Rozmaitości Eryka Lipińskiego

Rozmaitości Eryka Lipińskiego

Zabawna przygoda spotkała mój rysunek w roku 1965. Władze po długich naradach i wahaniach postanowiły wreszcie przenieść pomnik księcia Józefa Poniatowskiego dłuta Bertela Thorvaldsena z Łazienek, gdzie stał w ukryciu, przed pałac Prezydium Rady Ministrów. „Szpilki” postanowiły zamieścić na ten temat jakiś rysunek. Ponieważ prezes Rady Ministrów też miał na imię Józef, wymyśliliśmy taki żarcik: książę Józef wjeżdża na koniu przed pałac Prezydium, a z okna wychyla się premier Cyrankiewicz i obydwaj wyciągają ku sobie ręce, wołając: „Józiu!”.

Cenzura orzekła, że narysowałem premierowi za duży podbródek, że należy go na rysunku zmniejszyć. Ponieważ domagałem się dokładnej informacji, o ile milimetrów, przekazano mi, że premier życzy sobie, aby podbródek był mniejszy o cztery milimetry. Oczywiście dokonałem żądanych poprawek, przy czym zdawałem sobie sprawę, że premier Cyrankiewicz, znany z poczucia humoru, rysunku tego nie oglądał. (…)

Na konferencji w Ministerstwie Kultury i Sztuki dyskutowano na temat działania propagandowego obficie produkowanych w tym czasie plakatów. Utrzymywano, że trudno jest ustalić, który plakat spełnił swoje propagandowe zadanie, a który nie.

Zabrałem głos i powiedziałem, że w jednym wypadku możemy stwierdzić z całą stanowczością, że na przykład plakaty wyborcze zadanie swoje spełniły. Wybory przecież wygraliśmy. Nastała chwila kłopotliwej ciszy. Pierwszy przerwał ją minister Motyka, który nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Po nim ryknęli śmiechem wszyscy. A ja, udając zgorszonego, patrzyłem na wszystkich z dezaprobatą.

Pewnego razu jadąc autobusem, zauważyłem, że pod oknem siedzi aktor Jan Nowicki i przegląda amerykański tygodnik „Life”. Jak wiadomo, pismo to nie miało w Polsce debiutu. Podszedłem do Nowickiego, stuknąłem go w ramię i zapytałem urzędowym tonem:

– Przepraszam, czy ma pan pozwolenie na publiczne czytanie „Lifa”? – Tytuł czasopisma wymawiałem fonetycznie „life”, zamiast „lajf”.

Nowicki obejrzał się i nie dając po sobie poznać, że się znamy, od razu zaczął grać:
– Panie inspektorze, mam na pewno, ale zostawiłem akurat w domu – zajęczał błagalnym głosem. – Ja panu przyniosę, gdzie pan każe, pan sam zobaczy…

Pasażerowie autobusu przyglądali nam się z zainteresowaniem. Były to lata 50. i nikogo nie dziwiła sytuacja, że inspektor złapał kogoś na czytaniu zabronionej w Polsce prasy imperialistycznej.

– Pan wie, że trzeba zawsze mieć przy sobie pozwolenie na czytanie „Lifa” – ciągnąłem dalej.

Nowicki wił się przede mną:

– Panie inspektorze, ja naprawdę ostatni raz… już będę zawsze nosił… pan wybaczy…

Inspektor miał dobre serce. Poklepał Nowickiego po ramieniu:

– No, tym razem panu daruję, ale jeśli jeszcze kiedyś pana nakryję, to nie będę taki wyrozumiały… (…)

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 15/2016, 2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy