Sąd Najwyższy USA zniósł zakaz finansowania kandydatów na prezydenta i do Kongresu przez koncerny amerykańskie oraz związki zawodowe Jeden z największych bossów partyjnych w USA w końcu XIX w. Mark Hanna powiedział: „Dwie rzeczy są ważne w polityce. Pierwszą rzeczą są pieniądze, a drugiej nie pamiętam”. W końcu stycznia br. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych głosami pięć do czterech dokonał fundamentalnej zmiany w finansowaniu kampanii wyborczej w USA, znosząc zakaz finansowania kandydatów na prezydenta i do Kongresu przez koncerny amerykańskie oraz przez związki zawodowe. Sąd Najwyższy większością jednego głosu orzekł, że dotychczasowe ograniczenia finansowania wyborów są sprzeczne z pierwszą poprawką do konstytucji Stanów Zjednoczonych, która zapewnia „wolność słowa i prasy, a także prawa ludzi do pokojowych zgromadzeń”. Uzasadnienie opinii większości zajęło 180 stron tekstu. Sędzia John Paul Stevens przedstawił odrębną opinię na 90 stronicach tekstu. W wyborach amerykańskich ogromną rolę odgrywa pieniądz. Jest to poważne ograniczenie zasad demokratycznych. Kto ma bowiem pieniądze, ma większą szansę zwycięstwa wyborczego. Jeden z polityków amerykańskich powiedział, że „pieniądz jest mlekiem matczynym polityki”. Kongres wielokrotnie próbował ograniczyć wpływy pieniądza na proces wyborczy. Obecnie obowiązują pewne ograniczenia w finansowaniu prezydenckich kampanii wyborczych. Generalnie rzecz biorąc, ustawodawca rozróżnia dwa rodzaje wkładów finansowych na cele kampanii wyborczej: tzw. twarde pieniądze (hard money) i miękkie pieniądze (soft money). Pierwszy rodzaj odnosi się do bezpośrednich wkładów na rzecz kandydatów. Natomiast tzw. miękkie pieniądze odnoszą się do wkładów na rzecz komitetów wyborczych, partii politycznych i ich działalności. Prezydencka kampania wyborcza może być częściowo finansowana ze środków publicznych, ale muszą być spełnione wówczas rygorystyczne warunki ograniczenia finansowania ze środków prywatnych. Już w 1907 r. ustawa Tillman Act zakazywała korporacjom finansowania kampanii wyborczych na szczeblu federalnym. Ustawa Tafta-Hartleya z 1947 r. wprowadziła zakaz finansowania wyborów do Kongresu przez korporacje oraz związki zawodowe. Pięciu sędziów, którzy ostatnio głosowali za zniesieniem zakazu finansowania kandydatów w wyborach prezydenckich, kongresowych oraz do władz stanowych, na czele z przewodniczącym Sądu Najwyższego USA, Johnem G. Robertsem, uznało, że rząd nie ma prawa zakazywać komukolwiek finansowania wyborów, ponieważ taki zakaz jest sprzeczny z literą i duchem konstytucyjnego prawa do wolności słowa. Zdaniem pięciu sędziów, którzy opowiadali się za taką decyzją podnosi ona znaczenie wolności słowa zawarte w poprawce konstytucyjnej. Po werdykcie Sądu Najwyższego rozgorzała w Stanach Zjednoczonych dyskusja nad jego politycznymi implikacjami. Zwolnienie korporacji amerykańskich z zakazu finansowania kampanii wyborczych poparli Republikanie, którzy bardziej niż Demokraci związani są z biznesem. Republikański senator z Kentucky Mitch McConnell uznał decyzję Sądu Najwyższego za „ważny krok w kierunku uznania przez pierwszą poprawkę ochrony praw tych grup, które wyrażają swoje opinie o politycznych kandydatach i problemach do czasu wyborów”. Inny republikański senator John Cornyn z Teksasu wystąpił z tezą, że decyzja ta „wzmacnia naszą demokrację”. Republikanie już analizują, na ile Sąd Najwyższy zwiększył ich szansę na zwycięstwo w wyborach do Kongresu w listopadzie br. Zadowoleni z nowych zasad są właściciele mediów, ponieważ oczekują zwiększonych dochodów. Steve Lanzano, prezes Telewizyjnego Biura Reklam, oczekuje, że w 2010 r. jego grupa może mieć dochody do 1,8 mld dol. Sędzia Anthony M. Kennedy, który referował opinię sądu w imieniu większości, twierdził, że werdykt zrównuje koncerny gospodarcze z koncernami medialnymi, które swobodnie, bez ograniczeń wyrażały dotąd opinie o kandydatach w kampaniach wyborczych. Zwolennicy zniesienia ograniczeń twierdzą, że nie ma dowodów na to, że ścisła regulacja finansowania kampanii wyborczych sprzyja walce z korupcją. Ponadto powołują się na przykład Australii, gdzie zarówno korporacje, jak i obywatele bez ograniczeń mogą finansować kampanię wyborczą. Przytłaczająca większość wypowiedzi i komentarzy w USA krytycznie odnosi się jednak do skutków decyzji Sądu Najwyższego, widząc w niej zagrożenie dla demokracji amerykańskiej. Wielkie, bogate korporacje będą miały ogromny wpływ na wynik wyborów i na politykę. Wyobraźmy sobie sytuację, w której lobbysta wielkiego koncernu idzie do kandydata na jakiś urząd i mówi mu: jeżeli pan poprze to i to, damy panu 10 mln dol. na kampanię, a jeżeli pan nie poprze naszych postulatów, to przeznaczymy
Tagi:
Longin Pastusiak









