Krwawe zamachy w Stambule ocaliły Turcję przed poważnym kryzysem politycznym Niewiele brakowało, aby w Turcji doszło do politycznego trzęsienia ziemi. Aż sześciu z 11 sędziów Trybunału Konstytucyjnego opowiedziało się za wyjęciem spod prawa rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), mającej korzenie islamskie. Należą do niej także premier Recep Tayyip Erdogan oraz prezydent Abdullah Gül. Na szczęście dla kraju nad Bosforem do delegalizacji politycznego ugrupowania koniecznych było siedem sędziowskich głosów. Ale Erdogan i jego zwolennicy nie mają wielu powodów do radości. Zgodnie z orzeczeniem Trybunału AKP utraci połowę subwencji państwowych. Przewodniczący sądu Hasim Kilic uznał, że wyrok jest poważnym ostrzeżeniem dla ugrupowania rządzącego i nauczką na przyszłość. Z wnioskiem o delegalizację AKP wystąpił w marcu prokurator generalny Abdurrahman Yalcinkaya. Stwierdził, że partia premiera Erdogana uprawia politykę islamizacji, usiłuje wprowadzić muzułmańskie prawo – szarijat – i w ten sposób zagraża świeckim fundamentom republiki. Fundamenty te położył po I wojnie światowej Kemal Pasza, zwany ojcem Turków (Atatürk), który ocalił swój kraj od rozpadu i stał się twórcą nowoczesnej republiki tureckiej. Wprowadził alfabet łaciński, zabronił noszenia turbanów i wielożeństwa, nadał Turcji ściśle sekularystyczny charakter. Dla elity państwa nad Bosforem, wojskowych, biurokratów i sędziów kemalizm pozostaje ideologią, której należy bronić za wszelką cenę, nawet kosztem demokracji. Oburzony prokurator domagał się więc, aby 71 dygnitarzy AKP, w tym prezydent i premier, otrzymało zakaz uprawiania działalności politycznej na kilka lat. Dowody, które zebrał Yalcinkaya, nie były zbyt przekonujące. Oskarżyciel przedstawił wypowiedzi przywódców AKP sprzed lat. Jedno z przestępczych stwierdzeń Erdogana brzmiało np.: „Turcja jako nowoczesny naród islamski może służyć jako przykład harmonii różnych cywilizacji”. Trudno to uznać za podżeganie do dżihadu. W 2006 r. premier podobno wezwał separatystów kurdyjskich z organizacji PKK: „Złóżcie broń, wówczas możemy o wszystkim rozmawiać”. Prokuratorowi nie spodobał się zwrot „o wszystkim” i uznał, że AKP jest gotowa pozwolić nawet na niepodległość terytoriów kurdyjskich. Kilku nadgorliwych lokalnych polityków z partii rządzącej utrudniało restauratorom uzyskanie koncesji na sprzedaż alkoholu. W mieście Kars, które miał odwiedzić premier Erdogan, pruderyjny burmistrz rozkazał usunąć na czas wizyty szefa rządu fontannę, którą zdobiły posągi obnażonych dziewic. Nie są to poważne przestępstwa, sprawozdawca referujący sprawę sędziom Trybunału Konstytucyjnego zalecił więc, aby wniosek prokuratora został odrzucony. Większość komentatorów, zarówno tureckich, jak i zagranicznych, przewidywała jednak, że sędziowie wyślą AKP na anatolijską pustynię, a premier i prezydent Turcji będą musieli poszukać sobie innego zajęcia. Publicyści wieszczyli ostre przesilenie polityczne w kraju zajmującym strategiczną pozycję na pograniczu Azji i Europy, należącym do Paktu Północnoatlantyckiego, aspirującym do UE. Od 1960 r. broniący kemalizmu sędziowie i generałowie zdelegalizowali w Turcji co najmniej 24 partie (zazwyczaj ugrupowania islamistyczne lub kurdyjskie), nigdy jednak taki los nie spotkał partii rządzącej, która cieszy się ogromnym mandatem społecznym. W ubiegłorocznych wyborach AKP zdobyła imponujące 47% głosów (w poprzedniej elekcji – 32%). Rządząca od 2002 r. partia Erdogana mimo łagodnie islamskiego charakteru zapewniła krajowi sześcioprocentowy wzrost gospodarczy, zniosła karę śmierci, ograniczyła bardzo rozległe uprawnienia wojskowych, wprowadziła kolejne ustawy, gwarantujące równouprawnienie płci. Premier wzywa wprawdzie kobiety, aby rodziły po troje dzieci, ale aborcja wciąż jest legalna i łatwa. Pod rządami AKP Ankara rozpoczęła w 2005 r. rozmowy akcesyjne z Unią Europejską. Społeczeństwo potrafi to docenić. Kemalistowska Republikańska Partia Ludowa (CHP) może liczyć najwyżej na 20-procentowy elektorat. Oskarża USA i Unię Europejską o knucie antytureckich spisków, sprzeciwia się prywatyzacji. Mimo tych nacjonalistycznych haseł nie ma co marzyć o objęciu rządów w dającej się przewidzieć przyszłości. Niektórzy komentatorzy nazwali więc procedurę delegalizacyjną AKP „puczem, przeprowadzonym przez sędziów”, puczem, który miał wbrew woli społeczeństwa usunąć wybrany demokratycznie rząd. Uprzednio, w kwietniu 2007 r., próbę internetowego puczu podjęli niemal wszechwładni nad Bosforem wojskowi. W groźnym internetowym memorandum ostrzegli rząd, aby prezydentem kraju nie został Abdullah Gül z AKP. Ten jednoznaczny
Tagi:
Krzysztof Kęciek









