Rodzice swoich rodziców

Rodzice swoich rodziców

Two senior women at home, hugging. Family and generations concept.

Na temat pielęgnacji i wychowania dzieci jest cała masa poradników, internetowych forów. Jeśli chodzi o seniorów, informacji brakuje – Nie można na coś takiego się skazywać. Dziwię się, że po dziewięciu miesiącach jestem jeszcze normalna – jeżeli jestem, bo może już nie. Nie miałam chwili dla siebie, a jeśli taka się zdarzyła, padałam i zasypiałam w ubraniu – mówi Barbara. – Mama zaczęła mieć problemy z pamięcią jakieś dwa-trzy lata wcześniej. Wciąż opowiadała te same historie. Podśmiewałyśmy się z tego, a gdybym wtedy wysłała ją do psychiatry, wyklęłaby mnie. Poszłam więc sama. Pani doktor przepisała lek, który bardzo pomógł mamie na stany depresyjne. Miałam wtedy jeszcze własne życie na emeryturze – troje dorosłych dzieci, wnuczkę, partnera. Chodziłam po górach, jeździłam na basen. Do mamy przychodziłam w razie potrzeby, zanosiłam jej obiady. Mieszkała sama w maleńkim mieszkaniu, parę bloków dalej. Tam mogłabym spać najwyżej na podłodze przy jej łóżku, bo inaczej to chyba w łazience. Poza tym każda z nas ma swoje nawyki – ja śpię przy otwartym oknie, mamie jest wtedy zimno. Ani jednej nocy tam nie spędziłam. Założyłam jej internet i kamerę w mieszkaniu. W styczniu w zeszłym roku upadła i złamała szyjkę kości udowej. Już w szpitalu po wypadku było widać szybko postępującą demencję. Nie pamiętała nawet, że miała operację. W maju doczekała się na rehabilitację w specjalnym ośrodku. Myślałam, że trochę odetchnę, chciałam się urwać chociaż na weekend. Tyle że gdy mój partner przyjechał po mnie, odebrałam telefon z ośrodka rehabilitacyjnego, że mama złapała zapalenie płuc. Do szpitala jej nie przyjęli. Lekarz, który akurat miał dyżur, powiedział: „90 lat i zapalenie płuc? No, gdzieś musi umrzeć, ale dlaczego na moim dyżurze?”. Wzięłam więc mamę do domu. Miałyśmy znajomego pulmonologa i ten ją z zapalenia płuc wyciągnął. Potem były problemy ze spuchniętymi nogami. W przychodni kardiolog na drugim piętrze, bez windy. Pani doktor natychmiast skierowała nas do szpitala. W szpitalu znowu ten okropny lekarz! Powiedziałam, że mamie nie można odstawić lorafenu, bo psychiatra ostrzegała, że grozi to padaczką, poza tym mama bez tego leku ma omamy. Przy wypisie co się okazuje? Oczywiście odstawili. Dali inny lek, zupełnie mamę tym załatwili. Wyszła ze szpitala w połowie sierpnia. Te dwa tygodnie, które spędziła w domu, to już był totalny koszmar. Miała zwidy. Do mnie mówiła „mamusiu”. Fizycznie i psychicznie nie dawałam już rady, mimo że jestem zdrowa i wysportowana. Dźwiganie przy korzystaniu z toalety, myciu i kąpielach już mnie przerastało, a z dnia na dzień było coraz gorzej. Bywałam u niej po sześć-siedem razy dziennie. W nocy zrywałam się i patrzyłam w kamerę. Co robi? Leży pod łóżkiem! To lecę. Znajdowałam ją zmarzniętą, bo musiałam wcześniej zlikwidować wiecznie zalany dywan. Gdy któregoś dnia – to było pod koniec sierpnia – podnosiłam ją z tej podłogi, zaczęła mnie po prostu bić. Nie wytrzymałam. Wsadziłam ją do łóżka, przykryłam, zostawiłam jej jakąś kromkę chleba. Pojechałam do sklepu, stanęłam w kolejce, zdruzgotana. Spotkałam mamy sąsiada, kolegę. Polecił mi dom opieki prowadzony przez jego znajomą. Za dwa tygodnie mama już tam była – to od nas 35 minut jazdy samochodem, więc jeżdżę do niej co dwa-trzy dni. W weekendy w miarę możliwości odwiedzają ją moje dzieci. Widzę, że żyje w swoim świecie. Mówi, że jest jej dobrze. Chyba miałabym większe poczucie winy, gdyby miała sprawny umysł i cierpiała przez to, że ją zostawiam. Bardzo to przeżyłam, ale nie żałuję mojej decyzji. Nie mogłam mamy zabrać do siebie, choćby dlatego, że mieszkam na czwartym piętrze bez windy. Cały miesiąc po oddaniu mamy nie mogłam spać. Wcześniej ciągle musiałam zrywać się, gdzieś biec, więc potem długo nie mogłam przywyknąć do tego, że nagle już nic nie muszę. Dopiero w październiku, gdy znów zaczęłam chodzić po górach, udało mi się trochę wrócić do normalności. Najgorsza jest niepewność jutra – Zupełnie nie byłam przygotowana do opieki nad tatą. Jeśli spodziewamy się dziecka, mamy na przygotowania dziewięć miesięcy, a konieczność zajęcia się starszą osobą zwykle spada na nas dość nagle – opowiada Małgorzata. Jej ojciec ma 84 lata i zaawansowaną demencję. Mieszka na tej samej posesji, ale w osobnym domku.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2020, 2020

Kategorie: Kraj