Chciał być śpiewakiem operowym i piłkarzem. Został jednak Józefem Henem „Północ. Zaczął się rok 2008. Rena zasnęła mocno – bez kolacji – chyba zaraz po ósmej wieczór. Wypiłem o północy jej zdrowie, wypiłem zdrowie dzieci, wnuków, przyjaciół gorzko-słodkim migdałowym amaretto. Zagryzłem kawałkiem kiełbasy polskiej (czysty cholesterol), do tego kiszony ogórek, kromka suchego chleba. Smakowało”. Tak kończy się „Dziennik na nowy wiek” Józefa Hena i zaczyna „Dziennika ciąg dalszy” obejmujący zapiski pisarza do roku 2013. Nie napiszę, że czytałam jednym tchem, choć fraza Hena temu sprzyja. Czytałam powoli, specjalnie, by na dłużej starczyło i by pomiędzy zastanowić się, sprawdzić, zajrzeć do swoich notatek, poszukać w internecie itd. Mocny w liczbach Chciał być śpiewakiem operowym, znał cały repertuar Kiepury. Chciał też być piłkarzem, grał w szkolnej reprezentacji piłki nożnej. Został jednak Józefem Henem. Pracował przy budowie autostrady Lwów-Kijów, w sowchozach i kołchozach nad Donem, przy budowie kolei Angren-Taszkent, w fabryce win w Samarkandzie, kierował grupą estradową, teatrem dywizyjnym, forsował jako żołnierz Nysę. Wylądował jednak za biurkiem i od tej pory do pracy miał niedaleko, z łóżka do biurka, kilka kroków. W ciągu całego życia nie przepracował na etacie ani jednego dnia. Nie wybudował domu, ale stworzył dom i Rodzinę. Nie wiemy, ile drzew posadził. Napisał 46 książek, wśród których są opowiadania, powieści, opowieści biograficzne, reportaże, felietony, opowieści autobiograficzne, dzienniki. Jest autorem 37 scenariuszy filmowych, telewizyjnych, radiowych. Wszystkie były zrealizowane. Być może nie jestem precyzyjna w liczeniu. Zgłaszam to zastrzeżenie pomna, że Józef Hen ma świetną pamięć do liczb i na pewno zna numery PESEL i NIP oraz 26 cyfr swojego konta bankowego. Nie wiem, czy szuflady Mistrza są pełne niedrukowanych wierszy, skoro swój pierwszy wiersz, „Łódź wierna”, publikowany w „Głosie Żołnierza”, po latach oceniał jako grafomański, lecz mający potencjał estradowy. Wiem natomiast, kto napisał przewrotny wiersz dla niego. W ciągu 91 lat życia przespał 32 lata, tak wynika z najnowszych badań. Nie obliczyłam, ile godzin przeznaczył na tworzenie, na jedzenie. Podejrzewam, że nie wypoczywał, bo nawet jeśli zdarzyło mu się leżeć do góry dnem, to i tak rozmyślał, co oznacza, że pracował. Pisarz nigdy nie zapisał się do PZPR. W przeszłości traktowany był jako persona non grata, jednak naciski władz nie zmusiły go do emigracji. Powyższe wiadomości zaczerpnęłam nie tylko z dzienników, ale i z autobiograficznych opowieści: „Nowolipie”, „Najpiękniejsze lata”, „Nikt nie woła”. Przeżycie jak kreacja Dzienniki są natomiast dla mnie kopalnią wiedzy nie tylko o osobistym życiu pisarza, bo tu, przyznać trzeba, Józef Hen jest dyskretny i mówi tylko tyle, by prywatnością okrasić opowieść o zawodowym życiu, ale i o lekturach, historii, etapach powstawania kolejnych książek, rytuałach związanych z pisaniem, także o kontaktach z innymi ludźmi ze świata kultury i polityki. Na przykład: Hen cenił przyjazne kontakty z Tadeuszem Różewiczem, z dystansem podchodzi do Kazimierza Kutza. Dlaczego, można wywnioskować z kilku przykładów. Wyłapuję z Henowych opowieści najchętniej to, z czym się zgadzam, bo jest po mojej myśli i w zgodzie z moimi wartościami i poglądami. – Co jest w pisaniu najważniejsze? – pyta Hena René Fürst, dziennikarz z niemieckiej redakcji Głosu Ameryki. – Courage – odpowiada pisarz jednym słowem, a ja uśmiecham się do siebie, bo u mnie też odwaga jest na pierwszym miejscu, nie talent, jak się wielu wydaje. I w podobny sposób dokonują się konkretyzacje także na innych planach opowieści. Na tym wszak polega m.in. korzyść z czytania: opowieść odnosimy do siebie, dzięki niej szukamy sensów pomiędzy dziełem a jego odbiorcą. Mam bowiem świadomość, że choć dzienniki są autobiografią, to niekoniecznie są konfesyjnym wyznaniem, co z kolei bynajmniej nie znaczy, że nie mówią prawdy. Sam fakt poddania literackiej obróbce własnych przeżyć stawia je w rzędzie kreacji choćby przez wybór tego, o czym chce się powiedzieć, pomijając to, o czym woli się zmilczeć. To jest przewaga, którą mają pisarze publikujący dzienniki za swojego życia. Dziennik przeznaczony do druku jest bowiem innym dziennikiem niż ten, który piszemy li tylko terapeutycznie. Śmiem twierdzić, że jedynie zapiski w stylu Gombrowiczowego „Kronosa” nie były stylizowane (no chyba żeby).









