No to znów UKIE będzie w MSZ… Dwa dni po rekonstrukcji rządu grono urzędników zastanawiało się nad tym przy herbacie. Bo co oznacza powrót pionu europejskiego do MSZ?
W historii III RP sprawy unijne miały różne ramy organizacyjne. Jako samodzielny urząd, jako pion w MSZ, jako pion w Kancelarii Premiera. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, choć to ostatnie – kiedy sprawy wdrażania unijnych decyzji przechodziły przez Kancelarię Premiera – wydawało się wszystkim najlepsze. A teraz się okazało, że jest inaczej.
Co ciekawe, w MSZ informacja, że trafi tu pion unijny, nie wywołała wielkiej radości. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, to jest jednak coś innego niż polityka zagraniczna, sprawy europejskie dotyczą bowiem niemal wszystkich ministerstw, więc chyba lepszym rozwiązaniem jest, by były przekazywane via Kancelaria Premiera, a nie poprzez MSZ. Wiadomo, z większą uwagą przyjmuje się to, co przychodzi z Kancelarii Premiera niż z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nawet kierowanego przez wicepremiera.
Po drugie, zawsze przy okazji takich połączeń tworzy się organizacyjny bałagan, a to utrudnia pracę. Weźmy pod uwagę takie „drobiazgi” jak sprawy logistyczne: pracownicy będą musieli zdać dotychczasowe telefony, laptopy i pobrać nowe, wprowadzić do nich nowe hasła, zalogować się. Ileż to roboty – dla pracowników administracji, dla informatyków. Ile pieniędzy na to trzeba wydać… Tak funkcjonuje państwo – politycy coś na papierze postanawiają, a potem za to płacimy.
Jest i trzeci powód – trzeba będzie na nowo układać kierownictwo ministerstwa. To także nie jest proste. Bo wiceministrów ma być mniej, a doszedł nowy pion. Teoretycznie mógłby nim kierować Marek Prawda, który w MSZ właśnie odpowiada za problematykę europejską. Choć w innej perspektywie niż UKIE. Ale zajmuje się tym teraz i nie wiąże się to z rekonstrukcją ministerstwa. Prawda jendak chce z MSZ odejść i o tym nasi urzędnicy też przy herbacie rozmawiali. Bo to wyrwa!
Marek Prawda, zawodowy dyplomata, w latach 2012-2016 był ambasadorem przy Unii Europejskiej. Później, w czasach PiS, został dyrektorem Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce i pełnił tę funkcję do 2021 r.
Bardzo to się PiS nie podobało. Dotkliwie Prawdę atakowano. Zarzucano mu wysługiwanie się Brukseli, brak patriotyzmu itd. A gdy został członkiem Konwentu Ambasadorów, czyli ciała gromadzącego byłych ambasadorów krytykujących politykę PiS, awansował do grona największych wrogów ekipy Kaczyńskiego. I lokowano go mniej więcej na poziomie Bogdana Klicha oraz Ryszarda Schnepfa.
U Radosława Sikorskiego został wiceministrem i – co oczywiste – powierzono mu sprawy unijne, prowadził tematy związane z naszą prezydencją. W zakres obowiązków minister wpisał mu także taki „drobiazg” jak odpowiedzialność za zatrudnianie obywateli polskich w Europejskiej Służbie Działań Zewnętrznych, instytucjach i organizacjach międzynarodowych. To ważne – bo Polska, w stosunku i do potencjału, i do innych państw, ma uderzająco mało swoich obywateli w instytucjach unijnych. Owszem, można to naprawić, ale trzeba wiedzieć jak. Takie Marek Prawda miał zadania. A co dalej? Znów kadrowe puzzle mamy na stole.








