Pusty żółty tramwaj w Lizbonie

Pusty żółty tramwaj w Lizbonie

April 2, 2020, Lisbon, Portugal: A man with a face mask walks by a billboard reading ÒEverything is gonna be alrightÓ during partial lockdown as part of state of emergency to combat the COVID-19 Coronavirus disease outbreak in Lisbon, Portugal on April 2, 2020. The Portuguese face at least another two weeks in lockdown after the government decided to extend confinement measures as deaths from the COVID-19 epidemic near 200., Image: 512089186, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: Pedro Fiuza / Zuma Press / Forum

Portugalczycy tęsknią za gośćmi Lizbona ucichła. Z zabytkowej dzielnicy Alfama i jej wąskich uliczek zniknęli turyści. W Chiado i Baixa restauracje reklamujące menu w dziesięciu językach są pozamykane. Przed Teatrem Narodowym na placu Rossio koczują dziesiątki bezdomnych. Słynny żółty tramwaj nr 28 nie jest przepełniony, a przed cukiernią Pastéis de Belém nie ciągnie się kolejka. Od 18 marca 2020 r., kiedy to prezydent Marcelo Rebelo de Sousa ogłosił stan wyjątkowy, ulice opustoszały – po raz pierwszy od zakończenia dyktatury w 1974 r. Stolica Portugalii, podobnie jak reszta kraju i duża część świata, stanęła. Od 4 maja następuje powolne odmrażanie. Być może jeszcze w tym miesiącu część kawiarni i restauracji zostanie otwarta, jednak pod bardzo restrykcyjnymi warunkami, toteż wielu restauratorów zapewne w ogóle nie otworzy lokali w maju. Mieszkańcy żyjący z turystyki nie odczuwają ulgi. „Zwykle w sezonie miasto wypełnia się ludźmi i tętni życiem. Obecny widok jest nie do opisania”, mówi Gregg Hupert, kierownik restauracji azjatyckiej Boa-Bao w Chiado. „Mieszkam w pobliżu Cervejaria Ramiro, popularnej restauracji, w której turyści zwykle godzinami czekają w ogonku na stolik – mówi Ansel Mullins, współzałożyciel Culinary Backstreets, firmy organizującej wycieczki kulinarne. – Teraz nie ma nikogo. Dla naszych małych sklepów i wszystkich, którzy utrzymywali się z turystyki, to bardzo trudny okres”. Jeszcze pod koniec lutego w mediach, wśród polityków i członków organizacji społecznych toczyła się dyskusja, jak w ciągu dekady masowa turystyka zmieniła Portugalię. Nie brakowało głosów krytycznych. Swego czasu głośno było w kraju o filmie „Alis Ubbo”. Dokument Paula Abreu miał premierę w 2018 r. i pokazywał, jak zmieniła się Lizbona w latach 2016-2018 wraz z napływem turystów. Poprzez „ironię i gorycz” film ukazuje „bezsilność mieszkańców wobec masowej turystyki”: wszechobecne statki wycieczkowe, tuk-tuki, hordy urlopowiczów itp. Według reżysera miasto zostało przekształcone w „Lisboboland”, mający służyć bardziej turystom niż mieszkańcom. Film dowodzi, jak drapieżna, a nawet absurdalna bywa turystyka masowa – powoduje gwałtowny wzrost czynszów i eksmisje, upadek lokalnych sklepików, tawern i kawiarni, które zostają zmiecione przez międzynarodowe sieciówki. Abreu zwraca uwagę szczególnie na gentryfikację miasta, co wiąże się ze wzrostem kosztów utrzymania i stanowi dla mieszkańców powód do niepokoju. Dziennik „Diário de Notícias” zauważa drastyczną różnicę między wartością nieruchomości a dochodami Portugalczyków. Portugalia stała się w ostatnich latach rajem dla zagranicznych inwestorów, ale nie dla samych Portugalczyków – pisał lizboński dziennik, który przeanalizował ewolucję rynku nieruchomości od końca kryzysu gospodarczego do czasu eksplozji turystyki. W ciągu ostatniej dekady ceny domów wzrosły czteroipółkrotnie bardziej niż płace. Od 2010 r. wartość nieruchomości podskoczyła o 46%. W tym samym okresie średni dochód brutto portugalskich pracowników wzrósł z 1036 do 1188 euro, czyli tylko o 10,4%. Masowa turystyka zmieniła charakter miasta, ale to dzięki niej Portugalia w latach 2008-2013 wyszła z kryzysu. Jak wynika z danych Światowej Organizacji Turystyki, sektor ten przynosi 16,5% PKB. Według niektórych ekspertów za sprawą turystów Portugalia, a zwłaszcza jej stolica, stała się miejscem bardzo popularnym i modnym, mekką młodych ludzi, freelancerów, ekologicznych start-upów. Lizbona przyciągała zagranicznych inwestorów, a kraj wychodził z kryzysu finansowego. Portal Politico pisał nawet, że Lizbona, obok Londynu, Paryża i Berlina, staje się nową stolicą przedsiębiorców z branży technologicznej na mapie Europy. „To miasto może się stać kolejnym dużym europejskim ekosystemem technologicznym”, oceniał John Graham-Cumming, dyrektor ds. technologii Cloudflare, jednego ze światowych liderów w dziedzinie bezpieczeństwa cybernetycznego. Graham-Cumming zdecydował się zamieszkać w Lizbonie, jak mówi, ze względu na „jakość życia, cen, pogody i stabilność polityczną”. W ubiegłym roku (po sześciu kolejnych latach wzrostu) stolica Portugalii osiągnęła rekord inwestycji zagranicznych w sektorze IT, informuje specjalistyczna strona Sifted. Lizbona jest dziś miejscem docelowym dla inwestorów z całego świata. Działa tu ponad 2,4 tys. nowych firm. Kraj wprowadził innowacje i stworzył sprzyjające środowisko dla biznesu, opracowując zachęty dla cudzoziemców. „W przeszłości w naszym państwie było wielu przemysłowców, ale innego rodzaju”,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 22/2020

Kategorie: Świat