 218 p.n.e. armia Hannibala przekracza Alpy i wdziera się do północnej Italii. W grudniu, nad rzeką Trebią, zastępują jej drogę wojska rzymskie pod trybunem Longusem Semproniuszem. Bitwa kończy się miażdżącym zwycięstwem Kartagińczyków. Rzymianie tracą trzy czwarte swoich sił. Zapewne Hannibal był lepszym wodzem od Semproniusza. Jest to jednak tylko część wytłumaczenia. W bezpośrednim starciu okazuje się również, że żołnierze Hannibala są lepiej wyćwiczeni i skuteczniej uzbrojeni niż ich rzymscy przeciwnicy. Potwierdza się to w następnym wielkim starciu na brzegach Jeziora Trazymeńskiego 24 czerwca 217 r. p.n.e. Owszem, napisze Rupert Matthews, iż była to „największa zasadzka w dziejach”, czyli tłumaczy znowu kolejną rozpaczliwą klęskę Rzymian wyłącznie geniuszem Hannibala. Nie odpowiada to jednak prawdzie. We wszystkich starciach, w których czasami Rzymianom udało się rozwinąć szyki, ponosili oni sromotne porażki. Czego nie chcą niekiedy do dzisiaj uznać historycy, rozumie doskonale senat rzymski. Wnioski nie są bowiem szczególnie skomplikowane. W polu Hannibalowi nie zdzierżymy. On jednak nie ma wystarczających sił na zdobycie, a nawet zaatakowanie Rzymu-miasta. Czyli w pewnej mierze złapał Kozak Tatarzyna, tyle że, zakładali słusznie senatorzy, w wojnie na wygłodzenie odległy o tysiące kilometrów od swoich baz i zdany na niepewne sojusze z regionalnymi
Tagi:
Ludwik Stomma









