Ludobójstwo zmanipulowane

Ludobójstwo zmanipulowane

66 lat rzezi na Kresach

Ihor Iljuszyn i Mirosław Czech zrównują rzezie dokonane przez UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z akcjami AK i BCh w obronie ludności polskiej

Niedawno ukazała się książka „UPA i AK. konflikt w Zachodniej Ukrainie (1939-1945)” autorstwa Ihora Iljuszyna, wydana przez Związek Ukraińców w Polsce.
Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, której Ukraińska Armia Powstańcza była ramieniem zbrojnym, głosiła hasło: „Wyrżnąć Lachów aż do siódmego pokolenia, nie wyłączając tych, którzy nie mówią już po polsku”. A w dyrektywie terytorialnego dowództwa UPA „Piwnicz” podpisanej przez „Kłyma Sawura” (Dmytro Klaczkiwśkyj) czytamy: „Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat”. Mordowano jednakże nie tylko mężczyzn, ale kobiety i dzieci, a także starców. Oto tylko dwa przykłady: 30 sierpnia 1943 r. we wsi Wola Ostrowiecka zginęło 529 osób, w tym 220 dzieci w wieku do 14 lat, a we wsi Ostrówki zamordowano 438 osób, w tym 246 dzieci do lat 14. W Janowej Dolinie zginęło ogółem ok. 600 osób. W małej kolonii polskiej, gdzie się urodziłem, także mordowano wszystkich, którzy nie zdążyli uciec. Niektóre moje rówieśniczki

wrzucono do ognia, inne do studni,

bo szkoda było naboju. Jedynie moją 80-letnią babkę, która jako krawcowa obszywała również okoliczną biedotę ukraińską, potraktowano łagodniej, nie żałując kuli.
Mordy na Kresach nie były okazjonalne, samorzutne, ale dobrze zorganizowane. Świadczy o tym m.in. fakt, iż jednego dnia, o świcie 11 lipca 1943 r., oddziały UPA, wsparte przez część miejscowej ludności ukraińskiej, otoczyły i zaatakowały ponad 100 bezbronnych wsi i osad polskich – a do 14 lipca liczba ta wzrosła do ponad 160 miejscowości. Dokonano tych masowych mordów jednocześnie w trzech powiatach. Na całych Kresach zamordowano ponad 120 tys. ludzi, tylko na samym Wołyniu ok. 60 tys.! I były to morderstwa okrutne; jak naliczyli badacze, stosowano 365 rodzajów tortur!
Ogromne zdziwienie budzi więc fakt, iż zarówno autor książki, Ihor Iljuszyn, jak i przedmowy, Mirosław Czech, dziwią się, że rząd polski nie uznał UPA za strukturę legalną! Czy oddziały, które dokonywały zbrodni ludobójstwa, można nazwać armią?
Na Wołyniu 27. Dywizja AK, obok walki z Niemcami, usiłowała chronić ludność polską, niestety powstała o wiele za późno, bo dopiero w 1944 r. Zanotowano tylko 17 jej zbrojnych akcji przeciwko garnizonom przygotowującym się do napadu na polskie wsie. W przeciwieństwie do cytowanych wyżej dyrektyw dowódców UPA nawołujących do mordów, dowództwo AK potępiało jakikolwiek terror w stosunku do ludności ukraińskiej. Potwierdzają to dokumenty archiwalne.
W przedmowie do wspomnianej publikacji Mirosław Czech pisze, że autor książki: „Metody, jakimi posługiwały się oddziały partyzantki ukraińskiej oraz uzbrojone w kosy i widły grupy chłopów – potępia”. Bo (tu cytuje on autora książki) „nic nie może usprawiedliwić śmierci dzieci, kobiet i starców”. I dalej pisze: „Podobnie osądza pacyfikację wsi ukraińskich, jakich dokonywały oddziały Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich”. Na miłość boską, jak można znaleźć podobieństwo w pacyfikacji wsi ukraińskich i w śmierci ponad 120 tys. Polaków! I dalej autor przedmowy: „Krwawą konfrontację determinował polski szowinizm i ukraiński nacjonalizm, które wywoływały po obu stronach postawy ekstremistyczne deprecjonujące ludzkie życie i przykrywające wszystko hasłami patriotycznymi. Na to nie może być usprawiedliwienia dla żadnej ze stron”. A więc znowu zbrodniami UPA obciąża się również AK i BCh. A polski szowinizm był równy ukraińskiemu nacjonalizmowi. Czy słyszał ktoś coś podobnego?! Czy jakiekolwiek polskie oddziały, podobnie jak UPA, mordowały bezbronną ludność cywilną? I tu nagle odkrywamy metodę przedstawiania faktów. Oto najpierw mówi się o zbrodniczej działalności, czyli podaje się prawdę o UPA, a następnie

stawia się znak równania.

