Finały mundialu 2014 w Brazylii piłkarze kadry narodowej obejrzą na ekranach telewizorów Już po balu, a kto czekał na cud, nie doczekał się go. Nasza reprezentacja piłkarska w dwóch ostatnich wyjazdowych meczach eliminacyjnych przegrała najpierw 0:1 z Ukrainą w Charkowie, a potem 0:2 z Anglią w Londynie. Przyszłoroczne finały mistrzostw świata nasi zawodnicy obejrzą więc, wespół ze swoimi licznymi fanami, na ekranach telewizorów. Zgodnie z logiką wydarzeń i zapisem w kontrakcie pracę z kadrą narodową zakończył selekcjoner Waldemar Fornalik. Całkiem niedawno stwierdził, że „ta drużyna ma przyszłość”. Nie dopowiedział, że bez niego. W poniedziałkowe popołudnie 17 czerwca 2013 r. goszczący w studiu TVN 24 prezes PZPN Zbigniew Boniek stwierdził: „Odpowiedzialność za wyniki leży przede wszystkim na barkach zawodników. Trener w drużynie odgrywa wielką rolę, ale zacznijmy sobie uzmysławiać, że jego bezpośredni wpływ na zwycięstwo lub porażkę jest bardzo znikomy. To piłkarze są głównymi aktorami. Pytam głośno: ile w tym winy Waldka, że Rybus nie trafia w sytuacji sam na sam czy Polanski nie potrafi zagrać prostej piłki do Lewandowskiego? Wiem, że odpowiedzialność przenosi się głównie na selekcjonera, ale ja uważam, że wartość dobrej ekipy piłkarskiej dzieli się następująco: 80% sami zawodnicy, 20% – trener”. Dokładnie rok wcześniej, w niedzielę 17 czerwca 2012 r., piłkarze reprezentacji po odpadnięciu z finałowego turnieju Euro spotkali się w warszawskiej strefie kibica z sympatykami. Ponad 5 tys. osób usłyszało wówczas od Jakuba Błaszczykowskiego: „Zdajemy sobie sprawę, iż mogliśmy osiągnąć więcej. Dziękujemy wam bardzo, że zawsze jesteście z nami i zawsze w nas wierzycie…”. A Robert Lewandowski zapewniał: „Powiem krótko. Bądźcie z nami, pamiętajcie, że za chwilę eliminacje mistrzostw świata. W tych eliminacjach damy z siebie wszystko!”. Dzisiaj możemy powiedzieć, że były to kolejne deklaracje bez pokrycia. Jeżeli rzeczywiście dano z siebie wszystko, to tego „wszystkiego” nie było za wiele. Na dobrą sprawę zawiedli nawet ci, z którymi wiązaliśmy jakiekolwiek nadzieje. Lepiej gadali, niż grali Jak było podczas eliminacji do turnieju w Brazylii w 2014 r., czym się one zakończyły, widzimy wszyscy. Żeby naprawdę coś ugrać, musi zostać zachowana zasada prosta niczym konstrukcja cepa. Wygrywamy wszystko u siebie i staramy się wygrać lub co najmniej zremisować na wyjeździe. Kolejny raz nie zostało nic, dosłownie nic z gigantycznych, ale całkowicie irracjonalnych marzeń, snów o potędze biało-czerwonej reprezentacji. Nasi zawodnicy znacznie lepiej gadają, niż grają… Tzw. fachowcy (ilu was, raz?) każą nam wierzyć, że piłkarzy mamy nawet niczego sobie, jedynie ich gra zespołowa (niezależnie od konfiguracji) pozostawia mniej, a na ogół więcej, do życzenia. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Skoro – przynajmniej teoretycznie – wszystko gra, dlaczego w praktyce nie gra prawie nic? Kwestia mentalności, a może podejścia do zawodu. Dotykamy niezwykle ważnego aspektu starania się, by być lepszym. To wręcz żenujące, jeżeli na poziomie reprezentacji kraju dyskutuje się o takich elementach (walorach) jak ambicja, zaangażowanie, wola walki czy bodaj prozaiczna chęć rozegrania dobrego meczu. To „w skali narodowej” nie powinno być w ogóle przedmiotem rozważań. Niedawny przeciwnik, gwiazdor Czarnogóry i Juventusu Turyn Mirko Vučinić, zapytany o postawę Polaków w ostatnich latach stwierdził otwarcie: „Mam wrażenie, że jesteście rozpieszczeni. Za szybko się poddajecie, zamiast walczyć o swoje”. Dlaczego tak się dzieje – „to tajemnica mundialu, mundialu to tajemnica”, jak śpiewał przed laty Bohdan Łazuka. Zachowując zdrowe proporcje, przyjąłbym założenie nieco odmienne niż prezes Boniek, że zawodnicy decydują o 60%, a o 40% selekcjoner. Z akcentem na określenie selekcjoner, w żadnym wypadku trener. Po pierwsze, drugie i trzecie musi to być człowiek o nerwach jak ze stali chirurgicznej. Niełatwo utrzymać je (z mnóstwa powodów) na wodzy, ale jeśli zawiodą, nie wróży to niczego dobrego. A przykładów szkoleniowców odsyłanych z ławki na trybuny mamy wiele. Pod tym względem Waldemarowi Fornalikowi niczego nie można zarzucić. Jednakże w jego przypadku, podobnie jak poprzednika, Franciszka Smudy, potwierdziło się, że praca w klubie i praca z kadrą narodową to dwa kompletnie różne światy. Czyniący cuda Smuda totalnie zawalił Euro 2012 i tej opinii nie mogą zmienić
Tagi:
Maciej Polkowski









