Wydarzenia na terenach od Zakliczyna do Nowego Targu potwierdzają, że Gross napisał prawdę Nie dziwię się ludziom, którzy czują się poruszeni czy wręcz oburzeni publikacjami na temat stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny. Szczególnie książkami Jana T. Grossa. Publikacje te kwestionują bowiem utrwalony mit Polski jako kraju, którego mieszkańcy nigdy nie kolaborowali z okupantem hitlerowskim. Mitologia jest narodową świętością. Kto ją podważa, w opinii społecznej stawia się poza narodem. Nawet wtedy, gdy jest z gruntu fałszywa. Kłopot bowiem w tym, że ci, którzy znają prawdę – milczą, bo mają ku temu uzasadnione, osobiste powody. Prace zaś rzetelnych historyków są dyskutowane w wąskich gronach specjalistów i nie stają się przedmiotem publicznej, narodowej debaty. Wreszcie o podtrzymanie fałszywej mitologii zabiegają niektórzy politycy, wychodzący z założenia – skądinąd słusznego z pragmatycznego punktu widzenia – że zdobędą w ten sposób sympatię wyborców. Może sobie Zakopane stawiać pomnik „Ogniowi”, patologicznemu antysemicie i mordercy Żydów. Każdy wybiera sobie takiego bohatera, na jakiego zasługuje. Lecz obecność prezydenta Rzeczypospolitej na uroczystości odsłonięcia tego pomnika skłania do zadumy. Kłopot z książkami Jana Grossa polega na tym, że podważają mit w sposób ostateczny, nie pozostawiając miejsca na nawet cień kompromisu. Nawet ten, który wyrażali bardziej zorientowani w tej problematyce: niektórzy Polacy pomagali Żydom w czasie wojny, niektórzy ich wydawali, większość była obojętna. Jan Gross nie neguje zasług tych, którzy pomagali, lecz obojętnych oskarża o bierny współudział w zbrodni. Jeśli fakty przeczą mitowi, tym gorzej dla faktów. Co nie zwalnia nas z obowiązku mówienia o faktach. Często jest tak, że pewne zaszłości historyczne są bardziej czytelne, gdy badamy je w mikroskali. Ów „efekt szkła powiększającego” pozwala lepiej zrozumieć zjawisko polskiego antysemityzmu. W zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego zachowało się sporo relacji z terenów rozciągających się mniej więcej od Zakliczyna do Nowego Targu. Szczególnie interesującym terenem są okolice Lipnicy Murowanej, tam bowiem relacje Żydów można skonfrontować z relacjami Polaków, zebranymi w latach 70. W cichych górskich wsiach i miasteczkach Był to teren specyficzny. Porośnięte lasami góry dawały ukrywającym się Żydom szansę przetrwania, przynajmniej przez pewien czas. Rozproszony typ zabudowy wiejskiej, często wchodzącej w las, dawał szansę tym spośród Polaków, którzy odważyli się przechowywać Żydów. Nie jest przypadkiem, że Franciszek Jarosz ze Stańkowej koło Łososiny, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, który przez ponad dwa lata przechowywał 14 Żydów, miał dom w lesie. Był to wreszcie teren, na który Niemcy do 1942 r. nie wkraczali. „Z początku wojny byłem w Krościenku i było nam tam bardzo dobrze i to nas zgubiło. Nie myśleliśmy o ucieczce, choć miałem dużo sposobności ratowania się przez ucieczkę do Słowacji. Z całej Małopolski zjeżdżali do nas Żydzi, bo w czasie, kiedy wszędzie już były wysiedlenia i getta, u nas panował spokój”, pisze Salomon Suesskind (relacja nr 301/4707). Czasem wpadali gestapowcy z Zakopanego, ale poprzestawali na wzięciu łapówki od Judenratu. Regina Kempińska z Wojakowej (okolice Zakliczyna) pisze, że do roku 1942 w okolicy nie widziała Niemca (relacja 301/3733). W relacjach brakuje jakichkolwiek wzmianek o wrogim lub choćby niechętnym stosunku miejscowej ludności do Żydów. Sytuacja zmieniła się wiosną i latem 1942 r. Zaczęło się wysiedlanie Żydów do gett, obozów pracy, na zagładę do Bełżca. Sądząc z zachowanych relacji, czynny udział Polaków (z wyjątkiem policji) w wysiedlaniu był stosunkowo niewielki. Owszem, są wymieniane nazwiska szczególnie brutalnych, lecz nie jest ich wiele. W niektórych relacjach odnotowano nawet odruchy współczucia i pomocy ze strony chłopów. Reginie Kempińskiej, będącej wówczas w zaawansowanej ciąży, lekarz za darmo udzielił pomocy przy porodzie, a proboszcz Wojakowej, ks. Leon Budacz, nawoływał z kazalnicy, by udzielić jej pomocy. Sytuacja zmieniła się po ogłoszeniu przez Niemców, że za udzielanie pomocy Żydom grozi śmierć. Pojawił się strach. Przyuczanie do eksterminacji Zdarzało się, że Niemcy wstrzymywali deportację, żądając od Żydów kontrybucji. Na ogół pieniędzy, czasem np. pościeli. Dawano im kilka dni na jej zebranie. Aby nie uciekli, na drogach rozstawiano patrole złożone z miejscowych chłopów. Z tego obowiązku – sądząc z relacji – przynajmniej znacząca część chłopów wywiązywała się dobrze. Później
Tagi:
Jerzy Pałosz









