Jak rozumiesz przysłowie: kto zjada ostatki, jest piękny i gładki?

Jak rozumiesz przysłowie: kto zjada ostatki, jest piękny i gładki?

Ks. prof. Mieczysław Krąpiec, filozof, b. rektor KUL Najwidoczniej było tak, że panowie nie byli w stanie zjeść wszystkiego, co dla nich przygotowywano, a służba potem to, co zostawało na pańskim stole, dojadała. Musiało tego być pewnie bardzo dużo, ludzie byli bardzo syci i szybko pięknieli. Stąd pewnie wzięło się przysłowie. Słowo “ostatki” nie oznacza tutaj wcale końca karnawału, ale po prostu resztki z pańskiego stołu. Trzeba pamiętać, że słowo karnawał wywodzi się od carne vale, czyli “nie ma mięsa”. Dawniej w ostatki nie jadło się mięsa, potem był post i dopiero na Święto Zmartwychwstania było jadło w wielkiej obfitości. Jest takie powiedzenie: “Na Zmartwychwstanie Pana zjadał pan barana, a na dodatek w cieście kałdunów ze dwieście”. Tak się kiedyś w Polsce jadło, ale nie w Ostatki. Magda Gessler, kreatorka restauracji i wnętrz Absolutnie zgadzam się z tym powiedzeniem. Każda ilość tłuszczu wygładza ciało, bo się wtedy trochę tyje. Ponadto wyroby jajeczne i faworki dodają wigoru i urody. Wiadomo też, że wiele maseczek na twarz i na włosy tworzy się na bazie żółtek. Przysłowiowa gładkość u kobiet wynika z okrągłości i otyłości. Wiadomo, że kobiety chude są bardziej pomarszczone. Trzeba więc dokonać wyboru, albo piękna skóra, albo figura. Renata Gabryjelska, aktorka, modelka Powiedzenie to odnoszę do praktyki życia codziennego. Chodzi o ostatnie przysmaki na talerzu. Wyobrażam sobie niedzielny obiad rodzinny i chwilę, kiedy niezręcznie jest sięgnąć po ostatni kęs, bo widać, że inni też mają na to ochotę. Takie powiedzonko pomaga wtedy, sprawdziłam to wielokrotnie. Sama to wykorzystywałam i widziałam, jak inni pałaszują ostatnie kąski. To się sprawdza. Sama chętnie dojadam takie ostatki i to słowo nie ma chyba nic wspólnego z końcem karnawału. Generalnie jako aktorka i modelka dbam o figurę, ale czasem daję się ponieść emocjom. Po prostu lubię dobrze zjeść, zdarza mi się zjeść dużo. W każdym razie nie liczę pochłanianych kalorii. Barbara Ogrodowska, etnograf, Muzeum Etnograficzne w Warszawie To jest stare powiedzenie, które nadal funkcjonuje w języku potocznym. Chodzi tutaj o tego, kto zjada resztki i nie zostawia nic na talerzu. Na pewno nie można tego powiedzenia łączyć z Ostatkami. Obyczaj zjadania resztek do ostatniego kęsa nie ma jednak jakiejś nadzwyczajnej interpretacji. Czy ktoś będzie od tego specjalnie urodziwy? Wydaje się, że nie ma tutaj ukrytego sensu, racjonalnego uzasadnienia ani głębszej symboliki. Powiedzenie to nie wiąże się też z charakterystycznym dla Polski szacunkiem dla jedzenia, dla każdej kromki czy okruszyny chleba. To przysłowie jest wyraźnie żartobliwe, zaś powiedzenia i przysłowia o chlebie, które np. u Glogera zajmują pół strony, mają zupełnie inny klimat. Ryszard Kalisz, Rada Bezpieczeństwa Narodowego Jedzenie do ostatniego kęsa niedobrze służy, bo wtedy znacznie się przybiera na wadze. Należy jeść tylko do takiego momentu, kiedy człowiek się czuje dobrze i ma z tego satysfakcję. Ogólnie zasady dotyczące jedzenia można odnieść szerzej do życia. Ostatni kęs często bywa kością. Maciej Kuroń, właściciel restauracji “Buffo” w Warszawie Zrozumienie tego powiedzenia jest sprawą dosyć prostą. Życie nas uczy, że zdarza się raczej odwrotnie z tymi, którzy dojadają ostatki. Nie myślę nawet o zatruciach, które mogą się pojawić, kiedy się je jakieś niedojedzone resztki, leżące długo na stole, które szybko ulegają zepsuciu. Chodzi o normalne posiłki, które przygotowuje się np. dla całej rodziny, a potem dojada się po dzieciach, które nie zjadły wszystkiego. Niestety, dojadanie po innych jest przekleństwem łasuchów. Wiele osób zasłania się tym, że nie lubi, jak się cokolwiek w kuchni marnuje. Ja również tak myślę, choć tego typu uczucie jest silniejsze u starszego pokolenia, które przeżyło wojnę, gdy z jedzeniem było krucho. Ja takiego prawdziwego głodu nie pamiętam, choć były czasy, że wiele rzeczy, np. wędlin brakowało, ale był np. jakiś ser. Pamiętam jednak, gdy gotowałem z moją babcią, która pochodziła z Poznańskiego, słynącego z oszczędności, że u niej niczego nie można było marnować. To jest oczywiście rzecz ważna, ale podjadanie tylko po to, by się nie zmarnowało, nie prowadzi do niczego dobrego. Widzę to po sobie. Zygmunt Kałużyński, krytyk filmowy Jestem staruszkiem, który niedosłyszy, niedowidzi i niewiele mu już smakuje. Jednak w Encyklopedii Staropolskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2001, 2001

Kategorie: Pytanie Tygodnia