To samo czyniła strona polska! Przyznają mi czytelnicy, że to bardzo chytra metoda kompilacji! Zawsze w jednakowym stopniu obie strony są winne! To również polskie oddziały napadały na ukraińskie wioski, paliły i mordowały w przerażający sposób! A polscy chłopi uzbrojeni w kosy i widły im pomagali!
Autor książki twierdzi, że szeroką akcję „depolonizacyjną” spowodowały antyukraińskie działania oddziałów AK i BCh na Chełmszczyźnie i Hrubieszowszczyźnie. Musiały to być straszne działania, jeśli formą odwetu były rzezie.
W książce mówi się, że wspieranie ówczesnego rządu i AK sprzeciwiającego się oddaniu polskich ziem wschodnich przerodziło się w krwawy konflikt. Czy zatem prosty polski chłop był agitatorem politycznym, przez co zasłużył na śmierć?
W innym miejscu czytamy: „W pewnym momencie epicentrum tego konfliktu stała się Chełmszczyzna i Wołyń, gdzie od drugiego kwartału 1943 wzajemne zabójstwa nabrały masowego charakteru”. Co to znaczy? Sugeruje się niedwuznacznie, że na podobną skalę jak UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, polskie oddziały urządzały rzezie ludności ukraińskiej na Chełmszczyźnie. A więc Chełmszczyzna to drugi Wołyń, tyle że tu Polacy byli również sprawcami rzezi. Znowu ta sama perfidna metoda przypisywania zbrodni także drugiej stronie!
Należy przyznać rację autorowi, gdy mówi, że działania OUN-UPA „były sprzeczne ze wszystkimi międzynarodowymi regulacjami prawnymi odnoszącymi się do form prowadzenia aktywności militarnej i w okresie powojennym działania takie, zgodnie z owymi regulacjami, były traktowane jako ťzbrodniczeŤ”. (Nie rozumiem, dlaczego termin zbrodnicze autor ujmuje w cudzysłów). I znowu, naiwni, perfidnemu autorowi za wcześnie przyznaliśmy rację, pisze on bowiem dalej: „Takiemu samemu osądowi podlegają antyukraińskie akcje polskich formacji zbrojnych, które doprowadziły do ofiar wśród ukraińskiej ludności cywilnej”. Co to znaczy? Ano to, że podobnie jak uznano po wojnie działalność OUN-UPA za zbrodniczą, tak samo należy traktować działania polskich formacji zbrojnych. Zapytajmy w tym miejscu autora: czy jakiekolwiek polskie formacje uznano po wojnie za zbrodnicze? Tak, zdarzały się niesubordynacje poszczególnych dowódców, polegające na dokonywaniu odwetów na ludności cywilnej. Takie przypadki były karane surowo, według prawa wojennego. Natomiast w OUN-UPA wydano rozkaz zabijania Polaków, jego wykonywanie wręcz nagradzano, uznając to za

wypełnianie „patriotycznego” obowiązku!

Autor książki, jak i autor przedmowy mówią, że szanse na porozumienie były nikłe. Winą za to autorzy obciążają obie strony. A prawda jest porażająca! Do uzgodnionego uprzednio spotkania delegacji AK z dowództwem UPA doszło 7 i 8 lipca 1943 r. Miejsce spotkania to Świniarzyna gmina Kupiczów i miejscowość Kustycze. W delegacji polskiej był poeta wołyński Zygmunt Rumel. Po rozmowach posłów polskich zamordowano, sposobem kozackim przez rozerwanie końmi. Oto jak kończyły się próby nawiązania kontaktu z UPA! Czy to również wina Polaków?
W Koszalinie odbyła się jedna z pierwszych promocji omawianej książki. Niestety, nie znaliśmy jej treści, nikt nie przypuszczał, że będzie w niej tyle ordynarnych manipulacji. Większość uczestników spotkania stanowili Ukraińcy, którzy m.in. bardzo narzekali na przedwojenne polskie rządy, które gnębiły i poniżały ich nację. I to jakby pośrednio spowodowało pogrom Polaków. Czy za poczynania polskich rządów przedwojennych ponosił winę polski wołyński chłop, który bywał biedniejszy od Ukraińca?! Nie tylko rządy polskie ich nację poniżały. Robił to także ideolog ukraińskiego nacjonalizmu, Dmytro Doncow, który za lepszych ludzi uważał tylko członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Natomiast pozostałą część narodu ukraińskiego nazywał czernią, tłumem lub nieokiełznanym bydłem.
Nie wiem, czy wszyscy Ukraińcy wiedzą o tym, iż z rąk UPA zginęło kilkadziesiąt tysięcy ich współbraci sprzeciwiających się OUN-UPA, pomagających lub ukrywających Polaków. Ukraiński profesor Wiktor Poliszczuk szacuje tę liczbę aż na 80 tys.!
Podczas koszalińskiej promocji książki Iljuszyna oburzano się w związku z akcją „Wisła”. Czy jednak ludobójstwo na Kresach można zestawiać z akcją „Wisła”?! Natura tych zjawisk była przecież całkowicie różna. A przede wszystkim skutki!
W pewnej chwili młody działacz Związku Ukraińców w Polsce powiedział: „Ukraińcy nie mordowali pod Poznaniem!”. A jakie mieli prawo mordować na Kresach?
I to zdanie niech będzie puentą tych refleksji. Budzi ono bowiem zatrwożenie nie tylko w odniesieniu do przeszłości i teraźniejszości, ale także – co najsmutniejsze – do przyszłości.
Podczas pisania tego artykułu pojawiały się przed moimi oczyma makabryczne obrazy z okresu dzieciństwa na Wołyniu, który jest moją ziemią rodzinną. Jak dla wielu Ukraińców ziemią rodzinną jest Polska.

Autor artykułu urodził się na Wołyniu we wsi Marcelówka, gmina Ludwipol, powiat Kostopol. Jest poetą i prozaikiem, wydał dotąd 30 książek, m.in. autobiograficzną powieść „Galop do Wielkiego Lasu” (1965), która została wznowiona w 2005 r. w jednym tomie z napisanym w ostatnich latach poematem „Wołanie Wołynia”

Wydanie: 2009, 29/2009

Kategorie: Opinie

Komentarze

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy